Z racji tej że szykuje się kolejna, tym razem subtelnie przygotowywana „akcja” przeciwko Białorusi, chcemy przypomnieć felieton Zbyszka Koreywo na ten temat.
—————————————–
Konia z rzędem temu, kto zrozumie ten dylemat: nie tylko w starym kraju nad Wisłą ale i na emigracji, dzisiejsza Białoruś Anno Domini 2006 jawi się jako kraj zacofany, zapyziały i dechami zabity, gdzie diabeł mówi ludziom dobranoc. W dodatku z dyktaturą ex – kołchozowego dyrektora a to znaczy, że już gorzej być nie może.
Pamiętam głosy z kraju, w tym niestety także od rodziny, tuż przed referendum akcesyjnym z Unią Europejską: A co nam zostało? Jak nie Unia to Białoruś. Tyle tylko, i stąd ten koń z rzędem, że w Europie tylko Łotwa jest krajem biedniejszym od Polski a na Białorusi ludzie żyją znacznie lepiej niż u nas. Skąd więc ta pogardliwa opinia o sąsiedzie, któremu wiedzie się nie tylko lepiej ale jest to także kraj znacznie bezpieczniejszy, bowiem kryminalistów tam się zamyka do więzień, korupcja na bardzo niskim poziomie a i opieka socjalna porównywalna tylko do Szwedzkiej. Zgodnie z danymi Organizacji Narodów Zjednoczonych w 2001 roku bezrobocie w Polsce wynosiło ponad 20% – w tym samym czasie na Białorusi tylko 2%. Per capita, Białoruś cieszy się jednym z najniższych wskaźników zachowań kryminalnych w całej Europie.
Roczny wzrost gospodarczy rok po roku utrzymuje się w granicach 10%, co czyni ten kraj istnym tygrysem ekonomicznym na skale większą niż tylko europejską. W 2003 roku, znowu zgodnie z danymi ONZ o rozwoju, Białoruś znajdowała się na 53 miejscu na świecie. Dla porównania, w tym samym czasie Rosja ze swoimi nieprzebranymi bogactwami naturalnymi, okupowała 63 pozycję. W zakresie eksportu wyższej technologii, ten niepozorny kraj na obrzeżach Europy wyprzedza nie tylko Australię ale na przykład także Grecję i Norwegię. Jest jeszcze wiele innych przykładów, że ten dzielny kraj doskonale daje sobie radę nie tylko na arenie międzynarodowej ale nie zapomina także o własnych obywatelach. Na przykład inflacja białoruskiego rubla jest stosunkowo niska, w granicach 3 – 4% i w dodatku istnieje tam przepis, że jeśli przekroczy ona próg 5% następuje automatyczna indeksacja emerytur, zasiłków dla bezrobotnych, pensji itd. No, my tu w Australii to tylko możemy sobie pomarzyć o takich kompensatach.
A zatem, co tu jest grane, jak mawiał mój cieć z podwórka na Marszałkowskiej, skądinąd zasłużony pracownik Służby Bezpieczeństwa.
Wypadałoby zacząć od tego, że obecnie tzw. opinia społeczna jest kreowana w całości przez środki masowego przekazu, czyli przekaziory. Innymi słowy przeciętna Tereska i Sylwek Pudło już dawno temu zamienili się z telewizorem na rozumy, zakładając oczywiście, że w ogóle było się czym wymieniać. I stąd ten totalnie wypaczony obraz świata, w tym Białorusi. No dobrze, ale dlaczego właściciele przekaziorów i nie tylko, bo także Ameryki, Europy i Australii, nagle poczuli taką niechęć do tego malutkiego kraju. Ano, kiedy nie wiadomo o co chodzi to na pewno chodzi o pieniądze.
I tak, w 2002 roku Aleksander Łukaszenko, prezydent niepodległej Białorusi odmówił Georgowi Sorosowi sprzedaży za bezcen państwowego przedsiębiorstwa, produkującego jedne z najlepszych na świecie samochodów ciężarowych BELAZ (21% produkcji światowej super ciężkich wozów). No, świat wstrzymał oddech na moment, bo jako żywo nikt do tej pory nie miał odwagi odmówić czegokolwiek super spekulantowi. Dla przypomnienia, w Polsce scenariusz przejmowania majątku narodowego przez międzynarodowe gangi wyglądał następująco: kwitnące przedsiębiorstwa raptem zaczęły wpadać w długi, pracownicy żalili się, że nie wypłaca się im pensji i już na progu bankructwa zostawały wykupywane za tzw. psie grosze przez obcy kapitał. Nazywało się to bardzo ładnie – prywatyzacja. Zdaje się, że obecnie już nie ma czego prywatyzować, wszystko diabli wzięli. A tu nagle taka Białoruś, z dziesięcioma milionami obywateli, stanęła okoniem i nie tylko nie sprzedała państwowej własności ale dodatkowo wyrzuciła z Mińska fundację Sorosa dla tzw. „Otwartego Społeczeństwa” znanego w kraju nad Wisłą pod nazwą „Fundacji Batorego”. Od tego też czasu międzynarodowe przekaziory rozpoczęły zgodną kampanię ujadania pod adresem niepokornego Łukaszenki. Nie ulega też najmniejszej wątpliwości, że wiodącą rolę w tej sforze powierzono tzw. polskim mediom i tzw. polskim politykom.
I tak w kraju, gdzie brakuje pieniędzy na oświatę, na służbę zdrowia, na renty i emerytury, gdzie setki tysięcy dzieci idzie spać głodne, gdzie bezrobotni nie mają z czego żyć – nagle setki milionów euro wydawane są na antybiałoruską rozgłośnię radiową, na druk antybiałoruskiej literatury, plakatów, ulotek, na szkolenie zawodowych prowokatorów, mających umożliwić przejęcie władzy w imieniu międzynarodowej mafii, jak zawsze pazernej, okrutnej i cynicznej do wręcz niewiarygodnych granic. Mało tego, tzw. polski aparat państwowy w postaci Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zaangażował się w te awantury, używając do swych brudnych celów Związek Polaków na Białorusi co, jak sądzę, jest działalnością wręcz kryminalną. Nikomu nie wolno narażać rodaków na obczyźnie na szykany, represje czy niechęć autochtonów. Szczególnie w interesie międzynarodowych szajek, które do tej pory zrujnowały już nie jeden kraj. Sama zaś prowokacja polegała na tym, że pracownicy tzw. polskiej ambasady w Mińsku (Bućko, Buczek i Alperowski) zorganizowali nielegalne zebranie Związku Polaków na Białorusi z odpowiedni dobranymi ludźmi (skąd my to znamy tu w Australii) i wybrano nowe władze z niejaką Andżeliką Borys w roli głównej. Skończyło się na tym, że Łukaszenko interweniował w obronie prawnego zarządu ZPB i blond Andżelika nie zdążyła zagrzać krzesła prezesa. Niemniej były premier Polski, Marek Belka obiecał jej stanowisko „konsula honorowego” na otarcie łez. A przy okazji, tych trzech prowokatorów z tzw. polskiej ambasady w Mińsku musiało pakować walizy i wracać do kraju, co ponoć srodze rozwścieczyło byłego, na szczęście, ministra spraw zagranicznych Adama Rotfelda.
Tak więc chodzi o to, że Białoruś chce się rządzić sama, bez niczyjej pomocy, to znaczy zabezpieczyć godziwy byt własnym obywatelom. No, ale kto to słyszał, żeby dzisiaj jakiś kraj chciał się rządzić samodzielnie? Jugosławia próbowała i wiadomo, jak to się skończyło. Z drugiej strony wszystkim tym, którym się zdaje, że Łukaszenko jest rosyjskim pucybutem warto przypomnieć, iż zadarł on z „rosyjskimi” oligarchami – Berezowskim, Abramowiczem i Chodorkowskim, którym w 2003 roku odmówił sprzedaży przemysłu naftowego. Od tego też czasu tzw. rosyjskie przekaziory nie ustają w ujadaniu, gdzie epitety „dyktator”, „komuch”, „kołchoźnik” itd. są na porządku dziennym. Oparł się też ten dzielny naród słowiański presji rosyjskiej, sterowanej przez Putina, by wziąć Białoruś pod „opiekę” Moskwy. Od tego też czasu datuje się szczególna niechęć Putina wobec Łukaszenki.
Niemniej w Rosji istnieje także prasa nacjonalistyczna (nacjonalizm, drodzy państwo, to nic innego tylko aktywny patriotyzm) i sprawa Białorusi znajduje w niej specjalny oddźwięk. I tak redaktor „Ruskij Wiestnik” (Rosyjskie Wiadomości) w zeszłym roku ujął to następująco: : „Nie ulega wątpliwości, że istnieje zmowa niemiecko – syjonistyczna, wymierzona w kraje słowiańskie. Spisek ten ma na celu „afrykanizację” narodów słowiańskich, zepchniecie ich na margines cywilizacyjny. Stąd planowana dezorganizacja społeczeństwa, bezrobocie, masowa nędza, demoralizacja i coraz dotkliwszy brak opieki medycznej. Stąd powszechny dostęp do aborcji, propagowanie bezdzietności, narkotyki, alkoholizm i brak perspektyw, zmuszający młodych ludzi do poszukiwania pracy poza granicami kraju. Wykonanie tego szatańskiego planu, tajny rząd światowy powierzył tzw. piątej kolumnie, która realizuje go z powodzeniem od 15 lat.”
Tak więc, jeśli przyjąć, że autor „Rosyjskich Wiadomości” ma rację, jasnym teraz się staje, skąd ta internacjonalistyczna nienawiść wobec małego narodu Białoruskiego a w szczególności wobec jego prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Nie od rzeczy bowiem B. Geremek primo voto Bela Lewartow albo A. Kwaśniewski (Stolzman) za każdym razem, kiedy się o nim wypowiadają, używają określeń: „dyktator”, „satrapa”, „autokrata”, „despota” itd. I już to samo powinno być dla wszystkich myślących ludzi wystarczającym dowodem, iż prezydent Białorusi musi być przyzwoitym człowiekiem. Tyle tylko, że kto to słyszał, żeby krajem rządził tuziemiec w dodatku dbający o interesy własnego narodu. Trocki aka Lejba Bronstein wraz z pokaźną liczbą kumpli w grobie się ze złości przewraca.
Zbyszek Koreywo
Art. z 29-02-2008
Polecam inny artykuł o Białorusi…
Zacznijmy być prawdziwymi ludźmi