„Jedyna droga do zmiany w Polsce to wymiana rządu chociażby na jakiś „techniczny”. Ten obecny tak psuje wszystko, że nawet taki byłby lepszy” – przekonywał Jarosław Kaczyński tuż po wybuchu afery z taśmami PSL. Takie rozmowy już się toczą.
Wbrew pozorom nie jest polityczne science fiction, ale jeden z możliwych scenariuszy. Już w poprzedniej kadencji PiS prowadził sondażowe rozmowy z PSL i …SLD odsunięciu Platformy od władzy. Wówczas (w 2009 r.) scenariusz przewrotu zakładał powołanie „rządu fachowców” PSL – PiS, a SLD miało zadowolić się stanowiskiem marszałka Sejmu. Chociaż do przewrotu nie doszło, to lider PSL Waldemar Pawlak wykorzystał ofertę PiS do nacisku na Platformę. Podobnie jest tym razem. Wykorzystując aferę z taśmami Platforma bardzo mocno uderzyła w ludowców. Teraz Pawlak chce pokazać Tuskowi, że nie będzie trwał w koalicji za wszelką cenę. W tej grze jego sojusznikiem jest antytuskowa opozycja wewnątrz Platformy, czyli Grzegorz Schetyna.
Powtórka z rozrywki
Jarosław Kaczyński cieszy się sławą niebywale skutecznego polityka w kuluarowych rozgrywkach. W 2009 r. na przekór swojemu elektoratowi dogadał się z SLD i wspólnie z postkomunistami przejął kontrolę nad mediami publicznymi. Trudno było uwierzyć, że po jednej stronie negocjacyjnych stołów siedzieli Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski, bohaterowie „afery Rywina”, a po drugiej politycy PiS. Sojusz jednak zawarto, a koalicja wytrzymała ponad rok. Okazało się, że jeżeli w grę wchodzi realna władza i korzyści, to nie ma koalicjanta, którego Jarosław Kaczyński nie byłby w stanie zaakceptować. W tle rozmów o kontroli nad mediami prowadzone były również rozmowy o odsunięciu Platformy od władzy. Plan nie został zrealizowany tylko z powodu braku zgody PSL. Waldemar Pawlak nie mówił wówczas „nie”, tylko uważnie słuchał propozycji. Zbliżeniu PiS i SLD sprzyjały wówczas dobre relacje Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Kaczyńskiego. Dziś nie są one już takie bliskie, ale również poparcie SLD nie jest niezbędne do przeprowadzenia „przewrotu”.
„Etatowym” kandydatem PiS na szefa rządu technicznego jest Michał Kleiber. Minister nauki i szkolnictwa wyższego w rządach SLD, ale także doradca Lecha Kaczyńskiego. 66-letni Kleiber ma opinię fachowca i brak wyraźnych konotacji politycznych. Gdy wiosną br. doszło do zgrzytów między PO, a PSL w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego PiS otwarcie proponował ludowcom powołanie rządu „fachowców”, bez polityków PiS. „Na pewno znalazłby się jakiś ekspert do zaakceptowania. My nie chcemy wchodzić do rządu, ja mówię o sytuacji rządu, w którym nie ma polityków PiS” – zapewnił mówił wówczas Adam Hofman, rzecznik PiS. Dodatkowym atutem Kleibera jest to, że może go poprzeć SLD.
Dla PiS doprowadzenie do przesilenia i wcześniejszych wyborów parlamentarnych ma dodatkowy atut, bowiem oznacza szansę pozbycia się „ziobrystów” z Sejmu. Obecnie kluczem do być albo nie być tej partii są wybory do euro parlamentu w 2013 r. A wynik tych wyborów zależy od ordynacji wyborczej. PO dziś prowadzi rozmowy zarówno z „ziobrystami” jak i z PiS. Jeżeli pozostanie obecna ordynacja wyborcza, to szanse „ziobrystów” nie są duże. Alternatywą jest głosowanie na listy ogólnokrajowe do europarlamentu. W takim wypadku Ziobro, Kurski i Cymański mają znaczną przewagę nad partyjnym brandem PiS.
Walka gigantów
Forsując idee rządu technicznego Jarosław Kaczyński stara się wygrywać konflikty w Platformie. Oprócz znanej wszystkim „szorstkiej przyjaźni” Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska w PO są również inne zarzewia konfliktu.
Prezydent Bronisław Komorowski ma ewidentnie inne cele niż PO. W rankingach popularności zbliża się do wyników Aleksandra Kwaśniewskiego. Ufa mu już ponad 70 proc. Polaków. Jego reelekcji w 2015 r. może zagrozić tylko i wyłącznie ostra spolaryzowana kampania wyborcza, w której będzie musiał opowiedzieć się po stronie PO. Z punktu widzenia Komorowskiego najlepszym wyjściem byłyby wybory parlamentarne w 2013 r. lub 2014 r.
Kolejnymi czynnikami destabilizującymi Platformę są Jarosław Gowin i Radosław Sikorski. Ten pierwszy, ma swoją konserwatywną frakcję w PO, coraz silniejszą. Ten drugi ma potencjał polityczny, który może pozwolić mu ubiegać się o prezydenturę w walce z Komorowskim. Nawet wbrew woli PO.
Jest też Donald Tusk, który stał się zakładnikiem własnego sukcesu. Osiągnął taką pozycję, że nie ma możliwości usunięcia się w cień. Może albo rządzić, albo stracić władzę. Jeżeli dojdzie do niepokojów społecznych powstanie koalicji „wszystkich przeciwko Tuskowi” jest więcej niż pewne. W obecnym Sejmie powołanie rządu antytuskowego jest możliwe tylko w wypadku rozłamu w PO. Posłowie PiS, z którymi rozmawiałem mówili o koalicji PiS-PSL i części PO związanej z Grzegorzem Schetyną.
Konflikt Schetyny i Tuska jest coraz wyraźniejszy. Gdy jednego z polityków PO dopytywałem się o to czy wojna między Tuskiem Schetyną trwa usłyszałem: „aby wypowiedzieć komuś wojnę, to trzeba rozmawiać. A oni nie rozmawiają”. Schetyna już raz niemal pozbawił władzy Tuska. Gdyby jesienią 2011 r. po wyborach PO i PSL nie mogłyby utworzyć rządu, to do koalicji zostałby dołączony SLD, który poparłby jako kompromisowego kandydata na premiera Schetynę. Powstaniu tej koalicji patronował prezydent Komorowski. Kamery odnotowały smutną minę Schetyny, gdy ogłaszano zwycięstwo wyborcze Platformy, pozwalające rządzić wspólnie z PSL.
Tuska kontruje Palikotem
Tusk ma świadomość siły wewnątrzpartyjnej opozycji. „Tusk ma interes w tym, by zgłoszone na poważnie wotum nieufności na jesieni straciło trochę mocy” – tłumaczył Jarosław Kaczyński w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” pomysł Janusza Palikota, aby zgłosić konstruktywne wotum nieufności wobec rządu Donalda Tuska. Ze słów Kaczyńskiego jasno wynika, że uważa odwołanie Tuska na jesieni za realny scenariusz. Działania Palikota mają zaś siać zamęt i tworzyć niekorzystny wizerunek medialny ewentualnych zmian. Ruch Palikota ma bowiem poważny problem. Gdyby dziś odbywały się wybory, to jest prawdopodobne, że nie wszedłby w ogóle do Sejmu. Z punktu widzenia Palikota stabilizowanie sytuacji i unikanie wcześniejszych wyborów jest koniecznością.
Tusk nie może bowiem wymienić koalicjanta na Ruch Palikota, gdyż oznaczałoby to utratę części konserwatywnych posłów. Co więcej, sojusz z Palikotem byłby wiarygodnym dla opinii publicznej powodem ich odejścia z PO.
O tym, że działanie Palikota ma na celu osłonę rządu Tuska świadczy jeszcze jeden fakt. „Nie wykluczam, że jako kandydata na premiera zaproponujemy prof. Michała Kleibera” – powiedział Palikot w TVP Info. Ewidentnie w ten sposób starał się „spalić” kompromisowego kandydata, którego może zaproponować PiS. Prawdziwe intencje pokazało jego twierdzenie, że nie wyobraża sobie, aby PIS i SLD broniły rządu Tuska głosując przeciwko osobie z nimi związanej. Działania Palikota utrudniają, ale nie uniemożliwiają przeprowadzenie przewrotu.
Zmiany na polskiej scenie politycznej mogą wymusić publikacja kolejnych nagrań lub kryzys gospodarczy. W ostatnich tygodniach, na polityczno-medialnych salonach spekulowano jakie jeszcze taśmy mogą ujrzeć światło dziennie. Plotki były zgodne tylko co do jednego faktu. Kolejne taśmy – jeżeli się pojawią – uderzą w Platformę. Innym powodem przesilenia politycznego jest nadciągający kryzys gospodarczy. Spowolnienie jest widoczne tzw. gołym okiem. Rząd na wyścigi zmieniając prawo utrudniające demonstracje daje do zrozumienia, że poważanie obawia się ulicznych protestów.
Na razie scenariusze przewrotów politycznych są tworzone po to, aby dyscyplinować obecnych sojuszników politycznych. Ale jak wiadomo nabita broń raz do roku może sama wystrzelić.
Tekst opublikowany w tygodniku "Najwyższy Czas!"