Czytam, oczy przecieram, czytam jeszcze raz. To samo:
"Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski spotkał się w Bengazi z przewodniczącym powstańczej Narodowej Rady Libijskiej Mustafą Abdulem Dżalilem.Przekazał mu, że UE uznaje Radę za prawowitego partnera do rozmów. (wytłuszczenie moje)
O ile się nie mylę to Wysokim Przedstawicielem Unii Europejskiej do Spraw Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa jest na razie niejaka Catherine Ashton. Co zresztą było ogłaszane jako niebywały sukces eurokołchozu bo wreszcie jest gdzie zadzwonić do UE w sprawach jw.
pl.wikipedia.org/wiki/Catherine_Ashton
A tu nagle nasz hero ("Sikorski jest pierwszym szefem dyplomacji państwa zachodniego, który spotkał się na miejscu z powstańczymi władzami.". Pozazdrościł "twardzielstwa" Tuskowi ? ) okazuje się jest Wysokim Przedstawicielem Unii Europejskiej do Spraw Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Bo przecież składa w imieniu UE daleko idące deklaracje. Mamy 11 maja 2011 r. więc do 1 lipca 2011 r. kiedy to RP obejmie tzw. prezydencję w UE i mogłaby sobie na więcej pozwolić też jeszcze daleko. Więc na jakiej podstawie Sikorski składa takie deklaracje ?
Wyjścia są dwa:
1. Sikorski rozgrzany jak nie przymierzając sędzia (Komorowski – sędzia jeszcze rozgrzany) przygodą życia leczącą kompleksy wieku średnego palnął w uniesieniu coś czego nie miał prawa powiedzieć. Co świadczy o jego "kompetencjach" jako szefa MSZ..
2. Nazwa EUROKOŁCHOZ całkiem dobrze pasuje do Unii Europejskiej. Bo bardach tu jak w sowieckim kołchozie. Są ustalenia, funkcje, kompetencje a i tak każdy robi co chce w tym bardachu.