Ostatni szczyt Unii Europejskiej, poprzedzony nowa świecką tradycją jaką są szczyty „bandy czworga” (czyli szefów rządów lub państw: Niemiec, Francji, Hiszpanii). Przyniósł kulawy, jak zwykle kompromis.
Ostatni szczyt Unii Europejskiej, poprzedzony nowa świecką tradycją jaką są szczyty „bandy czworga” (czyli szefów rządów lub państw: Niemiec, Francji, Hiszpanii). Przyniósł kulawy, jak zwykle kompromis. Jednak i w Madrycie i w Rzymie, odtańczono tańce radości. I nie była to tylko propaganda, bowiem do odtrąbienia zwycięstwa i Italia i Hiszpania ma racjonalne podstawy. Charakterystyczna była nerwowa rekcja szefa Komisji Europejskiej – Portugalczyka Jose Manuela Barroso, który już w Brukseli przestrzegał poszczególne kraje, aby po zakończonym spotkaniu nie przedstawiały go własnej opinii publicznej jako własnego sukcesu, bo wszak – jak zwykle – miał zwyciężyć wspólny, „europejski” interes… Oczywiście tak się nie stało, bo poszczególni politycy i ich formacje muszą dbać o wyborców i chcą się w ich oczach przedstawiać (przecież słusznie!) jako obrońcy interesu narodowego i państwowego. Stąd też żądanie Przewodniczącego Eurokomisji było absurdalne. A, gdy nie zostało ono spełnione, Barroso wybuchł w czasie posiedzenia Parlamentu Europejskiego w Strasburgu w ostatni wtorek. Skądinąd basował mu szef europarlamentu Niemiec Martin Schulz. Tak więc koalicja chadecko – socjalistyczna starała się, jak widać, zadbać o „polityczną poprawność” w Unii. Mało skutecznie.
Wydaje się, że bardziej radosnej miny premiera Monti i Rajoya niż kanclerz Merkel nie były po szczycie przypadkowe. A, że Berlin i sprzyjające mu media robią dobrą minę do złej gry, to już inna sprawa.
Choć swoją drogą, możliwe małymi krokami, czasem cofają się wstecz, Niemcy idą ku większej integracji i federalizacji. Jednak nie tak, jakby chciały!