Bez kategorii
Like

Przemyt. Odpowiednie miejsce.V.

11/01/2012
318 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

Dalsza część opowieści o przemycie papierosów do Niemiec. Z pierwszej ręki.

0


    Kontynuacja

  Jak już wcześniej pisałem przekroczyłem granicę Niemiec. Pierwszy raz. Kierunek Berlin! Był początek marca. Niby ciepło, lecz od wieczora do rana potrafił jeszcze trzymać mróz. A ja zamiast specjalnego płynu do silnika, odpornego na zamarznięcie, wlałem do chłodnicy zwykłą wodę. Nie znam się na samochodach. No i coś tam w silniku rozsadziło. Spalała teraz ta Skoda z uszkodzonym silnikiem prawie tyle co czołg. Wskaźnik poziomu paliwa w oczach spadał  w kierunku zera. Chociaż przed podróżą napełniłem bak do pełna zaczął ogarniać mnie niepokój czy dojadę do Berlina. Tam zatankuję.

   Dojechałem. W tej dzielnicy było takie duże rondo/obwodnica opasujące ją wkoło. Trzeba było po nim całym przejechać by znaleźć się w jednej z bocznych uliczek. Był  stamtąd widok na wietnamców. Paru handlowało, kilku pilnowało czy nie ma w pobliżu policji. Co chwila podchodził jakiś Niemiec i kupował papierosy. Ich baza znajdowała się na terenie jakiegoś starego gospodarstwa. I to w centrum dzielnicy Berlina! Stary budynek,  stare drzewa, a wszystko to jakieś takie zaniedbane i nie pasujące do otoczenia. Z drugiej strony patrząc było się gdzie ukryć i gdzie uciekać w razie nagłej potrzeby.

   Na razie głowę mi zaprzątał inny problem: gdzie wypakować papierosy? Kompletnie nie znałem terenu. Do tego ja i kierowca byliśmy trochę tą całą sytuacją poddenerwowani. Nawet bardziej niż trochę. Krążyliśmy wokół dzielnicy szukając odpowiedniego miejsca. Gdy już nam się zdawało, że takowe znaleźliśmy to coś nas wypłoszyło. Nie pamiętam już co. W każdym bądź razie miejsce wydawało się idealne: łąka z wysoką, nie strzyżoną trawą. Więc jak się czegoś wystraszyliśmy to kierowca włączył wsteczny bieg i dodał gwałtownie gazu. Przejechaliśmy parę centymetrów od głowy wypoczywającego tam Niemca. Usiadł gwałtownie zdziwiony. Był tam zakaz wjazdu wszelkich pojazdów. Jego zdziwienie było więc uzasadnione. A mi zrobiło się gorąco: niewiele brakowało, a zaczęlibyśmy swoją eskapadę od zabójstwa. Co prawda niezamierzonego, ale jednak. 

   Następne miejsce jakie wybraliśmy na wypakowywanie papierosów to jakieś garaże. Zasłaniały przed wścibskimi oczyma. Zabraliśmy się więc wreszcie za wypakowywanie. Robiliśmy to chaotycznie i nerwowo. Nie było mowy o jakimkolwiek zgraniu. Zjadała nas panika. Mówiąc szczerze więcej spodziewałem się po kierowcy. Był przecież przed wyjazdem taki opanowany. Wypakowane papierosy rzucaliśmy na siedzenia samochodu. Też bez żadnej logiki. Na domiar wszystkiego podjechał pod swój garaż jakiś Niemiec. Niezbyt mu się spodobało, że tarasujemy mu wjazd. Co rusz wciskał klakson popędzając nas. Panika osiągnęła swoje apogeum. Już nic nie kontrolowaliśmy rozumem.Czysty żywioł. Gdy wydawało się, że robota skończona, odjechaliśmy.

   Wjechaliśmy w tą boczną uliczkę skąd mieliśmy tak dobry widok na wietnamców. Pech chciał, że dzień był wyjątkowo chłodny i zabrałem z sobą kurtkę. Zieloną. Z daleka wyglądała na policyjną. Ja z samochodu, a wietnamcy czmych. Nie ma nikogo. Ja wsiadam do samochodu, wietnamcy się pojawiają. Wysiadam, to samo. I tak wiele razy. Co za licho? Po paru godzinach takiej zabawy w kotka i myszkę wreszcie załapałem i wyszedłem bez kurtki. Eureka! C.d.n…

   

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758