Bez kategorii
Like

Przygarnij Kropka…

27/04/2011
541 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

A nie mówiłam? Magia Crucible działa. Przez większość pierwszego dnia ćwierćfinałów Mistrzostw Świata w snookerze mało było pięknej gry, wiele nerwów i taktyki, ale na cierpliwych kibiców czekała nagroda – atak na maksymalnego brejka.

0


W poprzedniej notce o snookerze dokonałam pewnego uproszczenia, które jak większość uproszczeń miało niewiele wspólnego z prawdą. Napisałam: "Zasady są w gruncie rzeczy proste – wbijasz bilę czerwoną (za 1 punkt), potem innego koloru (od 2 do 7 punktów), potem znowu czerwoną i tak dalej, na zmianę, aż wbijesz wszystkie lub przynajmniej tyle, żeby przeciwnik nie miał po co podchodzić do stołu." No dobrze, ale przecież bil czerwonych jest 15, a kolorowych tylko 6, więc raczej szybko by ich zabrakło. Dlatego uściślam – wbita bila czerwona pozostaje w kieszeni, ale kolorowa (w snookerze biały i czerwony to nie kolor, ale czarny jak najbardziej :)) wraca na przypisany sobie punkt na stole i jest dostępna do dalszej rozgrywki. Kiedy zostaną wbite wszystkie czerwone bile, zaczyna się wbijanie kolorów – od najniższego do najwyższego (po kolei – bila żółta, zielona, brązowa, niebieska, różowa, czarna), które już wtedy nie wracają na stół. Dlatego maksymalną liczbą punktów, które można zdobyć z wbić jest 147 – 15 razy bila czerwona z czarną oraz 27 punktów z kolorów. Jeśli któryś z zawodników zdobędzie je w jednym podejściu do stołu, czyli brejku, mamy do czynienia z tzw. brejkiem maksymalnym. Wbicie brejka maksymalnego jest niezwykle rzadkie i uchodzi za wielkie osiągnięcie. Bywają wybitni snookerzyści, którzy nigdy nie wbili maksa, a tylko czterech w historii wbiło ich więcej niż dwa: James Wattana z Tajlandii ma 3, John Higgins 5, a Stephen Hendry i Ronnie O’Sullivan po 10!

Wracam więc do wczorajszych wydarzeń. W dwóch meczach rozegrano tylko po jednej sesji (8 frejmów) – w obu sytuacja jest jeszcze otwarta – w meczu trzykrotnych mistrzów świata Ronnie O’Sullivan remisuje 4:4 z Johnem Higginsem (panowie podeszli do meczu raczej ostrożnie i z respektem dla przeciwnika), a Ding Junhui prowadzi 5:3 z Markiem Selby  – to pewna niespodzianka, ale taki wynik w meczu do 13 wygranych frejmów o niczym jeszcze nie przesądza. Dwie pozostałe pary rozegrały już po 2 sesje i w obu przypadkach wynik wynosi 11:5, czyli sprawa zwycięstwa wydaje się już przesądzona. Mark Wiliams po wyrównanej pierwszej sesji (5:3) odskoczył Markowi Allenowi w drugiej.

W meczu Graema Dotta i Judda Trumpa było inaczej. Młody Anglik zmiażdżył Szkota w pierwszej sesji 7:1. Dott wracał chyba do Crucible jak na ścięcie, bo drugą sesję zaczął tak samo fatalnie jak pierwszą i wkrótce było 11:2. Dott, znany wśród polskich fanów jako Kropek, zwykle waleczny, tym razem wyglądał na przygnębionego i zrezygnowanego. Jego smutny wzrok zdawał się mówić: "przygarnij Kropka…" Zanosiło się na to, że były mistrz świata odpadnie przed sesją trzecią. Na szczęście w filigranowym Szkocie zagrała krew zuchwałych przodków i stwierdził, że jeśli ginąć, to z honorem. Na rozgrzewkę wygrał jednego frejma przyzwoitym 72-punktowym brejkiem, a w następnym postanowił powalczyć na całego. Publiczność z coraz większym napięciem śledziła wpadające po kolei bile: czerwona, czarna, czerwona, czarna… Grający przy sąsiednim stole Markowie: Williams i Allen, przerwali mecz i obserwowali atak na maksymalnego brejka: czerwona, czarna, czerwona, czarna… W końcu pudło – czerwona nie trafia do kieszeni, toczy się wzdłuż bandy i… wpada do następnej kieszeni! Kiedy piętnaście czerwonych bil już znalazło się w kieszeni i kiedy wpadła ostatnia czarna, w Crucible było cicho jak makiem zasiał. Niestety Dott źle spozycjonował na bilę żółtą i brejk zakończył się na 120 punktach. Dott wygrał jednak zarówno tego frejma, jak i następnego – znowu brejkiem stupunktowym. Tak działa magia Crucible – tutaj wszystko może się zdarzyć, a od desperacji do euforii jest jeden mały krok. Dzielny Szkot zapewne przegra dzisiaj swój mecz, ale od stołu odejdzie z podniesioną głową. Zaś młody Anglik Judd Trump, który w pierwszej rundzie pokonał aktualnego mistrza świata Neila Robertsona, a w ćwierćfinale jest bliski rozprawienia się z drugim z uczestników zeszłorocznego finału, staje się coraz poważniejszym kandydatem na mistrza świata z 2011 roku.

Dziś w kolejnych sesjach poznamy wszystkich uczestników półfinałów – w porannej skończy się mecz Marków, w popołudniowej – Dotta z Trumpem, a w wieczornej Selby’ego z Dingiem i Higginsa z O’Suliivanem. Transmisje na kanałach Eurosport i Eurosport2.

0

babcia weatherwax

Przed uczta potrzeba dom oczyscic z smieci

41 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758