Bez kategorii
Like

Przemyt. Pieniądze. XXV.

08/09/2012
495 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Gdzie chowano pieniądze.

0


Kontynuacja 

  Wietnamczycy stali pod dużymi sklepami i sprzedawali papierosy Niemcom. Ale najpierw je kupowali. Od Polaków.

    Trudno jednak pisać o wzajemnej sympatii. Po prostu interes. Dzieliło nas naprawdę dużo. Przepaść. Po prostu inna kultura. A czasu na poznawanie się nie było.

   Wiele rzeczy mnie śmieszyło, ale nigdy tego nie okazywałem. Ot, chociażby ich język. Gdy np. liczyli pieniądze. Nic, tylko boki zrywać!

   Tylko, że to chyba działało w dwie strony. Z tym, że oni nie byli tak powściągliwi w wyrażaniu tego co myśleli.

   Kiedyś liczyłem pieniądze. Pięćdziesiąt, sto, sto pięćdziesiąt…Rozbawiło to ich do łez. Poprosili mnie nawet bym zrobił to jeszcze raz. Głośno. Śmiali się bez skrępowania. I przedrzeźniali: sz…cz…bzzz…

   Pieniądze chowali w ziemi. Banknoty, najmniej stu markowe, zawijali w czarną folię po workach od śmieci. Zgrzewali ogniem z zapalniczek i zakopywali w ziemi. Takie pakiety były wszędzie w miejscu gdzie oddawałem faje. Miejskim lasku. Jakoś się nie obawiali, że im je ukradnę. Wobec innych Polaków już nie byli tak ufni.

   Czasami zamiast pieniędzy dostawałem skrawek gazety z wypisaną sumą i podpisem: tuan. Lub coś koło tego. Na początku przejawiałem nieufność. Potem nawet wolałem te skrawki. Zajmowały o wiele mniej miejsca od prawdziwych pieniędzy, a nigdy się nie zdarzyło bym miał jakiekolwiek kłopoty z odzyskaniem forsy.

   Zdarzyło się, nawet nie raz, że dawali mi o paręset marek za dużo. Oddawałem. Opłaciło się. Nawet gdy mieli papierosów za dużo i od innych Polaków już nie brali, ode mnie zawsze.

   Poza tym połączyła mnie z niektórymi ich szefami przez te lata pewnego rodzaju więź.  Jak to mówią, co nas nie zabije to wzmocni.

   Kiedyś podjeżdżam z towarem, a tam nowy Wietnamczyk. Ale mu towar dałem. Wietnamca i pieniędzy nie zobaczyłem już na oczy. Potem jeszcze przez kilka miesięcy czasami tam zajeżdżałem. Bez skutku. Przepadł z moim towarem jak kamień w wodę.

   Znalazłem innych odbiorców w innej miejscowości. Czasami tylko z nostalgią wspominałem. Bo do tego incydentu nie było żadnych problemów. I miejsce było od obecnego bezpieczniejsze.

   Kiedyś przejeżdżam samochodem przez jakieś miasto w pobliżu granicy. Zatrzymałem się na czerwonym świetle. Gdy tak stałem czekając na zielone, ktoś zastukał w okno. Szef dawnych Wietnamczyków. Gestem pokazał bym zjechał na bok. Zrobiłem to.

   Dlaczego nie przyjeżdżam? Bo mnie oszukali. Kto? Jakiś nowy. Na ile mnie wykręcił? Podałem sumę.

   Kazał przyjechać następnego dnia. Pieniądze mi oddadzą.

   Przyjechałem. Pieniądze zgodnie z obietnicą dostałem. Przyprowadzono też tego gościa, który mnie oszukał. Spytano czy to on? W jego oczach widziałem rozpacz i niemą prośbę o ratunek. Odpowiedziałem:

 – Tak, to on.

    Więcej go już nie zobaczyłem.

    W moim domu rodzice traktowali złodziejstwo jak największą zbrodnię. Przez długi czas myślałem tak samo. Nieco to stanowisko złagodził mój pobyt w niemieckim więzieniu. Tam złodzieje byli elitą, a ja nikim.

   W nowym mieście było dobrze i w miarę bezpiecznie. Samochód zostawiałem na parkingu przy jakimś lasku. Szedłem na piechotę do Wietnamców. Kilometr. Szukałem z nimi kontaktu wzrokowego i wracałem. Transakcja przeważnie się dokonywała w tym lasku. Czasami nieco obok.

   Był tam niewielki staw. Obok niego nasyp. I właśnie za tym nasypem się rozliczaliśmy.

   W czasie gdy ja i Wietnamczycy byliśmy zaaferowani rozmową wychynął nie wiadomo skąd policjant. Zamarliśmy na sekundę gapiąc się na siebie. Zaskoczenie było obopólne. Wszyscy byli sparaliżowani tą całą sytuacją.

   Zareagowałem pierwszy i odruchowo. Pchnąłem Niemca. Wpadł do wody. Odrętwienie u pozostałych minęło. Rzucili się do ucieczki. Ja za nimi. Biegliśmy przez jakieś płoty, działki. W końcu dotarliśmy do bazy Wietnamczyków.

   Ich szef opowiadał pozostałym Wietnamczykom o zajściu. Od czasu do czasu wskazywał na mnie. I poklepywał po ramieniu.

   Od tej pory oprócz pieniędzy za dostarczany towar czekała na mnie puszka zimnego napoju.

……………………………………………………………………………………………………………………………………………

   Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia4

………………………………………………………………………………………………………………………………………………

  

  

 

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758