Nasz kolega redpill umieścił pod moim ostatnim tekstem arcyciekawy komentarz dotyczący tekstu o młodych narkomankach, który pojawił się tutaj wczoraj. Tekst ten nie opisuje w żaden sposób naszej rzeczywistości, być może opisuje jakąś rzeczywistość „ichnią”, ale to też mało prawdopodobne. Redpill rozprawia się z tezą tego tekstu jednym właściwie stwierdzeniem – kokaina jest za droga dla małolatów. I to jest chyba prawda, pomijając już moje warsztatowe rozważania na temat produkcji podobnych „dziennikarskich materiałów”. Co innego skłania mnie jednak do pisania tej notki. Oto skomentowałem to co rzekł redpil stwierdzeniem, że tak zwane społeczeństwa wysokorozwinięte są mniej odporne na propagandę niż białoruski chłop za cara, przed reformą uwłaszczeniową. Tak była pierwsza myśl po przeczytaniu komentarza redpila, a zaraz po […]
Nasz kolega redpill umieścił pod moim ostatnim tekstem arcyciekawy komentarz dotyczący tekstu o młodych narkomankach, który pojawił się tutaj wczoraj. Tekst ten nie opisuje w żaden sposób naszej rzeczywistości, być może opisuje jakąś rzeczywistość „ichnią”, ale to też mało prawdopodobne. Redpill rozprawia się z tezą tego tekstu jednym właściwie stwierdzeniem – kokaina jest za droga dla małolatów. I to jest chyba prawda, pomijając już moje warsztatowe rozważania na temat produkcji podobnych „dziennikarskich materiałów”.
Co innego skłania mnie jednak do pisania tej notki. Oto skomentowałem to co rzekł redpil stwierdzeniem, że tak zwane społeczeństwa wysokorozwinięte są mniej odporne na propagandę niż białoruski chłop za cara, przed reformą uwłaszczeniową. Tak była pierwsza myśl po przeczytaniu komentarza redpila, a zaraz po niej przyszła druga. Dlaczego oni są mniej odporni na tę całą propagandę?
Odpowiedź nasunęła mi się sama, właściwie od razu. Przepraszam, że nie jest to odpowiedź godna erudyty, a tylko proste spostrzeżenie, ale erudyta ze mnie żaden. Mając w pamięci własne doświadczenia, skażone lekturą gazet i głupich książek, a także oglądaniem jeszcze głupszych filmów, mając także w pamięci to co znajduje się w niektórych fragmentach książek, gdzie treść miejscami zahacza o życie białoruskich chłopów (po reformie jednak, po reformie) , takich jak „Nadberezyńcy” czy „Szczenięce lata”, doszedłem do następującego wniosku: tak zwane rozwinięte społeczeństwa pozbawione są samowiedzy.
Myśl to zapewne nienowa, ale dla człowieka, który nic prawie nie czyta i nie ogląda, a jedynie pisze i bawi się z dziećmi dość zaskakująca i ważna. Oto chłopi z zapadłych wiosek pod Mińskiem, Bobrujskiem i Lidą opisywali świat wskutek bezpośredniego z nim zetknięcia. Tłumaczyli sobie Boga, przyrodę, kosmos, i obyczaje cietrzewi a także panów ze dworu po swojemu. Było to dla nich tak samo ważne jak dla studenta uniwersytetu podstawowy kurs filozofii. Trochę w tych rozważaniach pomagali duchowni, ale częściej przeszkadzali, stopień bowiem bezbożników i ateistów wśród chłopstwa na kresach był zastraszający. Wiara trzymała się mocno jedynie we dworach. Zetknięcie się z informacją masową jaką przyniosła rewolucja bolszewicka, zetknięcie się z inną niż wypracowana samodzielnie wizją rzeczywistości bywało dla takiego chłopa sporym szokiem i powodowało zwykle obłęd, zauroczenie rewolucją i neoficki zapał w szerzeniu idei Lenina lub wściekłość i rządzę mordu na czerwonych, którzy zburzyli stary, dobry porządek.
Nieważne jaka była reakcje tego pozornie ciemnego wieśniaka na propagandę, jaka by nie była świadczyła ona o jednym – o jego wrażliwości i uwadze jaką miał dla otaczających go spraw. Świadczyła także o tym, że był ów człowiek szalenie niebezpieczny dla nowego porządku przez to właśnie, że tłumaczył sobie po swojemu zachowanie tokujących głuszców i panów, którzy do nich strzelali. Likwidacją tych bodźców zajmuje się od kilkudziesięciu już lat zmodyfikowany i unowocześniony bolszewizm.
Zamiast wrażeń, kontaktu z realnością, mamy dziś targety, produkty i obszary zainteresowania mediów, filmy i płyty, książki i ludzi którzy je produkują. Zamiast informacji płynących z poznania zmysłowego ku rozumowi mamy gotowe schematy, slajdy wgrywane w pamięć, które urabiają pokolenie za pokoleniem, miliony zidiociałych konsumentów. Mamy stworzone sztucznie plemiona, które na jeden gwizd z telewizora zaczną się zwalczać z zajadłością nieznaną plemionom prawdziwym żyjącym w epoce kamienia. Nowoczesny bolszewizm wszczepił ponadto człowiekowi niechęć do poznania. Zrobił to deprecjonując wypracowywane przez całą epokę nowoczesną narzędzia poznania czyli nowoczesną naukę o przyrodzie. Zamiast tego mamy triumfalny powrót szamanów i tajemniczych uzdrowicieli. Nowoczesny bolszewizm zatrzymał tę naukę na etapie tuż przed ostatecznym sukcesem, a teraz zaczął zawracać ją z drogi i kierować z powrotem ku ciemnocie. Nazywa się to „realizowaniem siebie”.
Nowoczesny bolszewizm sprawił, że człowiek spotykający innego człowieka uważa go za wroga jeśli ten nie wygłosi szybko kilku znanych z telewizji sloganów, świadczących i tym, że należy do właściwej, tolerowanej przez nowoczesnych bolszewików grupy. To jest według mnie najgorsze. Człowiek, Europejczyk, odkrywający plemiona żyjące w Afryce, czy nawet zasiadający do czarki sake w tradycyjnym japońskim domu, jeśli nie miał akurat złych zamiarów, stawał przed wielkim wyzwaniem – musiał, dysponując jedynie przyrodzonymi sobie narzędziami poznania i wrażliwością – odkryć i zaakceptować człowieka całkiem innego, różniącego się do samej swojej istoty, która mogła okazać się wspólna obydwu lub nie. Doświadczenie to, śmiem twierdzić, choć bolesne i niepiękne czasami, leży u źródeł siły i sukcesów Amerykanów i Brytyjczyków. To wyjście poza siebie i własny świat, które musiało dokonywać się w czasie kolonizacji kontynentu, Ta ciągła gotowość na spotkanie nieznanego, która wyostrzała czujność i przygotowywała umysł do nowych wyzwań, bez przerwy właściwie. To była wielka wartość. Wartość nieznana w Europie wschodniej, w Rosji, w podzielonej Polsce, gdzie całe życie podporządkowane było opresyjnemu prawu lub silnej, ale krępującej indywidualności, tradycji. Owo skrępowanie tradycją było dla nas w Polsce kolejną pułapką, bo ci, którzy się przeciwko tradycji buntowali wkraczali z miejsca w obszar podporządkowany czerwonym diabłom. Nie było od tego ucieczki.
Dziś obszar wolności osobistej, osobistych wyborów, osobistych, nie skażonych interwencją mediów i innych ludzi „którzy czytali te same książki” wrażeń i myśli, skurczył się tak, że prawie nie istnieje. To pułapka, pułapka złego, z której nie ma już chyba wyjścia.
O tym właśnie świadczy ów wczorajszy tekst, który umieścił tu Łazarz. O tym, choć redpil sprowadza jego rolę do prymitywnej, antyludzkiej propagandy i promocji zachowań destrukcyjnych. Chyba jednak jest inaczej, głębiej, niebezpieczniej i głupiej.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy