No i jednak Hill Buzz się przeliczył obstawiając zwycięstwo Romneya.
Trochę mu kibicowałem, aczkolwiek nie aż tak jak Reaganowi w 1984 roku. Nosiliśmy wówczas w klapie pisane „solidarycą” znaczki: „My Friend Reagan”. Liczyliśmy, że amerykańscy wyborcy zrobią na złość różnym Jaruzelski, Rakowskim, Urbanom, Pasentom i innym komunistom i wybiorą Reagana. No i wybrali. Teraz miałem cichą nadzieję, aczkolwiek znacznie mniejszą, że amerykańscy wyborcy zrobią na złość tym, którzy uważają, że podstawowa predyspozycja do bycia prezydentem USA to – jak powiedział włoski premier Berlusconi – „ładna opalenizna”. Ale cóż… Upadł Rzym, upadł Konstantynopol, upadła Moskwa. Czas na Amerykę???