Przyjdź królestwo Twoje
31/08/2011
460 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Jedną z tajemnic widzę wyraźniej niż gdym był dzieckiem.
Gdy byłem dzieckiem, a rodzice uczyli mnie, że jestem dzieckiem Bożym, nie pojmowałem znaczeń. Dobra – myślałem – jestem dzieckiem Bożym. Zero oporu.
Gdy byłem dzieckiem, Bóg Ojciec był dla mnie staruszkiem z siwą brodą i długimi białymi włosami na głowie, najstarszym z najstarszych, o wiele starszym niż mama i tata, babcia i dziadek. O wiele starszym od najstarszych rzeczy w naszej drewnianej chałupie i od potężnych lip rosnących wokół zagrody. On – gdzieś tam poza horyzontem mojego pojmowania – widział mnie, a ja Jego nie mogłem dojrzeć inaczej niż na świętych obrazkach, w wyobraźni lub w snach. A tam był najstarszym staruszkiem.
No i stało się. Mijały dni i noce, mijały lata i dziesięciolecia – i przestałem być dzieckiem, przestałem być młodzieńcem, i – jak to mówią – stałem się dorosłym mężem. A da dobry Bóg długie życie, za wiele, wiele lat doświadczę, co znaczy być staruszkiem.
Co Bóg Ojciec da mi w następnej chwili? To będzie dar. Tajemnicy daru nie przenikną moje pragnienia. Mówią, że przeniknie ją miłość. Po pierwsze: mam przyjmować z miłością; po drugie: mam darować z miłością. Ale po trzecie:
Doświadczam cudu tajemnicy przemijania. Ja starzeję się, a Bóg Ojciec młodnieje. Paradoksy misterium istnienia Stwórcy i stworzenia. Najstarszy jest Najmłodszym. Najdalszy jest Najbliższym. Stwórca Niszczycielem, który jednak w Miłosierdziu podtrzymuje istnienie wszelakich wszechświatów i stworzeń.
Gdy byłem dzieckiem – lecz zanim w mym sercu nie zabito świadomości, że jestem dzieckiem Bożym – magia codziennych doświadczeń zanurzała mnie w cudownościach chwil. Aż utraciłem i to, by zadowolić się zewnętrznymi okazjami do oddawania czci Bogu Ojcu w Trójcy Jedynemu. Nauczają, że tak trzeba, by Bóg Ojciec zamieszkał w sercu, Chrystus przestał cierpieć na krzyżu i poprowadził nas do Zmartwychwstania, a Duch Święty zstąpił i napełnił nasze życie płomieniami świętości. Trzeba, a może nie. Sam nie wiem.
Teraz znów powraca spontanicznośc i bezpośredniość. Powraca – w cudowny sposób – w rozumieniu, że Bóg Ojciec nie stawia oporu pomiędzy dzieckiem, młodzieńcem, mężem, czy staruszkiem a dzieckiem Bożym. Ja stawiałem opór, dusiłem dziecko Boże – bezrozumnie, bez świadomości, że dokonuję duchowej aborcji i eutanazji.
Mimo mej zbrodni nasz Ojciec zbliżał się do mnie – bliżej, coraz bliżej i najbliżej, zaś opór topniał – bardziej i bardziej. Nic mnie nie obchodzi, że mówią o Nim jako o niewyobrażalnej Transcendencji, która przekracza każde misterium tajemnicy Stworzenia. Oko mojego ja budzi się w Nim. Dotykam Jego płaszcza. Czuję Jego oddech, gdy w Nim oddycham. Żyję w Nim i umrę w Nim.
W Nim zmartwychwstanę, jeśli taka będzie Jego Wola.
Zazwyczaj zasypiam i świat jawi się jak śnienie. Cud daru przytomności przenika nawet wówczas przez zasłony egzystencji. Śnienie i przebudzenie.
Od błysku do przebłysku. Moje ciało starzeje się, lecz Ojciec nasz jest wiecznie młody. Moje doświadczenie buduje się na upadkach i słabościach woli, lecz Ojciec nasz mnie podnosi. Moje grzeszne ścieżki prowadzą na manowce, lecz Ojciec nasz nawet tam pozostawił drogowskazy. Dzieje się tak, bym koniec końców powrócił do źródła zdrowia, czystości i miłości w Nim.
Moja godność i osoba w Nim spoczywa. Przejawia się wówczas w najmniejszym okruchu rzeczywistości i trwa. Tam i tu. „(…)Przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.(…)“
Ojcze nasz: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje; przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode Złego. Amen.