Wydaje się, że uruchomienie czołowych dziennikarzy i komentatorów aby brutalnie atakowali PiS i jego zwolenników i to jeszcze przed rozpoczęciem kampanii wyborczej, podczas wakacji, jest przejawem paniki przed powrotem PiS-u do władzy.
1. Według wielu opinii wyrażanych w mediach, skutkami przemysłu nienawiści rozkręconego przez polityków Platformy , związanych z nią publicystów i komentatorów, była zarówno katastrofa smoleńska (rozdzielenie wizyt Premiera i Prezydenta w Katyniu) jak i zamordowanie Marka Rosiaka i poderżnięcie gardła drugiej osobie w biurze PiS w Łodzi przez członka Platformy.
Rezultatami tego przemysłu były także ataki i poniżanie ludzi modlących się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie co tak dobitnie i przejmująco pokazał film „Krzyż” Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego dystrybuowany przez Gazetę Polską.
Wszystkie te wydarzenia miały miejsce w 2010 roku ale przemysł nienawiści zaczął działać tuż po przegranych przez Platformę wyborach parlamentarnych w 2005 roku. To właśnie wtedy Platforma i jej lider Donald Tusk rozpoczęli niezwykle brutalna krytykę rządów Prawa i Sprawiedliwości, często organizując manifestacje uliczne, podczas których niesiono transparenty i hasła wzywające do fizycznej rozprawy z rządzącymi.
Przebojem jednego z nich tzw. Błękitnego marszu w lipcu 2006 roku były solidne papierowe torby ze zdjęciami Lecha Kaczyńskiego, które miały tak zamontowane uchwyty, że podczas niesienia w nich jakichkolwiek rzeczy, sznur z uchwytów zaciskał się na szyi ówczesnego Prezydenta RP. Do tej pory zdjęcia z tego marszu można zobaczyć w internecie i wynika z nich, że nikomu z uczestników te „obrazki” nie przeszkadzały.
2. Kiedy już wydawało się, że przerażające skutki tego przemysłu spowodują, że jego organizatorzy i uczestnicy, nigdy już nie będą do niego wracać, okazało się,że rozpoczynająca się kampania wyborcza, a szczególnie sondaże pokazujące możliwości wygrania tych wyborów przez Prawo i Sprawiedliwość, spowodowały ,że machina przemysłu nienawiści zaczyna rozkręcać się na nowo.
Tomasz Lis redaktor naczelny tygodnika Wprost w jednym z ostatnich numerów napisał o części Polaków nie aprobujących ustaleń raportu Millera w sprawie katastrofy smoleńskiej tak „smoleńska tragedia uaktywniła pewną genetyczną skazę u części nadwiślańskiej ludności”. Przypomnę tylko, że to zaborcy rosyjscy używali na określenie naszego kraju terminu „priwislińskij kraj”.
Redaktor Jacek Żakowski z Polityki i z TVP Info snuł ostatnio rozważania o odpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego za najprawdopodobniej samobójczą śmierć przywódcy Samoobrony Andrzeja Leppera, choć jest on tylko liderem opozycji i nie rządzi w Polsce już od 4 lat.
We wczorajszej rozmowie prowadzonej w radiu publicznym po godz. 12 „niezwykle obiektywny” dziennikarz Jan Ordyński prowadził rozmowę z publicystą Tomaszem Jastrunem i ekonomistą Waldemarem Kuczyńskim. Ten ostatni kilkakrotnie nazwał Jarosława Kaczyńskiego piromanem, który chce podpalić kraj tylko dlatego, że Kaczyński zwrócił się do rządzących z propozycją obniżenia akcyzy na paliwa.
Tomasz Jastrun z kolei sugerował, że PiS z utęsknieniem czeka na nieszczęścia w naszym kraju, na wybuch kryzysu aby w ten sposób dojść do władzy. Zresztą niedawno w swoim felietonie w Newsweeku napisał, że „stęchlizna to woń, która ciągnie się za politykami PiS-u” i że PiS gwarantuje Polsce „stagnację i zaduch”.
Do ostrego krytykowania PiS-u zabrał się nawet ksiądz Kazimierz Sowa szef TV Religia będącej częścią TVN, który napisał na swoim blogu o „dziczy PiS-owskiej i małych mściwych ludziach” choć po jakimś czasie za te sformułowania przeprosił.
3. To tylko niektóre przykłady z ostatnich dni z mainstreamowych mediów, na które nie ma praktycznie żadnej reakcji. Znowu budowana jest atmosfera przyzwolenia na bezpardonowe atakowanie PiS-u i jego zwolenników.
Wydaje się, że uruchomienie czołowych dziennikarzy i komentatorów aby brutalnie atakowali PiS i jego zwolenników i to jeszcze przed rozpoczęciem kampanii wyborczej, podczas wakacji, jest przejawem paniki nie tylko mediach ale także w opiniotwórczych środowiskach, przed powrotem PiS-u do władzy.
Być może ci ludzie przeczuwają, że Platforma może przegrać te wybory i dlatego próbują tak zohydzać główną partię opozycyjną.