Pytel: Komunizm dla bogatych cz.1
22/03/2012
468 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Klasa średnia, która płaci podatki, oszczędza i inwestuje, posiada sektor finansowy, którym zarządzają bankierzy i finansiści: nomenklatura XXI wieku.
I, podobnie, jak w sowieckim komunizmie, ci finansowi aparatczycy nie zależą od nikogo i są jedynie zainteresowani krótkoterminowymi zyskami i wyciśnięciem jak najwięcej od każdego, kto ma pieniądze i nie może uciec: czyli przede wszystkim od podatników z klasy średniej.
Z wolnorynkowego, kapitalistycznego i leseferystycznego punktu widzenia, stan gospodarki i źródła obecnego kryzysu finansowego wyglądają znacznie gorzej, niż wydaje się to aktywistom globalnego ruchu Occupy (Wall Street, London, etc). Krytykują podstawowe założenia kapitalizmu: osiąganie zysków, cząstkową rezerwę bankową, pieniądz fiducjarny (czyli papierowy oparty na zaufaniu do gospodarki kraju-emitenta). Jednak tak naprawdę obecny system gospodarczy i finansowy nie ma z nimi już nic wspólnego. Kapitalizm, jaki znaliśmy do końca XX wieku, zdegenerował się do globalnego oszustwa, nielegalnego w świetle obowiązujących praw. Jak pokazują ostatnie wydarzenia w Grecji i Włoszech, obecnie uderza w podstawy liberalnych demokracji.
Piramida finansowa
W ciągu 10 lat, które poprzedziły kryzys z 2008 roku, system finansowy zniósł pieniądz fiducjarny i rezerwę cząstkową, zachowując tylko pozory, że nadal istnieją. Był to system, w którym pieniądze, jako nośnik wartości, były zabezpieczone przez poszczególne państwa i kreowane w kontrolowanej formie. Tymczasem finansjera i bankierzy zaczęli stosować „zubażającą” technikę systemu rezerw: mechanizm zmniejszający całościowo proporcję między wyemitowanym pieniądzem jako prawnym środkiem płatniczym a papierami wartościowymi emitowanymi przez same banki.
Dla przykładu tradycyjnie w czasach poprzedzających kryzys typowa proporcja między pożyczkami a depozytami była niższa niż 100 proc. Oznacza to, że na każdy zdeponowany funt pożyczyć można było mniej niż jeden funt. Wraz z każdym cyklem pożyczania i deponowania „wykreowana” liczba pożyczek z jednego dolara zmierza do zera: ogólny wpływ na podaż pieniądza jest skończony i łatwy do obliczenia. Jednak w 2007 roku proporcje między pożyczkami a depozytami w np. brytyjskich bankach wynosiły 137 proc. Innymi słowy, banki pożyczały średnio 137 funtów na 100 znajdujących się w depozycie. To zwiększyło podaż pieniądza wobec waluty w postępie geometrycznym (przy ilorazie większym od 1): kreacja nie zmierza wtedy do zera, ale do nieskończoności. Z tego powodu mechanizm ten to klasyczny przykład piramidy finansowej działającej – w sensie kreacji zobowiązań w stosunku do możliwych dostępnych środków płatniczych, czyli gotówki – na dokładnie takiej samej zasadzie jak piramida BKO Lecha Grobelnego czy albańskie piramidy z lat 1996-1997. Piramidy takie są oczywiście nielegalne w świetle obowiązującego prawa i zakazane przez regulacje wszystkich państw rozwiniętych.
Kto zawinił?
Przez ostatnie lata media mainstreamowe: BBC, „Financial Times”, „The Economist”, CNN, „Wall Street Journal” i inne, głosiły, jakoby to demokratycznie wybrani politycy rzeczywiście ponosili winę za obecny kryzys. To prawda, ale jedynie w tym sensie, że politycy pozwolili na rozwój fałszywych i nielegalnych praktyk i na korzystanie z nich przez branżę finansową, która potrafiła jedynie PR-owo prezentować przestępcze metody tworzenia piramid finansowych jako tzw. „wynalazki finansowe” i postęp w metodach zarządzania ryzykiem. Jednak problem jest głębszy.
Przed kryzysem bankowym z 2008 roku rządy pożyczyły sporo pieniędzy. Jednak ani budżet Grecji, ani Włoch, ani Wielkiej Brytanii nie został uznany za niezrównoważony. W rzeczywistości banki prywatne były zadowolone z tego, że mogły na bardzo dobrych warunkach pożyczać rządom Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i całej strefy euro. Dopiero po kryzysie finansowym, który zaczął się na jesieni 2008 roku, gdy rządy mocno zapożyczyły się, by uratować banki przed kompletnym upadkiem, okazało się, że długi rządów są problemem także rynków finansowych. Krótko mówiąc, rządy, które pożyczając na potęgę pieniądze, uratowały banki i rynki finansowe przed upadkiem, są teraz atakowane za zbyt wysokie długi, przez instytucje, które uratowały.
W tle tego wszystkiego widać powiązania między światem finansjery a polityki. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii każdy wie, że między Parlamentem a londyńskim City istnieją tzw. „drzwi obrotowe”. Jest całkiem normalne, że politycy, którzy osiągnęli sukces, stają się czołowymi bankierami, zaś czołowi bankierzy wchodzą do polityki. Czołowi bankierzy grają także kluczową rolę, doradzając politykom w ich decyzjach budżetowych i regulacjach branży finansowej. Od razu przychodzą na myśl takie nazwiska, jak Tony Blair, David Laws, Sir James Crosby, Sebastian Grigg. Rynki finansowe dobrowolnie pożyczają pieniądze rządom. Wszystkie decyzje rządów dotyczące pożyczek i regulacji budżetowych podjęto przez finansistów lub za radą ekspertów finansowych. Znaczy to tyle, że politycy i finansiści to w sumie ci sami ludzie.
Istnieje tylko jedna kluczowa różnica: sektor prywatny oferuje większe dochody niż posady rządowe czy parlamentarne. Nawet jeśli ktoś twierdzi, że politycy pożyczyli za dużo pieniędzy na poczet swoich budżetów, to stało się to pod wpływem doradztwa finansjery. Trudno sobie wyobrazić polityka-laika, który pożycza dziesiątki miliardów dolarów, funtów lub euro, nie szukając profesjonalnej rady lub zatwierdzenia u finansisty. Nawet w kwestii upadku systemu finansowego rządowi brytyjskiemu doradzali prywatni finansiści: BlackRock, Citi i Credit Suisse. Systemowy konflikt interesów nie znał granic.
Grzegorz Pytel (ur. 1965), konsultant, specjalista ws. energetycznych, gospodarczych i informatycznych, absolwent Uniwersytetu Londyńskiego, ekspert Instytutu Sobieskiego. Doradzał w kwestiach energetycznych i telekomunikacyjnych rządom, wielkim korporacjom i organizacjom pozarządowym, uczestniczył w tworzeniu lokalnych i międzynarodowych strategii energetycznych od Afryki Zachodniej po Europę. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Wprost”, „The Economist”, „Pomorskim Przeglądzie Gospodarczym”, „The Petroleum Economist”.
Z języka angielskiego przełożył Stefan Sękowski.