Jakoś niedawno zostaliśmy po raz kolejny oczarowani artykułem na gazeta.pl, który, jak to zwykle u nich bywa, zaklina i lukruje rzeczywistość. Tym razem rzecz dotyczyła zmieniających się urzędów pracy, które, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki z mateczników przechowujących bezrobotnych, mnożących papierologię, absurdalne procedury i własną promocję stały się profesjonalnymi centrami zatrudnienia. Już teraz, bowiem wystarczy wypełnić ankietę kwalifikującą bezrobotnego do jednej z kategorii, aby jego sytuacja uległa zmianie. W dalszej części artykułu (całość tutaj ) autor podaje zgodnie zresztą z prawdą przykłady owej zmieniającej się sytuacji koncentrując się na… stażach. To jedyne istotne materialnie przykłady „zatrudnienia” i odnotowanych wcześniej innowacyjnych zmian w pracy Urzędów i w sytuacji bezrobotnych.
Oczywiście ten panegiryk śmierdzi już z daleka pisarstwem pod zakładaną tezę, co jest niemal wyłączną aktywnością dziennikarską rodem z GW. Jeden z przykładów wcześniejszych, jakie odnotowaliśmy, który śmierdział nam równie podobnie, to podane na medialnej tacy refleksje sfrustrowanej polskiej emigrantki z Islandii mający chyba na celu zniechęcenie in gremio do wyjazdów w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Coraz częściej przychodzi nam na myśl, że rządzące dotychczas elity (po tym, jak wygnały miliony młodych umożliwiając skanalizowanie społecznych emocji i najpewniej zapobiegając niepokojom społecznym na tle bytowym) poważnie zaczynają się zastanawiać, kto w tym dziadowskim modelu ekonomicznym na ich utrzymanie będzie pracował przy malejącej dzietności wieszczącej katastrofę ZUS, systemu podatkowego a może i anomię społeczną? Trzeba, więc albo manipulować rodakami, albo lobbować za przyjmowaniem imigrantów.
Ale do rzeczy. Rzeczywista aktywność PUP-ów, a wiemy to z bliskiego doświadczenia, w znaczącej części ogranicza się do wysyłania na staże właśnie. Urzędnicy tych jednostek, co oczywiste nie mają żadnego wpływu na tzw. sektor firm prywatnych i dlatego tam prawie w ogóle nie znajdują miejsc pracy dla poszukujących. Determinuje to, co oczywiste lichota naszej tzw. gospodarki, która w Polsce lokalnej nie jest nawet lichotą a nędznotą. Ograniczają się, więc do zawieszania na tablicach i swoich stronach www tych ofert, które ew. zostaną nadesłane. Jedyne miejsce, które pozostaje w ich dyspozycji i pod ich „kontrolą”, to sektor publiczny i różne podmioty zależne od miast, gmin. Na zasadzie urzędniczego porozumienia (zmowy raczej) tam wynajduje się zajęcia (często bezużyteczne) dla prawie wyłącznie młodych poszukujących pracy. Układ funkcjonuje tak, że za publiczną kasę (a transfer został zwiększony) z budżetu PUP młody pracownik kierowany jest na staż do wspomnianych podmiotów za nędzną, ale jakże w naszych warunkach pożądaną kwotę zasiłku. Jednostki budżetowe w tym urzędy różnego rodzaju nie pogardzą pracownikiem, za którego nie ponoszą żadnych kosztów, a przecież zawsze para dodatkowych rąk się przyda. Co po stażu, to już zupełnie odrębna historia, a znane nam są przykłady, kiedy z jednego stażu, niejako podtrzymując fikcję i patologią rozwiązania idzie się od razu na staż następny. Stażysta poprawia złe statystyki bezrobocia i tworzy iluzję, że w PUP-ach coś się dzieje (np. 100 tys. miejsc pracy dla młodych) . Jednym słowem wszyscy się cieszą.
Żeby pogłębić obraz tej patologii trzeba dodać, że nierzadkie są przypadki, kiedy właśnie w sektorze publicznym w celu obniżenia kosztów jego działalności zatrudnia się emerytowanych pracowników innych sektorów, albo i własnego. Krew się burzy, a pochodzimy i mieszkamy na południu Polski, kiedy widzimy np. zatrudnionych emerytowanych górników, zdrowych pięćdziesięciolatków dorabiających tu i tam do swojej niewielkiej przecież, bo zaledwie 2x wyższej, niż przeciętna w chwili obecnej, emerytury, podczas, gdy setki, tysiące zmuszonych do pracy najmniej do 67 roku życia miota się po tzw. komercyjnym rynku pracy i przeklina zmieniające się koleje swojego losu.
W zetatyzowanym, zbiurokratyzowanym i pogrążonym w systemowych patologiach zaścianku, jaki nasze instytucje państwa tworzą, odpowiadając jednocześnie za proliferację tej patologii, są owe instytucje w dodatku tej patologii największym beneficjentem nie bacząc na ogólny interes społeczny całej wspólnoty. Najmniej się przejmując jakąś modernizacją, unowocześnianiem rozwiązań etc. To pozostaje w świecie teorii i niekończącej się debaty, która tak dobrze się prezentuje w mediach.
Nasz model systemowy państwa to zaspakajanie roszczeń grup interesu i potem symbiotyczne współtrwanie tych grup w ciepłym uścisku z największą grupą interesu, jaką są urzędnicy państwa. To współtrwanie ogranicza się wyłącznie do żerowania na całej tkance państwa, społecznej i ekonomicznej. Wytwarza jednocześnie ów słynny już układ, w którym krwiobieg tworzą systemowa korupcja, omnipotencja urzędnicza, wspólnota interesów i zorientowanie na reprodukcję układu. W kontekście tego tak śmieszą aspiracyjne wypowiedzi poprzedniej i nawet aktualnej władzy o możliwym powrocie Polaków zza granicy. Jeszcze długo nie, a raczej wcale nie.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
Jeden komentarz