Miejmy nadzieję na poprawę losu, ale przygotujmy się na najgorsze, bowiem w myśl proroczego zdania Witkacego:….”Nie ma tego złego, co by na gorsze nie wyszło”.
W ten sposób przewidział los Polski w 1939 roku, a w tym i swój własny. Analogie historyczne są niebezpieczne, jednakże jak przypominam sobie naszą sytuację w okresie międzywojennym i częste dyskusje nad naszym położeniem, dla których ilustracją były audycje radiowe z Moskwy i Berlina, a raczej ze Stuttgartu, /najsilniejszej niemieckiej stacji Telefunkena/ grożące pożogą, to nie mogę oprzeć się wrażeniu o podobieństwach w stosunku do naszej dzisiejszej rzeczywistości.
Mamy bowiem na grzbiecie niemiecką hegemonię i rosyjskie pogróżki.
Jako pierwsze narastające faktycznie zagrożenie jawi się niekontrolowany upadek UE zarówno w postaci ostatecznego zrealizowania niemieckiego imperium i likwidacji jakiejkolwiek samodzielności państw członkowskich, jak też i rozpadu UE na samodzielne twory państwowe zamykające się w barykadach ochron granicznych i celnych.
W pierwszym przypadku grozi jawny bunt niezadowolonych narodów, szczególnie tych, które niedawno uzyskały niepodległość i odczuwają skutki dyskryminacyjnej polityki faktycznych władców „państwa europejskiego”, w drugim spadek obrotów wewnątrz europejskich i nieuchronna recesja.
Grozi również „polowanie” na tworzenie nowych układów zarówno ze strony Niemiec jak i Rosji, a także wystawienie na łup rosyjskich planów imperialnych krajów, dawnych podwładnych sowieckich
Osłabienie niemieckiej pozycji hegemonistycznej w Europie może spowodować umocnienie roli Rosji w bilateralnym układzie niemiecko rosyjskim i przynieść w rezultacie odzyskanie przez nią nie tylko Ukrainy, ale też i innych krajów.
Wiąże się z tym ewentualność drugiego zagrożenia w postaci jawnej agresji rosyjskiej wykorzystującej osłabienie wewnętrzne UE.
Nieszczęściem dla Europy byłaby też nieudana próba stworzenia nowego, niezależnego układu, jak chociażby dla przykładu – grupy wyszehradzkiej, lub inna przyczyna powodująca odpadnięcie od UE kilku wyraźnie słabszych krajów nie zdolnych do stworzenia silnego układu zdolnego do przeciwstawienia się siłom przemocy.
Powrót do sytuacji, w której w Europie zaistniałyby niezależne kraje z pewnością spowodowałby próbę odtworzenia czegoś w rodzaju „wspólnoty węgla i stali” z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. W odróżnieniu od poprzedniczki oznaczałoby to zamknięcie się w swoim gronie najbogatszych emerytów europejskich, ale może stworzyłoby bodziec do połączenia sił pozostałych krajów i powstania rzeczywiście prężnego układu.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszelkiego rodzaju dywagacje na temat grożących Europie katastrof są możliwe.
Bowiem nie ma choćby zarysu alternatywy dla UE, a przecież w obecnej sytuacji jest to konieczność dziejowa.
Europie grozi takie samo zaskoczenie, jakim była II wojna światowa, chociaż możliwości jej wybuchu zostały stworzone już w traktacie wersalskim.
Polska musi się liczyć z najgorszymi dla nas skutkami w każdym przypadku zmiany obecnego układu. Nie jest on dla nas sprzyjający, ale grożą nam jeszcze gorsze konsekwencje.
Jest to zasadnicza przyczyna, dla której Polska musi podjąć wielki wysiłek dla stworzenia zabezpieczeń przed grożącą klęską.
Ten wysiłek musi być skierowany na wytworzenie wewnętrznej siły oporu na drodze zarówno militarnej jak i gospodarczej.
Najważniejsze jest jednak zmobilizowanie wszystkich sił narodu wokół sprawy obrony naszej niezawisłości i kultury narodowej.
W dziedzinie obrony militarnej obok możliwie mocnej armii stałej, niezbędne jest posiadanie powszechnej służby obrony narodowej i dlatego młodzież polska musi przejść obowiązkowe podstawowe wyszkolenie wojskowe, a jednostki obrony narodowej posiadać stałą gotowość mobilizacyjną.
W gospodarce należy zrobić przede wszystkim to, o czym ciągle piszę: – uzyskać autonomiczne, własne przedsięwzięcia gospodarcze, zdolne do zaopatrzenia kraju i walki na rynkach światowych ze szczególnym uwzględnieniem przemysłu ciężkiego, maszynowego, środków transportu, budowlanych i rolniczych, przemysłu okrętowego, chemicznego i oczywiście elektroniki.
Niesłychanie ważne jest rozbudowanie potencjału produkcji energii elektrycznej i alternatywnych źródeł zaopatrzenia w surowce energetyczne.
Krótko mówiąc musimy być przygotowani do gospodarki wojennej równocześnie zdolnej do konkurowania na światowym rynku.
Równolegle do tych działań musimy tworzyć zręby nowego układu europejskiego powstałego na gruzach UE. Musi być ten układ dostatecznie silny ażeby móc przeciwstawić się omówionym zagrożeniom, ale także i innym jak inwazja islamska, chińska czy próba zdominowania gospodarki europejskiej przez układ amerykański czy daleko wschodni.
Nicią przewodnią tego układu powinna być obrona chrześcijańskiej kultury europejskiej, gdyż tylko takie wyzwanie może zmobilizować dostateczne siły dla przezwyciężenia stanu daleko zaawansowanego rozkładu moralnego Europy spowodowanego koncentrycznym atakiem sił postkomunistycznych, neoliberalnych, anarchistycznych i Bóg wie, jakich jeszcze. Krótko ujmując – sił szatańskich jak w wierszu Konstantego Ildefonsa.
Ograniczenie się do „grupy wyszehradzkiej” – niczego nie ujmując tej inicjatywie, nie gwarantuje sukcesu, przypomina to trochę próby tworzenia „małej ententy” przed wojną.
Minimum niezbędne dla nowej inicjatywy to przynajmniej kraje skandynawskie i śródziemnomorskie wraz z całą Europą środkową i Bałkanami.
Wysiłek dyplomacji Polski i krajów najbardziej zagrożonych powinien iść w kierunku tworzenia jak najszerszej koalicji związanej nie tylko gospodarczo, ale też i obronnie, a nade wszystko wspólnotą kultury.
Działania w kierunku stworzenia zabezpieczeń przed grożącą katastrofą należy traktować jako nakaz wyższej konieczności, ażeby uniknąć błędów popełnionych w przeszłości, które nas tak drogo kosztowały.
Jeden komentarz