Oto na granicy polsko-ukraińskiej zatrzymany został prezydent Przemyśla, bo ukraińska służba bezpieczeństwa postawiła mu zarzut „systematycznego prowadzenia działalności antyukraińskiej”. Spowodowało to interwencję na polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, w następstwie której zakaz wjazdu na Ukrainę został prezydentowi Przemyśla cofnięty. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy oznajmiła, że ”powzięła wiadomość”, jakoby prezydent Przemyśla potępił antyukraińskie marsze. Słowem – że złożył pokajanije. Jeszcze nie ochłonęliśmy z radości z powodu takiego szczęśliwego zakończenia, a tu, niczym grom z jasnego nieba, gruchnęła wieść o profanacji polskiego cmentarza w Bykowni. Mało brakowało, a popadlibyśmy w potężny dysonans poznawczy, gdyby ktoś przytomny nie przypomniał sobie o istnieniu zimnego rosyjskiego czekisty Putina. Zwłaszcza w takich sytuacjach Putin jest dobry na wszystko, a zwłaszcza – na obciążenie go odpowiedzialnością za wszelkie kłopoty w stosunkach polsko-ukraińskich. Toteż od razu płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm odkryli, że incydent w Bykowni musi być rezultatem starannie przemyślanej rosyjskiej prowokacji, której celem jest skłócenie Polski z Ukrainą. Jaka szkoda, że nikt nie wpadł na to wcześniej, kiedy prezydentowi Przemyśla wydano pięcioletni zakaz wjazdu na Ukrainę! Wtedy i ukraińskie władze mogłyby pławić się w stanie pierwotnej niewinności, bo jużci, wiadomo, że wszystkiemu winien jest Putin, a kto wie – może i prezydent Przemyśla nie musiałby składać żadnej samokrytyki, bo po cóż tu jakaś samokrytyka, skoro od początku mieliśmy do czynienia z rosyjską prowokacją?
Ta sytuacja przypomina mi przemówienie pułkownika Hipolita Kwaśniewskiego, który w marcu 1968 roku, w czasie tak zwanych „wydarzeń marcowych”, w ramach Studium Wojskowego UMCS w Lublinie, prowadził z naszą 3 kompanią ostre strzelanie. Wyniki nie były dobre, więc pułkownik Kwaśniewski zebrał nas i przemówił w te oto słowa: „to cała kompania nie wykonała strzelania, mimo, że karabinki były przystrzelane, warunki widoczności dobre. Ja tu podejrzewam waszą złą wolę i każdy jeden żołnierz, który nie wykona strzelania, będzie uważany za agenta Bundeswehry!” Dzisiaj, kiedy sojusze się odwróciły, podejrzewanie kogokolwiek, że jest agentem Bundeswehry, byłoby nietaktowne – ale od czego mamy złego, zimnego rosyjskiego czekistę Putina? Putin jest dobry na wszystko, a już specjalnie – na głupstwa, które robią kolejne warszawskie rządy w stosunkach z Ukrainą. To postępowanie nie zasługuje nawet na szlachetną nazwę polityki, bo polega na bezcelowym i mechanicznym żyrowaniu w ciemno wszystkiego, co zrobi rząd w Kijowie. W dodatku politycy ukraińscy, a ściślej – tamtejsi żydowscy oligarchowie – znakomicie opanowali umiejętność odcinania kuponów od prezentowania Ukrainy, jako państwa specjalnej troski, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, podobnie jak lepiej się nie sprzeciwiać upośledzonemu na umyśle dziecku. Gdyby nie było Rosji, a zwłaszcza Putina, trudno byłoby te wszystkie głupstwa popełniane przez rządy w Warszawie jakoś wytłumaczyć. Na szczęście Putin jest, dzięki czemu nasi Umiłowani Przywódcy mogą swemu bęcwalstwu nadawać pozory racjonalności, a w porywach – nawet myśli strategicznej. Cóż zatem byśmy poczęli bez złego, zimnego, rosyjskiego czekisty Putina?
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • Radio Maryja • 2 lutego 2017
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.