Ogromną większość zadań wykonywanych źle przez polską biurokrację można powierzyć prywatnym firmom wyłonionym w drodze przetargu. Będzie to i tańsze i bardziej efektowne.
Mój wczorajszy wpis o konieczności likwidacji urzędów nadzoru budowlanego i konieczności liberalizacji prawa budowlanego wywołał falę dyskusji. Nawet nieprzychylni mi blogerzy zgadzali się ze mną co do tego, że biurokracja w Polsce działa źle i jest za bardzo rozpasana. Problem jest nieco głębszy. Pewnie każdy z nas zdążył już zauważyć, że relacje obywatela z urzędami mają w Polsce dwa oblicza. Pierwsze wtedy, gdy obywatel chce coś załatwić. Trafia wówczas na kolejki, mur obojętnych urzędników, skomplikowane procedury, przeszkody, a często i nieprzejmość urzędasów. I potworna strata czasu. Co innego, gdy to urząd chce czegoś od nas – szczególnie gdy chce naszych pieniędzy. Wówczas działa szybko, brutalnie i konsekwentnie. Nie ma więc symetrii w relacjach obywatel – urząd.
Receptą jest oczywiście likwidacja większości funkcjonujących w Polsce urzędów: nadzoru budowlanego, dużej części ministerstw (pracy, edukacji, gospodarki, transportu, zdrowia), większości agend centralnych (ARiMR), patologicznego systemu przymusowych ubezpieczeń (ZUS, KRUS), czy powiatów. Receptą jest też powierzenie części zadań wykonywanych przez biurokrację prywatnym firmom.
Weźmy kilka przykładów z brzegu. Rejestracja samochodu trwa w Polsce kilka godzin, kosztuje kilkaset złotych. Prywatna firma mogłaby uprościć tę procedurę, co uczyniłoby ją tańszą. W USA samochody rejestrują prywatne firmy, a nie urzędy i jakoś amerykańscy kierowcy dają sobie radę. Inny przykład z życia codziennego: wyrabianie prawa jazdy, co w Polsce trwa miesiącami, a w USA, gdzie robią to prywatne firmy kilka godzin. Podobnie z rejestracją firmy. Zamiast angazować do tego tabun urzędników obsługujących obywateli w kolejkach, można byłoby powierzyć to prywatnej firmie. A ta natychmiast wprowadziłaby mozliwość rejestracji firmy przez internet. I całą procedurę można byłoby pokonać we własnym domu. Podobnych przykładów mógłbym wymieniać dziesiątki. Dlaczego jednak żaden rząd ani zadna włada nie wpadnie na to, aby te rozwiązania wprowadzić w praktyce? Dlatego, że oznaczałoby to konieczność zwolnienia tysięcy niepotrzebnych urzędników, którzy głosują na swojego pracodawcę czyli na PO. Innymi słowami: taki ruch oznaczałby utratę tysięcy głosów wyborczych, na co żaden rząd nie może sobie pozwolić.
I tak błędne koło się zamyka.