Bez kategorii
Like

Radarowe miejsca pracy

10/08/2012
500 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Cały system ścigania i karania kierowców może być szansą dla eurosocjalistów Donalda Tuska do skutecznej „walki z bezrobociem” nie tylko w Polsce, ale i całej Unii.

0


Jeśli pan premier przejedzie się po województwie mazowieckim, to zobaczy wiele fotoradarów zniszczonych i bezużytecznych. Zniszczenie to najczęściej albo zamalowanie sprayem obiektywu, albo wykrzywienie lampy błyskowej uniemożliwiające sprawną pracę fotoradaru. Efekt jest taki, że urządzenia te nie pracują dobrze, nie rejestrują wykroczeń i nie pozwalają na wystawianie mandatów. Czyli z jednej strony nie ograniczają "piractwa", a z drugiej nie generują wpływów budżetowych. Sytuacja ta jest nie do zaakceptowania.

Radary generują wpływy, więc o każdy radar państwo musi dbać jak dziewica o cnotę. Warto więc, aby rząd zatrudnił nowych ludzi do pilnowania radarów. Oczywiście na trzy zmiany – każdy po 8 godzin. W Polsce mamy kilka tysięcy radarów, więc zatrudnienie strażników to kilkanaście tysięcy osób. Rzecz jednak w tym, że strażnicy ci nie będą budzić zaufania, więc przy każdym strażniku trzeba ustawić drugiego strażnika wyposażonego w kamerę i broń. To dodatkowe kilkanaście tysięcy miejsc pracy. Jednak – jak wiadomo – strażnicy mogą być skorumpowani, a to oznacza konieczność powołania specjalnej komórki w CBA – do walki z nadużyciami strażników radarowych.

Ale i to nie koniec. Źli kierowcy udają, że przestrzegają przepisów, zwalniają przed radarami, a potem przyspieszają. Trzeba więc zatrudnić kolejnych strażników do pilnowania tych odcinków dróg, gdzie fotoradarów jeszcze nie ustawiono. Jest to też ważne ze względu na przepisy o zakazie dyskryminacji. Nie można bowiem dyskryminować tych, którzy pilnują miejsc, gdzie nie ma fotoradarów kosztem tych, którzy pilnują radarów. Ci oczywiście rownież mogą być skorumpowani, więc trzeba i im dodać strażników, a potem specjalną grupę w CBA, aby ich pilnowała. To kolejny patent na "walkę z bezrobociem". Przybędzie wszak dodatkowe kilkanaście tysięcy miejsc pracy.

No i sprawa najważniejsza – działania prewencyjne. Wiadomo, że kierowcy wzajemnie się informują o mandatach, łączą się przez CB Radio, wymieniają SMS-ami, tworzą specjalne fora w internecie. Trzeba więc powołać kolejną służbę – proponuję nazwę Służba Bezpieczeństwa Drogowego – i dać jej prawo podsłuchiwania wszystkich kierowców, aby zidentyfikować tych, którzy zamierzają łamać przepisy. SBD winna zostać wyposażona w narzedzia do inwigilacji (m.in. instalowanie podsłuchów w samochodach), a także w specjalne brygady antyterrorystyczne uzbrojone w karabiny maszynowe, które będą zatrzymywać kierowców łamiących przepisy.

Apogeum tego rozwiązania powinien być lepszy system kontroli kierowców. Nie ma żadnego powodu, aby każdy kierowca wyjeżdżał sobie samochodem kiedy chce i dokąd chce. Trzeba wprowadzić rejestrację – jak w przypadku lotnictwa. Niech wyjazd samochodem ma miejsce tylko po zgłoszeniu chęci wyjazdu i zaakceptowaniu przez kolejny urząd (np. Urząd Bezpieczeństwa Drogowego). To kolejne dziesiątki tysięcy miejsc pracy. To także recepta na poprawę bezpieczeństwa na drogach. Mniej samochodów to mniej wypadków. Tym bardziej, że po wydaniu zgody na skorzystanie z samochodu, każdy kierowca otrzymywałby z urzędu jednego specjalistę, który będzie go śledził i patrzył czy przestrzega przepisów, drugiego, który będzie go podsłuchiwał, aby wiedzieć czy nie zamierza łamać przepisów, trzeciego, który radarami będzie kontrolował jego prędkość i czwartego, który prędkość będzie mierzył z ukrycia tam, gdzie radarów jeszcze nie postawiono. Do tego dochodzą jeszcze kontrolerzy kontrolerów, nadzorcy i specjaliści antykorupcyjni. Łącznie więc każda zgoda na użycie pojazdu pociągnie za sobą konieczność zaangażowania dziesięciu osób.

Teraz policzmy: w Polsce jest 20 milionów kierowców. Wprowadzenie dziesięciu urzędników kontrolujacych każdego z nich to 200 milionów "miejsc pracy", a więc recepta na rozwiązanie bezrobocia między Bugiem a Lizboną. Dziwne, że ministrowie Boni i Rostowski jeszcze na to nie wpadli. Wszak ostatnie lata zdążyły nas nauczyć, że nie ma takiej głupoty i takiego świństwa, do którego nie posunąłby się rząd Tuska, aby okraść nas z naszych pieniędzy.

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758