Prezent dla rodziny za granicą.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Na granicy panował duży ruch. Kolejka samochodów miała kilkanaście kilometrów długości.
Do Niemic można było wwieźć legalnie sztangę papierosów. Na osobę. Dziesięć paczek po dwadzieścia sztuk.
Kontrolował nas wyjątkowo złośliwy celnik. Samochód był trzepany przez ponad godzinę. Nic nie znaleziono. W końcu rozczarowany celnik dał za wygraną. Prawie nas przepuścił. Już mieliśmy odjeżdżać gdy sobie coś przypomniał. Zatrzymał auto w ostatniej chwili.
Sprawdził sztangi papierosów, które wieźliśmy z sobą legalnie. Potem nas cofnął. Dlatego, że było ich za dużo. Goldeny miały w każdej paczce zamiast 20-stu papierosów, 25 sztuk. Nigdy nikt wcześniej nie robił z tego afery. Do tej pory.
Pojechaliśmy na inne przejście graniczne. Wcześniej trochę przepakowałem faje. By uniknąć podobnych zdarzeń w przyszłości. Ale zarówno ja jak i kierowca byliśmy wyprowadzeni z równowagi wcześniejszym zajściem.
Na następnym przejściu też natrafiliśmy na dziwnego celnika. Spytał się nas czy mamy coś do oclenia. Odpowiedzieliśmy, że nic. Tylko to co mieliśmy przy sobie. Na prezenty dla rodziny. Był naprawdę dziwny. Drapał się po głowie, coś do siebie mówił, pocierał ręką o brodę:
– Prezenty dla rodziny, tak?
– Tak.
No, prawdziwy dzień dziwaków.
Rozpakowywałem w lesie fajki z samochodu Kierowca powiedział:
– Ale dziwny Niemiec. Też to zauważyłeś?
Skinąłem głową. I spojrzałem na tylne siedzenie. Wtedy już celnik nie wydawał mi się taki dziwny. Siedzenie zasypane było papierosami. Podłoga również. Nie było tego tylko dwie sztangi.
Znacznie, znacznie więcej.