Przedstawiciele obcej cywilizacji nie życzyliby sobie aby Słowianin dochodził w sądzie gospodarczej przyzwoitości.
O tym, że "spółkę dorazową" ( dobry wzorzec dla klastra gospodarczego) zachachmęcili nan Żydzi napisałem w notce tutaj.
Należy się spodziewać, że żrobią wszystko abyśmy się tu nie rzadzili po słowiańsku. Przedstawiam następy etap konfliktu czakającego nas z tą wrogą nam cywilizacją lichwy i przekrętu. Poprawiam te "Filary państwowości naszej" więc jest okazja.
Stworzenie prawa gospodarczego konstytuującego spółkę właścicielsko-pracowniczą będzie podstawowym postulatem dla związków gospodarczych o integracji kapitałowej (spółek). Jeśli akt nadrzędny, czyli konstytucja, określa naszą gospodarkę jako „społeczną gospodarkę rynkową”, to akty niższego rzędu muszą taki typ przedsiębiorstwa dopuścić do prawnego funkcjonowania. Tego brak!
Ducha praw spółki właścicielsko-pracowniczej należy upatrywać w postulacie niemieckiego jezuitę Oswalda von Nell Breuninga (czasem zwanym socjalistą pobożnym dla kontrastu z socjalistami bezbożnymi) z jego książki Mitbestimmung, Franfurt a. M 1968
"…Uznaje się, że oprócz tradycyjnej legitymacji władzy, jaką daje wkład własnego kapitału, również wkład pracy, a także myśli przedsiębiorczej mogą stanowić słuszną podstawę do uczestniczenia we władzy, a także do uczestniczenia w korzyściach i ponoszeniu odpowiedzialności…"
Często w dyskusji ze zwolennikami klasycznego liberalizmu przedstawiam test mający zarówno wymiar moralny jak i prakseologiczny. Pytam: czyją własnością jest fabryka zbudowana za kredyt spłacony w ciężar kosztów operacyjnych?
Jest to przypadek skrajny, gdyż nie uwzględnia wkładu własnego przedsiębiorcy. Uzyskuję odpowiedź, że w stu procentach jest własnością przedsiębiorcy, gdyż:
tylko on miał pomysł,
tylko on mógł otrzymać kredyt,
tylko in zaryzykował,
tylko on był gwarantem skutecznego przeprowadzenia procesu inwestycyjnego,
tylko on jest zbawcą głodnych i łaskawcą.
Jest rzeczą bezdyskusyjną, że przedsiębiorca powinien mieć zagwarantowane prawo do zarządu. To prawo nie ma wyceny bilansowej. Jego wartość ujawnia się w momencie chęci sprzedaży tego prawa. Tylko prawa do zarządu firmą, a nie firmą jako całością!
Rzeczą bezdyskusyjną jest także własność przyrostu aktywów (kapitału) przedsiębiorcy dokonany ze środków własnych. Zakupił za własne pieniądze, w więc jest jego,
Do dyskusji jest proporcja przywłaszczenia prawa do wykazanego w księgach przyrostu aktywów dokonanych w ciężar kosztów operacyjnych przedsiębiorstwa (spłata kredytów i odsetek). Można dyskutować w jakim procencie ten przyrost powinien odkładać się w kapitale statutowym (własciciela) a w jakim procencie powinien zasilać pracowniczy majątek produkcyjny.
W przeciwieństwie do akcjonariatu pracowniczego, spółka właścicielsko-pracownicza powinna utrzymać „twardy zarząd” w kluczowych dla firmy obszarach decyzyjnych. Pracownicy natomiast powinni uzyskać prawo decyzji w zakresie polityki pracowniczym majątkiem produkcyjnym. Podstawowym postulatem powinno być przyjęcie zasady, ze majątek ten (chociaż kapitalizowany na imiennych kontach pracowniczych) powinien pozostawać w przedsiębiorstwie tak długo jak długo pracownik w nim pracuje.
Należy podkreślić, że koncepcja spółki właścicielsko-pracowniczej wypływa z obszaru prakseologii, kwestie moralne jedynie ją dodatkowo wzbogacają. Chodzi o przedsiębiorstwo, pojmowane jako własne przez wszystkich, w takim zakresie w jakim nie zakłóca to prakseologicznych podstaw jego rynkowej skuteczności.
Przedstawiciele obcej cywilizacji nie życzyliby sobie aby Słowianin dochodził w sądzie gospodarczej przyzwoitości. Widzę jak zlecą się tu judokatole i zaczną przypominać ewangeliczną przypowieść o winnicy i klnąć się na Pismo Święte, że pracodawca może być dobry, ale tylko jak ma dobry humor. Prawo tego humoru psuć mu nie może!!!
A co TY o tym myślisz?