Artur Janusz z Radia Judo rozmawia z Kazimierzem Greniem, szefem Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej o obecnej sytuacji w Polskim Związku Piłki Nożnej. Wywiad ukazał się w Gazecie Warszawskiej Nr 48 z 2 grudnia 2011 roku.
Artur Janusz: Panie Kazimierzu, był Pan twórcą oraz wielkim orędownikiem sukcesu Grzegorza Laty i posadzenia go w fotelu prezesa PZPN. Jednak po pewnym czasie zmienił Pan zdanie, stał się największym wrogiem Laty i PZPN, czy tym razem też Pan nie zmieni zdania? Proszę nam przybliżyć jak do tego doszło.
Kazimierz Greń: W 2008 roku przed wyborami otrzymałem propozycję współdziałania od kilku kandydatów. Bardziej lub mniej konkretnych. Wybrałem tą od Grzegorza Laty, choć wiedziałem, że nie jest to kandydat tak do końca z mojej bajki. Lato spełniał jednak wtedy dwa warunki, które przeważyły na jego korzyść. Był człowiekiem z Podkarpacia o znanym w świecie piłki nazwisku, a to wiązało się pośrednio z tym drugim, najważniejszym dla mnie warunkiem. Lato obiecał przeprowadzenie głębokich zmian w PZPN, czyli to co było w tamtym momencie dla polskiego piłkarstwa najważniejsze. Proszę sobie przypomnieć w jakiej scenerii odchodził Michał Listkiewicz. Lato i ja wraz z nim ogłosiliśmy publicznie, że jeżeli zmiany w PZPN okażą się z jakichś powodów niemożliwe, odejdziemy. Ja dotrzymałem słowa. Lato nie. On wręcz przeciwnie. Zakonserwował, a nawet pogłębił szereg patologii wyniszczającej związek, o których przed nim nawet się nikomu nie śniło. Tym samym mam prawo powiedzieć, że Lato oszukał mnie, całe piłkarskie środowisko, a jak się okazało niedawno, całe polskie społeczeństwo. Tylko jakiś prorok mógł przepowiedzieć scenariusz, że człowiek który za życia budował sobie pomnik, sam podłoży pod niego dynamit. Ludzie uwierzyli w Laty honor, nie wiedząc że pokładają wiarę w coś czego nie ma. Ja honor mam, więc z raz obranej drogi nie schodzę.
Zrezygnował Pan z członkostwa w zarządzie PZPN, ale czy to była dobra decyzja? Nie lepiej było szukać wsparcia i sojuszników w „jaskini lwa”?
– Po roku pracy w Zarządzie PZPN, widząc jak Lato, Kręcina i pośrednio Hańderek traktują to gremium, przestałem mieć złudzenia. Związek pogrążał się coraz bardziej sam w sobie i w oczach opinii publicznej. Kręcina kręcił Latą, Lato udzielał zarządowi lakonicznych i zdawkowych informacji w rzeczach zasadniczych. Piechniczek potakiwał, Hańderek i minister Giersz udawali głuchych i niewidomych, to co miałem robić. Oceniłem swoje dobre imię wyżej, niż dwa tysiące za posiedzenie i odszedłem. Dzisiaj pan Lach także wypowiada słowa, które wypowiadałem dwa lata temu, że i on nie chce firmować grandy w PZPN swoim nazwiskiem. Nie przeczę, była to trudna decyzja, ale patrząc z perspektywy czasu jedynie słuszna.
Co dała ta Pana „walka z wiatrakami” poza zarządem PZPN?
– Dziś nic, ale jeżeli moje działania doprowadzą do samooczyszczenia w PZPN, będę czuł wielką satysfakcję. Proszę zwrócić uwagę na słowo – samooczyszczenie. Uważam, że to najlepsza, bo jedyna droga. Teraz mam tylko małą satysfakcję, że miałem rację. Dziś wszyscy to widzą, nawet ci najbardziej sceptyczni i mi nieufni. Moje działania, pisanie na blogu, rozmowy, pisma do ministerstw i urzędów dawały nadzieję. Tylko i aż nadzieję.
Owidiusz powiedział: – Gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo – (Kropla drąży kamień nie siłą, lecz częstym padaniem). To mądre przysłowie.
Budujecie opozycję wewnątrz PZPN, ale wasza siła jest wciąż zbyt mała? Co jest tego powodem, czy nie jest to wasza porażka? A może środowisko piłkarskie nie chce zmian w PZPN?
– Nie siła ludzi, chcących normalności w piłce jest mała, tylko uwarunkowania w związku są pozbawione podstawowych zasad demokracji. Kręcina i Lato, trwają przy władzy jedynie dlatego, iż są wspomagani związkowymi prawnikami. Jeżeli mecenas Wach, pracownik związku nie dopuszcza do głosowania wniosku o odwołanie Laty, podkreślam złożonego zgodnie z prawem przez delegata na Zjazd PZPN, który jest najwyższą władzą w związku, to nie dlatego, że prezesa wszyscy kochają, tylko dlatego, że tego prezesa każdy ma dość. Problem polega na tym, że Lato ma narzędzia, a delegatom się ich narzędzia chowa za naciąganymi wykładniami prawniczymi.
Dowód. Na 118 delegatów Latę poparło 28. To dowód na słabość prezesa i siłę prawnych zapisów i cwaniactwa organizacyjnego. Gdyby Kręcina zafundował delegatom nocleg z piątku na sobotę gwarantuję, że głosowanie nad jego absolutorium dla Laty skończyłoby się wynikiem 28 do 90 na jego niekorzyść.
Część środowiska na pewno zmian nie chce, ale zapewniam, że jest to zdecydowana mniejszość.
Wynika z tego, że zmiany są konieczne, ale jak je skutecznie wprowadzić? Skoro kompromitujące działaczy materiały świadczące ewidentnie o korupcji na najwyższych szczeblach władzy w PZPN nie przekonują działaczy do zmian, to co jeszcze musi się stać, by zmienić władze związku piłkarskiego?
– Sposobów z pewnością nie jest zbyt wiele, ale trzeba próbować. Gdyby udało się rozpocząć reformowanie związku od środka, byłoby genialnie. Moim zdaniem usunięcie złego ducha polskiej piłki Kręciny jest podstawowym krokiem. To człowiek, który skupił w swoich rękach pełnię władzy, a jest to o tyle dziwne, że prawnie to pracownik etatowy, a nie działacz wybierany. Swą siłę zawdzięcza słabości Laty i swemu nieprzeciętnemu cwaniactwu popartemu niespotykaną bezczelnością. Do dziś wielu pamięta, jak chował w kieszeniach marynarki kartki z liczbą głosów, podczas głosowań na przewodniczącego zjazdu w 2009 roku, podając wyniki z tzw. „czapki”. Wtedy to uratował Lacie po raz pierwszy skórę. Od tamtej pory notowania tych panów cały czas idą w dół. Jeżeli w związku zabraknie człowieka, który wszystko i wszystkich nieformalnie kontroluje, proces oczyszczania powinien być znacznie prostszy. Kręcina potrafi straszyć, ale również potrafi (i to świetnie) dawać. On decyduje, kto, z kim, gdzie, na jak długo pojedzie za granicę. On pośrednio lub rękami swoich zauszników przydziela obserwacje, delegacje, czyli wszystko co wiąże się z gratyfikacjami finansowymi. Przez jego ręce przechodzą wszystkie umowy w PZPN. Kręcina rządzi i dzieli, z tym że dzieli nie swoje, a związkowe.
Czy te materiały, które wypłynęły przed zjazdem to była wasza prowokacja? Czy chcieliście zniszczyć Grzegorza Latę? Człowiek, który jest autorem mówi, że nie ma dowodów na korumpowanie Prezesa, a on chciał tylko pokazać mechanizm funkcjonujący w PZPN.
– Nie, to nie była nasza prowokacja. My nie możemy zaprowadzać normalności, nieformalnymi, niezgodnymi z prawem sposobami. Ja przez ostatnie dwa lata podałem dziesiątki przykładów na czyny Laty, dyskredytujące go formalnie i moralnie jako działacza nie tylko sportowego. Gdyby Lato był prezesem w prywatnej firmie, to gwarantuję panu, że podpisałby tylko jedną umowę i poleciałby w prezesowskiego stołka na zbity pysk. Lato swoimi decyzjami takimi chociażby jak umowa ze Sportfive, karta kibica czy usunięcie godła naraził PZPN na kilkudziesięciomilionowe straty. W stowarzyszeniu sportowym, pod czułym okiem Kręciny i kilkunastu prawników włos mu z głowy nie spadł, choć może to nie jest zbyt dobre porównanie.
Mówił Pan, że materiały otrzymał Duraj w nocy przed zjazdem PZPN, a Grzegorz Kulikowski twierdzi, że przygotowywał materiały na zlecenie działaczy Podkarpackiego ZPN. To jak fatycznie z tymi materiałami było – kto komu i kiedy je przekazał?
– Jeżeli Kulikowski panu powiedział, że przygotował te materiały na zlecenie działaczy podkarpackiego związku to się przejęzyczył, albo kłamie, albo pan go źle zrozumiał. Z nami czyli działaczami Podkarpackiego nigdy nie utrzymywał żadnych kontaktów. Kulikowski te materiały przygotowywał w sobie wiadomym celu już od kilku lat. Zaczął je ujawniać już kilak miesięcy temu, a jednym z pierwszych który się dowiedział o ich istnieniu, o czym zresztą sam mówił w wywiadzie był Grzegorz Lato. Lato jednak postanowił ukryć te materiały, co już nosi znamiona czynu karalnego. Nie przesądzam o zawartości dowodowej tych nagrań, ale podejrzeń o popełnieniu przestępstwa z ich zawartości nie da się wykluczyć. Kulikowski przekazał nam, Durajowi i mnie, te nagrania nocy z 24 na 25 listopada. Poinformował, że pomimo ujawniania ich Lacie i niektórym członkom zarządu nie przynosi to oczekiwanych przez niego skutków, czyli wyciągnięcia wniosków prawnych w stosunku do osób zamieszanych w knajackie rozmowy na pograniczu korupcji menedżerskiej.
Na zdjęciu Kazimierz Greń (z telefonem) i Bogdan Duraj / fot. Brtłomiej Zborowski / PAP
Wyciek do mediów materiałów kompromitujących władze PZPN, był kontrolowany i celowy? Kto był autorem przecieku?
– Na 25 listopada na 9 rano mieliśmy zwołaną (jak co roku przed zjazdem) konferencję prasową, której głównym tematem było omówienie trzech lat nieudolnych rządów Laty. Zgodnie z takim tematem mieliśmy przygotowaną prezentację, a ja treść wystąpienia. To co zobaczyliśmy w nocy zszokowało nas i to my musieliśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to przypadkiem nie jest to prowokacja skierowana w delegatów naszego związku, bądź we mnie samego. Zdecydowaliśmy, by nie być w przyszłości posądzanymi o ukrywanie jakichkolwiek materiałów, mogących być może mówić o domniemanych przestępstwach korupcyjnych, ujawnić je na konferencji oraz przekazać do organu nadzorującego związek. Tak też zrobiliśmy. Ujawniliśmy dziennikarzom pierwsze z brzegu nagranie, a całą resztę przekazaliśmy wysłannikowi Ministerstwa Sportu i Turystyki w myśl zasady, strzeżonego Pan Bóg strzeże. To nie był przeciek jak pan sugeruje, tylko obywatelski obowiązek.
Czy Grzegorz Lato jest w tej sprawie ewidentnie korupcyjnej jest nie winny?
– Nie nam sądzić o winie i niewinności Laty na podstawie tych nagrań. Nie nam sądzić o odpowiedzialności karnej Laty. Od tego są sądy. Mogę jednak z pełną stanowczością powiedzieć, że odpowiedzialności za wymowę moralną tych nagrań Lato nie powinien uniknąć. To nie tylko moja opinia, ale większości społeczeństwa, że Lato jest skompromitowany. Lato się już skończyło.
Jakie będą Wasze dalsze kroki w tej sprawie?
–Chyba żadne, bo co my możemy zrobić. Jeżeli ktoś będzie od nas żądał wyjaśnień to je złożymy. Jeżeli posiądziemy z jakichś źródeł wiedza dodatkową to się z nią podzielimy ot i wszystko. Powiem za siebie, że dopóki Lato nie ustąpi ja również nie ustąpię. Kiedyś myślałem, że usłyszę nagrania z głosem Laty o przeprowadzonych szkoleniach, o wprowadzaniu przejrzystych metod zarządzania, a los chciał, bym usłyszał o procentowym cenniku prowizji za przysługi. Paranoja.
Czy po ukazaniu się tych materiałów Lato lub ktoś z PZPN próbował się z Panem kontaktować? A może jakieś inne osoby rozmawiały z panem w tej sprawie? A jeśli tak to kto to był?
– Tak. Jak wspominałem rozmawiałem z przedstawicielem ministerstwa, z kilkunastoma delegatami oraz gośćmi na zjazd, ale to naturalne, gdyż byłem podczas zjazdu w lobby hotelu Sheraton. Wszyscy gratulowali nie wiem czemu odwagi, utwierdzali w przekonaniu o słuszności decyzji. Ach, byłbym zapomniał o mediach.
Czy nie lepiej rozwiązać PZPN i powołać nowy związek?
– Nie wiem czy lepiej czy nie. Powiem panu tak. Dla nas ludzi piłki nie ma dziś znaczenia nazwa tylko fakt, by w końcu przeciąć ten chory wrzód co niszczy w Polsce futbol. Jeżeli zmiana nazwy mogłaby w tym pomóc, to oczywiście tak.
Tylko pytanie jak to zrobić, bo są głosy, że PZPN to „prywatna” organizacja i państwu polskiemu nic do tego? To dobra interpretacja?
– PZPN jest oparty na prawie o stowarzyszeniach. Jeżeli PZPN zrezygnuje z członu w nazwie – Polski, jeżeli nie będzie używał barw narodowych, hymnu, godła, jeżeli zrezygnuje z dotacji samorządowych na futbol w terenie, jeżeli oprze rozwój infrastruktury sportowej na własnych środkach to będzie się tymi krokami oddalał od ingerencji czynników zewnętrznych w swoją działalność. Jeżeli nie to niech się Lato nie dziwi, że ci co wyciągają swoje prywatne pieniądze, że ci dla których emocji starają się zawodnicy chcą też mieć coś do powiedzenia.
PZPN wezwał Pana na komisję dyscyplinarną 24.11.2011r, co było tego powodem? Z tego, co udało mi się ustalić nie stawił się Pan na wyznaczoną godzinę, z jakiego powodu? Jakie zapadły w pańskiej sprawie decyzje?
– Lato zaczął mnie szykanować już kilkanaście miesięcy temu. Nie tylko mnie. Mojego syna sędziego spuszczono z ligi. Pozbawił mnie funkcji delegata, by izolować mnie ze środowiska, aby dotkliwiej mnie ukarać za pisanie prawdy o jego wyniszczającej związek działalności, począł kierować przeciwko mnie sprawy na Wydział Dyscypliny. Posypały się kary finansowe. Kolejne wezwanie miałem na 24 listopada. Nie przybyłem punktualnie, ponieważ zostały w tym dniu z powodu mgły odwołane połączenia lotnicze z Warszawą. Uprzedziłem przewodniczącego Jędrycha o tej sytuacji i dotarłem z opóźnieniem do stolicy samochodem.
Czy PZPN nadal szykanuje, Podkarpacki ZPN?
– Lato przestał po kilku próbach straszyć związek jako taki, ale szykan nie zaniechał. Działacze z Podkarpacia jako jedyni w Polsce są pomijani przy rozdziale zaproszeń na towarzyskie mecze naszej reprezentacji. Ci niewygodni, którzy głośno wypowiadają swoje racje, także tak jak ja zostali pozbawieni możliwości wykonywania zadań obserwatorów i delegatów. Lato rozsyłał też pisma do podkarpackich klubów, próbując dyskredytować nasze działania na Podkarpaciu tą drogą. Efekt tej akcji był mizerny, bo docierały do mnie wypowiedzi z terenu, że tych grafomańskich wypocin nikomu się czytać nie chce.
Zamierza Pan podjąć jakieś kroki prawne w tej sprawie?
– Żadnych. Teraz to jest rola rządu, polityków, odpowiednich służb. Nie będę się przejmował działaniami człowieka, po którym za kilka miesięcy nie pozostanie nawet wspomnienie, bo odejdzie jako skompromitowany człowiek.
Prowadzi Pan swojego bloga, gdzie opisuje Pan patologię w PZPN. Czy z tego powodu miał pan jakieś problemy z władzami PZPN? Nie sugerowano Panu, by dał sobie spokój z pisaniem w sieci?
– Sugerowano nie raz, ale ja nie należę do tych strachliwych. O szykanach ze strony Laty już mówiłem. Obrażony poczuł się też Hańderek nazywany w książce „Spowiedź Fryzjera” Hańberkiem. Jego działaniom też poświęciłem kilka wpisów na blogu, a poczuł się urażony faktami ze swojej przeszłości, na którą przecież nie miałem wpływu, jako młodszy od niego człowiek. Wiedzę swoją na temat jego działalności opierałem na źródłach pisanych i mówionych, tych historycznych i tych współczesnych. Jak Hańderek chce jeszcze raz uczestniczyć w spektaklu „powrót do przeszłości”, to umożliwię mu to przed każdym sądem świata.
Co by nam Pan sam od siebie powiedział o obecnej sytuacji w PZPN?
– Tak tragicznie to jeszcze nie było. Związek jest zrujnowany sportowo, organizacyjnie i finansowo. 66 miejsce nasze „narodowej” w rankingu FIFA za podnosząca się z wojny domowej Libią świadczy samo za siebie. Brak jakiegokolwiek systemu szkolenia. Wszystkie nasze reprezentacje to pasmo sromotnych porażek. Obcinanie dotacji na wojewódzkie reprezentacje młodzieżowe przy horrendalnych zarobkach prezesa i sekretarza. Irracjonalny przerost zatrudnienia. Umowy zlecenia, o dzieło i jeszcze Bóg wie jakie. Kręcina przez kilka miesięcy miał nawet umowę o pracę i kontrakt. Dwa w jednym. Kłamiący trener reprezentacji i myląca się z prawdą rzeczniczka prasowa. Afery alkoholowe, orzełkowe i sławetne karty kibica. Taśmy prawdy. Można by tak długo i bez końca. Efekt. Pusty stadion w Poznaniu, gwizdy i buczenie na widok Laty i Kręciny i standardowe „j…c PZPN”. Ja się wstydzę, oni nie.
Czy PZPN poradzi sobie z Euro 2012? Kto na tej imprezie zarobi PZPN, czy „grupa trzymająca władzę” w związku?
– PZPN nie ma sobie co radzić. Stadiony, drogi, hotele to rząd i inwestorzy indywidualni. Organizacja spotkań to domena działaczy UEFA. Gdyby było inaczej i zależałoby to wszystko o czym wspomniałem od organizacji Laty i Kręciny, gralibyśmy Euro szmacianką w kartoflisku. Euro będzie wspaniałą imprezą, przynajmniej mam taką nadzieję. A Lato już zbił majątek na tej imprezie. Niech świadczy o tym spółka Euro 2012 powołana przy PZPN. Zarobi tam ciężkie pieniądze też kilku panów z „grupy trzymającej władzę”, jak pan to określił.
Czego możemy Panu życzyć, bo kończy już niedługo się rok 2011 i zbliża Nowy 2012 Rok?
– Niech mi pan życzy dwóch rzeczy. Pierwsze, aby Polska wygrała Euro i drugie, aby Polska piłka uwolniła się od ludzi pokroju Laty i Kręciny. Jedno z tych życzeń na pewno mi się spełni, a pan niech zgadnie które.
Nie chcę być prorokiem, ale się domyślam… Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Artur Janusz
Wywiad pierwotnie opublikowano w Gazecie Warszawskiej nr 48 z dnia 2 grudnia 2011 roku.