Polska tym się różni od innych krajów, że w Polsce nikt nie zwraca uwagi na ten aspekt, na propagandową i promocyjną rolę twórczości i twórców.
W miarę jak przybywa mi lat dochodzę do wniosku, że wszelka twórczość, literacka, filmowa, plastyczna, nawet muzyczna ma jedynie funkcję propagandową. Istotnym jej zadaniem nie jest wzruszyć widza czy słuchacza, ale spowodować takie zmiany w jego zachowaniu, by ten, który akcją propagandową kieruje wyciągnął z tego jak największe korzyści. Dzieło może spełniać swoją funkcję propagandową zgodnie z zamysłem artysty lub przeciwni temu zamysłowi. Trudno podejrzewać bowiem wszystkich twórców o to, że kierują się tylko i wyłącznie chęcią służenia swojemu rządowi. Istotne jest to, że zachcianki artysty mają tu znacznie drugorzędne. Malarstwo impresjonistyczne stało się wizytówką III Republiki, bez względu na to co o tym myśleli Monet i Renoire. Louis Aragon był z kolei firmą promującą – w jakże wyrafinowany sposób – republikę IV, zaś Jean Paul Sartre zajął poczesne miejsce w dziale marketingu i promocji kolejnej rzeczpospolitej francuskiej. I nie ma tu – zważcie – nic do rzeczy to, co w istocie ludzie ci chcieli nam przekazać. No, bo kto poza mną czyta dziś Aragona i kto w ogóle przejmuje się tym co pisał Sartre. To jest dziś – jak ostatnio pisał o tym Toyah w innym trochę kontekście – czysty pop, pewna figura, którą można zastosować w dyskusji ludzi zwących się kulturalnymi i oczytanymi. Nic więcej.
Polska tym się różni od innych krajów, że w Polsce nikt nie zwraca uwagi na ten aspekt, na propagandową i promocyjną rolę twórczości i twórców. W Polsce z tego się szydzi kupując jednocześnie za granicą wszystko absolutnie co zostanie tam wyprodukowane i dyskutując o tym na wszystkich możliwych poziomach i we wszystkich możliwych kontekstach z wyjątkiem tego jednego. Polska bowiem i wykształceni Polacy mają taką ambicję, by dorównać innym, by stać się tacy jak oni i rozumieć co autor – jeden czy drugi chciał nam przekazać. No więc ja – tak dla przypomnienia – powiem co chciał przekazać nam Aragon. Otóż on chciał poprzez swoje książki powiedzieć Francuzom i Polakom także, bo wszystko przecież zostało przetłumaczone, że największym wrogiem ludzkości nie jest bynajmniej Adolf Hitler, gdyż ten znajduje się na miejscu drugim. Na pierwszym zaś jest Kościół Katolicki i jego nieludzka doktryna miłości bliźniego oraz tradycja, które – obydwie naraz i każda z osobna – przeszkadzały ojcu pisarza prefektowi Louisowi Andrioux w budowaniu tajnych struktur złożonych ze szpiegów i donosicieli w całej Francji. Tak to wygląda w ogólnym zarysie.
Dlaczego my nie przyjmujemy do wiadomości tej tak oczywistej i prostej prawdy? Otóż dlatego, że od początku mniej więcej stulecia XIX czyli od kiedy umacniać się zaczęły tajne struktury polityczne w krajach Europy i były one od razu lub stopniowo infiltrowane przez rządy i policje, rodzi się krytyka. Myślę tutaj o krytyce literackiej i plastycznej, pomijam muzyczną, bo wprzęganie muzyków w machinę propagandową jest stosunkowo trudne, no chyba, że ktoś komponuje marsze wojskowe. Co nie znaczy, że nie jest możliwe. Oczywiście, można działalność krytyków nazywać poszukiwaniem tożsamości, może także mówić, że było to odkrywanie nowych obszarów kulturowych, wiek XIX przecież pokazuje Europie grafiki japońskie, a XX sztukę Afryki. Nie ma to jednak według mnie aż takiego znaczenia. Istotną bowiem funkcją krytyki jest odwrócenie uwagi widza od faktu, że sztuka jest propagandą i może być wykorzystana przeciwko innym narodom, grupom, społecznościom, organizacjom sieciowym i kościołom. Jeśli ktoś ma wątpliwości i mi nie wierzy, niech sobie przypomni czego dotyczyło stwierdzenie – armaty ukryte w kwiatach.
Rola krytyki skończyła się w chwili kiedy sztuka zyskała wymiar przemysłowy. Krytycy przestali być potrzebni, bo artysta nie miał już indywidualności był jednym z tysięcy producentów niepotrzebnych rzeczy. Nie można było jednak zrezygnować z tego kamuflażu, nie można było powiedzieć po prostu, że sztuka to propaganda. Trzeba było czymś to zamaskować. I zamaskowano. Dziś sztuka to produkcja i handel. Sztuka to piramida finansowa i finansowe oszustwa. I to mam nadzieję, będzie tej sztuki końcem, co nie znaczy, że będzie końcem propagandy. Myślę, że wracamy powoli do epoki wielkich indywidualności. Gdzie najpełniej ów powrót się ujawni tego nie wiem, ale myślę, że nie Wielkiej Brytanii, choć wielu stawia właśnie na to i na książki pisane w języku angielskim. Jest to jednak jeszcze pieśń przyszłości. Dziś jesteśmy w samym środku epoki propagandowo-handlowej. Sprzedaje nam się opakowane w ładne papierki śmieci, które są jakimś erzatzem psychologii i obyczajowości. Mają zaś w istocie obyczaj niszczyć i na jego miejscu budować fikcję lub wręcz szczepić zło. I ja to piszę wprost, bo jestem już stary i mogę bez obaw napisać taką rzecz. Bez obaw, że mi ktoś zarzuci brak dystansu.
Mamy oto na ekranach film pod tytułem „Sponsoring”. Ja go nie będę oglądał, co nie przeszkodzi mi zabierać głosu w sprawie tego filmu tyle razy ile uznam za stosowne. Epoka bowiem handlowo-propagandowa, w której jesteśmy zanurzeni po grzywkę daje mi takie możliwości. Oto mamy telebimy, które reklamują nowe produkcje wchodzące na ekrany i jak taki telebim obserwuję dwa razy w tygodniu kiedy jestem z dzieckiem na basenie. Na ekranie migają obrazki i w tak zwanej pigułce podaje się nam treści kilku najnowszych filmów. I nie trzeba być doprawdy wielkim mędrcem, by zorientować się czego dotyczy film „Sponsoring” Otóż dotyczy on tego, by pogodzić się wreszcie z nierządem i nie awanturować się bez sensu kiedy córka lub wręcz żona przyniesie do domu kilka dodatkowych groszy. Obstawiam, że kolejnym etapem w artystycznym rozwoju tego starego już przecież motywu będzie zachęta, by faceci nie dyskryminowali kobiet wysyłając je na ulice, ale by sami tam też wyszli i próbowali jakoś o siebie zadbać. Można w ten sposób upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – człowiek lepiej wygląda i jeszcze zarabia. W sytuacji kryzysu ekonomicznego nie jest to bez znaczenia. To jednak przyszłość, wracajmy do teraźniejszości.
Sponsoring to sytuacja w której starszy mężczyzna płaci młodej dziewczynie za seks lub starsza kobieta płaci za seks młodemu chłopakowi. Tego drugiego nigdy nie obejrzymy na ekranie kina, albowiem ciało kobiety jest jednym z najważniejszych fetyszów epoki i pokazywanie go w sytuacjach innych niż mocno podkręcone seksualne napięcie nie wchodzi w grę. To może robić jedynie artystka taki wybitna jak Katarzyna Kozyra na zamkniętych pokazach w świątyniach sztuki, gdzie bilet wstępu kosztuje więcej niż bilet do kina. W kinie nie będzie więc pomarszczonych ciał kobiet domagających się pieszczot od wysportowanych, młodych byczków. To nie do pomyślenia, z tego choćby powodu, że celem ataku tych produkcji jest pozycja mężczyzny właśnie i nie może on za żadne skarby być tam pokazany jako istota, która coś rozgrywa i ma atuty w ręku. Może być tylko bezmózgim gamoniem z nieustającą erekcją, którym się manipuluje. Może także, o ile ma już swoje lata, być mężczyzna postacią tragiczną i przegraną, która schodzi w najniższe kręgi piekła kupując sobie seks u nieletniej córki najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.
W filmie „Sponsoring” mamy do czynienia z całkowicie fikcyjną sytuacją, tak pod względem psychologicznym, jak i obyczajowym. Widzimy dziennikarkę z kolorowego pisma, która robi reportaż o młodocianych dziwkach. Jak to zwykle bywa w takich razach na ekranie kina, przechodzi ona po kolei fazy następujące: zaciekawienie, oburzenie, fascynację, utożsamienie się z bohaterką reportażu, oczyszczenie. Na koniec zaś obydwie kurwy zostają symboliczne kanonizowane przez spadający z nieba deszcz. Potem zaś wywyższone na majestat poprzez słońce pojawiające się zaraz po tym deszczu. Jest tam jeszcze kilka dodatkowych postaci, jak na przykład Krystyna Janda, która robi to co zwykle, czyli te swoje okropne miny kobiety zawiedzionej. Główną rolę gra Juliette Binoche, co ma podnieść walor filmu, ale o jakich walorach tu mowa i o jakim podnoszeniu. Prócz roboty propagandowej na odcinku – deprawacja młodzieży i dorosłych film ten jest po prostu pretekstem by Janda i Binoche zarobiły sobie dodatkowych parę groszy, zupełnie jak główne bohaterki tego filmu.
Najlepsze zaś jest to, że na naszym małym telebimie zajawka tego filmu pokazywana jest pomiędzy zajawką filmu Holland o polskiej świni ratującej Żydów w kanałach i zajawką filmu o małym pingwinku co skacze z góry lodowej do morza. To jest – mówię wam – widok wprost fantastyczny.
Teraz najważniejsze – pisał o tym kiedyś Toyah i pisał o tym na blogu Toyaha komentator Leming – chodzi o to, czy sponsoring istnieje naprawdę czy jest tylko jedną z wielu deprawujących nas fikcji. Toyah i Leming postawili tezę, a ja się do niej przychylam, że sponsoring jest fikcją. To znaczy są jakieś tam przypadki utrzymywania dziewczyn przez jakichś dziadów z pieniędzmi, ale jest to zjawisko marginalne. Czyni się zaś zeń coś co wygląda na prawdziwą plagę i czyni się to w sposób perfidny. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że w sytuacji kiedy jakaś pani ma ochotę ruszyć w tak zwane tango, to nie ma ludzkiej siły, która by ją zatrzymała, no chyba, że mamy akurat pod ręką wynalazek Samuela Colta. Zjawisko to istnieje od dawna i zawsze spotykało się z potępieniem, a w najlepszym razie z szyderstwem. Dziś jest inaczej – to jest sposób na życie i powód do dumy, a także sposób okazywania wrażliwości. I to jest chyba najgorsze. Choć może się mylę, może zobaczymy niedługo rzeczy jeszcze gorsze.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah – dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy