Bez kategorii
Like

Radosław Sikorski, oszust i kłamca czy agent i zdrajca?

29/06/2011
1171 Wyświetlenia
0 Komentarze
28 minut czytania
no-cover

A może wszystko naraz?

0


Sikorski, w "Kropce nad i", bredząc jak zwykle, nie zaskoczył nikogo. Już na początku, komentując odpowiedź Watykanu na notę MSZ, skłamał bezczelnie twierdząc, że dzięki tej jego akcji "o. Rydzyk wycofał się ze swoich słów i częściowo przeprosił …" Tymczasem o. Rydzyk, tylko z poczucia obowiązku, wytłumaczył takim ciężko myślącym, jak Sikorski, co dokładnie powiedział, że nie nazwał Polski państwem totalitarnym, lecz totalitaryzmem określił niektóre metody działania i szykany administracji Tuska!

I tym oto sposobem, Sikorski wystąpił przeciwko VIII Przykazaniu, nie pierwszy już raz "dając fałszywe świadectwo przeciwko bliźniemu swemu". Ale czego innego można się było spodziewać, po tak prymitywnym, pozbawionym godności, zżartym chorymi ambicjami człowieku … On najchętniej wszystkie swoje grzeszki zrzuciłby na o. Rydzyka lub Kaczyńkich …

Pokazując innym takich ludzi jak Radosław Sikorski, faktycznie można zohydzić Polskę. Dlatego należy nieustannie ostrzegać, że tacy ludzie jak on czy choćby Waldemar Kuczyński, życzą jak najgorzej naszej Ojczyźnie – i to pomimo tego jak wiele jej zawdzięczają! Nie jest ich dużo, ale niestety, szkód czynią tyle, jakby była ich cała wataha.

Prawie równo rok temu, Sikorski dał popis swego odczłowieczenia, udowadniając, że stać go na każdą podłość. Wtedy to apelując na wiecu w Bydgoszczy o poparcie dla człowieka WSI Bronisława Komorowskiego, powiedział pod adresem Jarosława Kaczyńskiego:

"Prezydentura to nie nagroda pocieszenia za utratę bliskiej osoby."

Takim jak Radosław Sikorski można jedynie odpowiedzieć, że:

" Prezydentura to nie nagroda za zdradę!" i niech na nią nigdy nie liczy!

W swej bezczelności Sikorski posunął się do tego stopnia, że ośmielił się wmawiać, że prezydent Lech Kaczyński nie uważał Antoniego Macierewicza za wiarygodnego człowieka i urzędnika. A dowodem na to – według Sikorskiego – miało niby być, wstrzymanie publikacji aneksu w sprawie WSI(sic!)

Równie bezsensownie tłumaczył się Sikorski z tego, dlaczego za niewiarygodny uzna raport komisji Macierewicza, dotyczący katastrofy smolenskiej a którego jeszcze nie czytał! Argumentem na to, że ten raport "to czysta polityka", miałby być brak dostępu do dowodów i i to że Macierewicz nie jest specjalistą w dziedzinie wypadków lotniczych …

Jak teraz wytłumaczy się Sikorski przed premierem, że zdeprecjonował "gotowy" już raport komisji Millera, który właśnie na biurko premiera trafił? Przecież jest faktem, że komisja Millera również nie posługiwała się dowodami a tylko tym, co podsunął MAK, no i minister Miller również nie jest specjalistą od wypadków lotniczych!

Można by się zastanawiać, na ile ten prymitywizm zachowań Radosława Sikorskiego wynika bezpośrednio z jego cech wrodzonych a na ile wpływ miało otoczenie – w osobie m.in. jego równie prymitywnego mentora, specjalisty od chowu bydła i zwierząt futerkowych, czyli Władysława Bartoszewskiego. Jednak nie to jest istotne, lecz fakt, że szkody jakie czyni ten bolszewicki duet, są wprost nie do ogarnięcia. To dzięki takim jak oni, byli komuniści, esbecy, kapusie … mają się dobrze, zarówno w Polsce, jak i na placówkach dyplomatycznych.

By nie bawić się we własne oceny, przytoczę trochę zapomnianych już materiałów, coraz częściej jakimś cudem znikających z Internetu (Czyżby dzięki "nietotalitarnemu" reżimowi Tuska?) a świadczących o zasługach położonych przez nich, względem tamtych środowisk.

Najpierw list z Ameryki:

"Szanowny Panie Prezydencie!
Szanowny Panie Premierze!

W okresie minionego miesiąca byliśmy świadkami bezprecedensowych oszczerstw
wypowiedzianych przez prominentnych przedstawicieli polskiego rządu. Panowie
ministrowie Radosław Sikorski, Ryszard Schnepf, Jarosław Gugała, uprzednio
również pan minister Władysław Bartoszewski, przy braku jakiejkolwiek reakcji ze
strony odpowiedzialnego za działania swoich podwładnych Pana Premiera Donalda
Tuska, oraz również przy braku jakiegokolwiek choćby odcięcia się od tych
działań, ze strony Pana Prezydenta RP – w sposób zupełnie bezpodstawny i bardzo
krzywdzący, zniesławili i znieważyli zasłużoną organizację Polonii – Unię
Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych Ameryki Łacińskiej – oraz w szczególny
sposób zniesławili i znieważyli osobę jej Prezesa, pana Jana Kobylańskiego,
prominentnego członka naszej społeczności.
W szczególności pan minister Radek Sikorski wydał polecenie wszystkim placówkom
konsularnym RP i ich pracownikom, a także ambasadorom RP oraz pracownikom
ambasad, zakazujące utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z panem Prezesem Janem
Kobylańskim."
www.kworum.com.pl/article.php?uid=1367

" Kobylański stanowczo poparł Moskala w jego sporze, i natychmiast z osoby
honorowanej i docenianej zmienił się w osobę gwałtownie atakowaną przez
oficjalne polskie kręgi polityczne, zwłaszcza MSZ oraz takie gazety, jak
„Wyborcza”. Skoordynowaną nagonkę przeciw Kobylańskiemu prowadzili m.in. b.
ambasadorzy RP w Ameryce Południowej: Ryszard Schnepf (i jego żona, dziennikarka
TVP Dorota Wysocka-Schnepf), Jarosław Gugała i Daniel Passent. Przypomnijmy tu,
że R. Schnepf, jako wysoki rangą współpracownik premiera K. Marcinkiewicza,
skompromitował się publicznym poparciem dla takiego antypolskiego
przedsięwzięcia, jak gazociąg rosyjsko-niemiecki na dnie Bałtyku, za co został
usunięty ze stanowiska. Z kolei Daniel Passent był przez lata, począwszy od
stanu wojennego, propagatorem rządów Jaruzelskiego i do dziś pozostaje bardzo
wpływowym dziennikarze postkomunistycznej „Polityki”, a sam Gugała był po prostu
bardzo lewackim dziennikarzem telewizyjnym.
Szczególnie podłą rolę w nagonce na J. Kobylańskiego odegrał dziennikarz
„Gazety Wyborczej” Mikołaj Lizut."
www.usopal.com/index.php?option=com_content&task=view&id=1437&Itemid=1
"Jest pewna choroba wśród ludzi MSZ, dotyka ona szczególnie często tych, którzy
w dyplomacji pracują niezbyt długo, mniej niż 12 lat. To dziwna przypadłość –
szefowie (i szefowe) naszych placówek chorują na rezydencję. Ograniczmy się do
tegorocznych "bohaterów": Róża Kozłowska w Monachium swoją rezydencję zmieniała
parokrotnie, zmiany okazały się także hobby byłego ambasadora w Chorwacji,
Wiesława Walkiewicza.
Teraz na rezydencję zachorowała Joanna Kozińska-Frybes, konsul generalny w
Barcelonie. Do MSZ przyszła pracować na początku lat 90., natychmiast wysłano ją
jako ambasadora do Meksyku, po powrocie kierowała Departamentem Dyplomacji
Kulturalnej, a ponieważ obawiała się, że nowa władza źle ją potraktuje (tzn.
adekwatnie do umiejętności), w ostatnich dniach Bartoszewskiego ewakuowała się
do Barcelony jako szefowa tamtejszego konsulatu
. Zanim dotarła do stolicy
Katalonii, pojawił się tam jej mąż. Złożył wizytę w placówce i poprosił
urzędującego jeszcze konsula generalnego o pożyczenie służbowego samochodu.
Konsul się zdziwił: "Po co panu samochód? Jeżeli trzeba gdzieś podwieźć, to
kierowca pana zawiezie". Na te słowa pan Frybes nie stracił rezonu. I
odpowiedział spokojnie, że chce samochód, bo musi pojeździć po Barcelonie, żeby
znaleźć rezydencję dla przyszłej pani konsul."
www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=artykul&id=1331

"Stare kadry, nowy rząd
Tymczasem kadry MSZ, jak wynika z prasowych doniesień, gorączkowo szykują się, by przetrzymać "zmianę warty" w resorcie. W czasie gdy obecny rząd powinien już pakować manatki, dyrektor generalny MSZ Krzysztof Jakubowski postanowił rozpisać… konkurs na stanowiska dyrektorów departamentów w MSZ. Osoby, które obejmą te funkcje, będą praktycznie nieusuwalne.
Ponieważ sprawa konkursów wywołała burzę w prasie, kilku urzędników wykorzystało inną ścieżkę umocnienia się na stanowiskach, a mianowicie możliwość przyznania etatu przez dyrektora generalnego MSZ. Premier Belka w dniu złożenia dymisji "zdążył" podpisać kilka awansów, m.in. Henczela, na etat… ambasadora tytularnego. Jest to najwyższy etat w służbie zagranicznej (a przypomnijmy – Henczel zdał egzaminy do służby zagranicznej dopiero latem tego roku). Tego rodzaju nominacja wiąże się z podwyżką wynagrodzenia do poziomu 10-15 tys. miesięcznie, czyli więcej, niż zarabia wiceminister…
Ewakuacja na placówki
Część pracowników MSZ zamierza "przetrzymać" nową władzę na placówkach zagranicznych. Obsada niektórych trąci głębokim PRL-em. Ambasador RP w Madrycie, była wiceminister w MSZ Grażyna Bernatowicz, jeszcze w latach 70. swoje prace naukowe podpisywała nazwiskiem męża – Bernatowicz-Bierut. Maciej Górski, ambasador RP w Grecji, a wcześniej w Rzymie, jest znany z tego, że grywał w tenisa z prezydentem Kwaśniewskim, a poza tym jego mama była… sekretarką Bieruta. Sam dyrektor generalny MSZ Krzysztof Jakubowski, odpowiedzialny za kadry tzw. służby zagranicznej, jest szwagrem byłej posłanki SLD Aleksandry Jakubowskiej. On też wybiera się obecnie na zagraniczną placówkę do Indii. Zabawna sytuacja powstała w ambasadzie polskiej w Berlinie; mamy tam… trzech ambasadorów – jednego pełnomocnego i dwóch tytularnych. Ambasador pełnomocny – Andrzej Byrt, znany z proniemieckiego nastawienia, w oświadczeniu lustracyjnym przyznał się do współpracy z SB.
– Jeżeli do MSZ wkroczy Platforma, nie będzie radykalnych posunięć kadrowych, bo PO ma zbyt silne związki z byłą Unią Wolności. A w MSZ obowiązuje niepisana umowa, że co 4 lata wymieniają się kadry SLD i UW. Jak jedni obejmują funkcje w kraju, to drudzy jadą na placówki, żeby przeczekać. Jeśli się ich nie utrąci na początku kadencji, to "przezimują" na placówkach i znów wrócą na stanowiska – ostrzega urzędnik MSZ."
www.informacje.int.pl/Przezimowac-zmiane-rzadu-Jak-peerelowska-gwardia-w-Ministerstwie-Spraw-Zagranicznych-szykuje-sie-art84.html

"W różnych publikacjach można znaleźć dziesiątki przykładów wysokich rangą urzędników MSZ czy ambasadorów wywodzących się z rodzin komunistycznych. Na przykład Stefan H. Wilk pisał w "Głosie" z września 2006 r. o "Krzysztofie Jakubowskim, szwagrze osławionej minister Aleksandry Jakubowskiej", przez wiele lat, od 1995 r., dyrektorze generalnym MSZ. Krzysztof Górecki pisał już o nim w "Naszej Polsce" z 30 kwietnia 1997 r.: "Krzysztof Jakubowski. (…) Bardzo dobrze osadzony w komunie. Drugie pokolenie działaczy o komunistycznym rodowodzie (…). W latach 1989-1993 radca ambasady w Londynie. Wcześniej bardzo przeciętny urzędnik. Dostrzeżony i awansowany na wicedyrektora gabinetu ministra dopiero przez K. Skubiszewskiego. Za Władysława Bartoszewskiego zostaje dyrektorem generalnym MSZ. Należy do najbliższego kręgu znajomych A. Kwaśniewskiego i bliskich przyjaciół jego rodziny".
Według "Głosu" z 30 września 1997 r., "Rosatiemu doradzali i wywierali decydujący wpływ na jego politykę kadrową rezydenci tajnej policji politycznej. Przykładem dyrektor generalny MSZ Jan Granat, syn b. szefa Wojsk Ochrony Pogranicza, wieloletni pracownik Departamentu Kadr i kadrowy oficer wywiadu wojskowego PRL (za komuny był także I sekretarzem KZ PZPR).
———->
W przypadku Granata zadziałało także kryterium rasowe. Jojne Granat jest potomkiem żydowskiego komunisty, który po wojnie przybył z Sowietów do Polski i siłą wbijał Polakom we łby komunizm. Przez ludzi Geremka został zaakceptowany i uznany za 'swojego’ (…).
Kontynuując temat w "Naszej Polsce" po blisko 7 latach (nr z 12 grudnia 2006 r.), Krzysztof Górecki pisał: "Ciekawe, że zaakceptował go Geremek. Ba, stał się jego głównym doradcą w sprawach kadrowych. Dzisiaj zaakceptowało go PiS. Ciekawe, w czym doradza temu ostatniemu? Jeśli nie daj Boże, PiS utraci władzę, PO dostanie MSZ w 'idealnym’ kadrowo stanie. Tusk tu 'normalności’ nie będzie musiał przywracać".
—————-
Na łamach "Naszej Polski" z 27 września 2005 r. można było przeczytać opowieść K. Góreckiego o innym barwnym rodowodzie – Marka Jędrysa, ówczesnego ambasadora w Wiedniu (gdzie jest teraz?), a wcześniej ambasadora w Bernie i dyrektora Departamentu Europy. Według Góreckiego, M. Jędrys był kadrowym oficerem wywiadu wojskowego (potwierdził to Raport Antoniego Macierewicza o działaniach WSI, gdzie M. Jędrys znalazł się na liście ujawnionych agentów i oficerów WSI), a jego ojcem był płk Zygmunt Jędrys, były zastępca komendanta wojewódzkiego ds. SB w Łodzi, naczelnik wydziału najbardziej związanego z bandyckimi tradycjami utrwalania stalinizmu w Departamencie III MSW (Departament Ochrony Konstytucyjnego Porządku).
Rodzina Bierutów
Wśród dyplomatów III RP nie zabrakło piastujących wysokie stanowiska urzędników powiązanych z rodzinami dyktatorów PRL. Szczególnie "wyróżniła się" pod tym względem "rodzina Bierutów". Krzysztof Górecki tak pisał w "Naszej Polsce" z 30 sierpnia 2005 r. o najsłynniejszej postaci z tego rodu wśród dyplomatów RP: "Maciej Górski – ambasador RP w Atenach, to nieślubny syn Bieruta i jego sekretarki Wandy Górskiej, aktywistki PPR. Kreator i propagandysta stanu wojennego, znany z wystąpień u boku Urbana, któremu prowadził konferencje prasowe, szef Interpressu. W Rzymie, gdzie był jeszcze do niedawna ambasadorem, nie należał do najbardziej zapracowanych dyplomatów. Zajmował się jedynie goszczeniem partyjnych i wojskowych prominentów SLD w prywatnym charakterze nieprzerwanie wizytujących Rzym. Stąd nasza ambasada nazywana była 'Pensjonat Rubens’ (leży przy via Rubens). Oprócz pełnienia funkcji szefa pensjonatu zajmował się także kolekcjonowaniem… talonów na benzynę. Na swoje nazwisko zarejestrował pięć samochodów i pobierał z MSZ Włoch talony, które pokątnie z zyskiem spieniężył za – bagatela – kilkanaście tysięcy euro. Po powrocie z Rzymu mianowany ministrem obrony narodowej ds. polityczno-wychowawczych (sic!). W Atenach przejmuje schedę po innym współpracowniku Urbana – Grzegorzu Dziemidowiczu".
Inni dyplomaci komunistycznego chowu
Bardzo długo można by jeszcze wyliczać różne przypadki dyplomatów RP z komunistycznym rodowodem. Ograniczę się do bardzo skrótowego wyliczenia tylko kilkunastu z nich. Według tekstu K. Góreckiego z "Naszej Polski" z 27 września 2005 r., Jarosław Spyra, były wicedyrektor Departamentu Ameryki (w 2005 r. ambasador w Chile, jest nim do dziś), jest synem płk. Eugeniusza Spyry, byłego naczelnika Wydziału III w Departamencie I MSW. Z kolei ulokowany w jednej z agend ONZ Włodzimierz Cibor jest synem majora Tadeusza Cibora z Departamentu III MSW, który rozpracowywał m.in. Melchiora Wańkowicza przed aresztowaniem w 1964 roku. Andrzej Lisowski, z nominacji Bartoszewskiego konsul generalny w Săo Paulo, jest synem płk. Bogdana Lisowskiego, m.in. wicedyrektora Departamentu I MSW, rezydenta bezpieki w Paryżu i Bejrucie. Ryszard Ostaś, naczelnik w Departamencie Konsularnym, jest synem płk. Józefa Ostasia, funkcjonariusza MSW, zastępcy prokuratora generalnego oraz kierownika Wydziału Administracyjnego KC PZPR. Były zastępca dyrektora Departamentu Konsularnego MSZ, później konsul generalny w Kalingradzie Jarosław Czubiński, jest bratankiem Lucjana Czubińskiego, długoletniego prokuratora generalnego PRL. Wojciech Piątkowski, były wicedyrektor Departamentu Polityki Bezpieczeństwa MSZ, a w 2005 r. radca minister w Londynie, jest synem Wacława Piątkowskiego, byłego kierownika Wydziału Zagranicznego KC PZPR. Z kolei urzędujący ambasador RP w Armenii Tomasz Knothe jest synem Jerzego Knothego, byłego funkcjonariusza KPP i agenta Kominternu, a później ambasadora w Pekinie. Ojczymem T. Knothego był wieloletni PRL-owski wiceminister spraw zagranicznych Józef Winiewicz.
www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20070609&id=my31.txt

"Ważne w tym środowisku są także koneksje klanowo-rodzinne; jego kilkumiesięczny następca, który nie zdążył
wyjechać na ambasadora do Indii, Krzysztof Jakubowski jest szwagrem osławionej minister Jakubowskiej ("…i
czasopisma"). O ideowości i honorze podobnych jak Jakubowski person ("non grata" – chciałoby się rzec!) w MSZ zaświadcza literatura pamfletowa wyrosła z czasów PRL. Cytowany już przeze mnie "Kosobudzki" pisze z
oburzeniem, a przy tym zabawnie o późniejszym dyrektorze generalnym Jakubowskim (pierwszy raz został dyr. gen. w kwietniu 1995 r.): "W czasie pobytu na tej placówce [w Londynie w l. 1989-1993] publicznie głosił, że do partii został zaciągnięty na siłę i był w niej pod przymusem, pełniąc m.in. funkcje sekretarza komitetu zakładowego PZPR w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Obrzydliwe odcinanie się od swojej przeszłości partyjnej miało swój cel i służyło określonym przedsięwzięciom. Ciekawe jest tylko, czy ci, którzy słuchali opowieści o przymusowym członkostwie w PZPR dawali temu wiarę. Losy zawodowe K. Jakubowskiego w nowym ustroju świadczą, że chyba tak. Jest podobno przyjacielem prezydenta A. Kwaśniewskiego". [pisane w 1997 r.] Dobrze jest potrafić być przyjacielem wszystkich: za Skubiszewskiego, Jakubowski był jego wicedyrektorem gabinetu, za pierwszej kadencji Bartoszewskiego, nim został dyrektorem generalnym Jakubowski był już dyrektorem gabinetu ministra. Niewątpliwie wybór tych ministrów, gdy chodzi o najbliższych współpracowników (a takimi są dyrektorzy/wicedyrektorzy gabinetu) świadczy nieco o ich preferencjach, w tym preferencjach politycznych i moralnych (Władysław Bartoszewski: "Warto być przyzwoitym". Otóż uważamy, że rzeczywiście warto, a nie tylko frazesami wycierać sobie usta!)"
Oto przykład, pierwszy z brzegu, jak domena służb, w tym WSI może być dojną krową dla… niewątpliwie części kierownictwa i MSZ i służb specjalnych. Za utopienie w ostatnich latach dziesiątek milionów złotych w budowę gmachu ambasady RP w Berlinie odpowiedzialni są ambasadorzy: w Rzymie Michał Radlicki (był wówczas dyrektorem generalnym) i b. ambasador w Bernie (obecnie po raz kolejny dyrektor) – Jerzy Margański. Panowie ci bezustannie awansowali w swej karierze. Czy nie jest to ewidentny przykład rozpięcia nad nimi parasola ochronnego określonych instytucji, bo przecież nie można w to uwierzyć, że same łaskawe oko ministra Geremka wystarczy, aby chronić nieudaczników, przez których działania podatnik stracił dziesiątki milionów złotych. Jak opowiadali sobie, zwykle dosyć zorientowani kierowcy rządowi, tylko w 1999/2000 r. p. Margański rozbił 6 służbowych samochodów, nadto został przyłapany przez policje berlińską w niedwuznacznej sytuacji z pewna kobietą na berlińskim ringu – wszystko bez jakichkolwiek dalszych konsekwencji.
Czy można to wytłumaczyć inaczej, niż b. wysoką przydatnością delikwenta dla określonych struktur (być może
nawet i obcych?)"
www.polskapanorama.org/abcnetmsz.html

 

Może teraz, po przypomnieniu sobie powyższych faktów, będzie łatwiej podywagować, przeciwko jakim Przykazaniom występuje Radosław Sikorski i jego guru Władysław Bartoszewski? Czy zadbanie, aby były szef WSI miał wiadomości z pierwszej ręki, nie narusza żadnego przykazania?

 "Premier Tusk korzysta z usług tłumaczki, która jest prywatnie partnerką byłego szefa WSI, Marka Dukaczewskiego, kojarzonego z lewicą i Aleksandrem Kwaśniewskim – dowiedział się dziennik.pl. W zeszłym roku z tego powodu za współpracę Magdzie Fitas podziękował Pałac Prezydencki. Ale kilka miesięcy później tłumaczka pojawiła się u boku nowego szefa rządu"

tinyurl.com/623eap5

 

"Sikorski nie pozwala mówić b. szefom WSI

Gen. Dukaczewski i gen. Malejczyk mieli wczoraj zeznawać przed komisją ds. służb specjalnych w sprawie ujawnienia domniemanej współpracy z WSI Milana Suboticia. Ale zabronił im tego szef MON"

blogmedia24.pl/node/24940

Czyżby haki rzeczywiście zardzewiały?

 

Link do zdjęcia wprowadzającego:

tinyurl.com/6lca78y

0

1normalnyczlowiek

Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.

351 publikacje
9 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758