PJN dołącza właśnie do sporej już kolekcji partii i partyjek, które aspirowały do roli trzeciej lub którejś tam siły w Polsce a skończyły tak marnie, że nazw ich nie pamiętają nawet zatwardziali politykierzy.
To co w tej chwili widać u kluzikowców, to już przypomina Titanica po zderzeniu z górą lodową. Orkiestra jeszcze gra, kapitan ma hardą minę, zapewnia wszem i wobec że płyniemy pełną parą, ale tymczasem na dolne pokłady wdziera się woda, okręt łapie wody, przechył na dziób jest już widoczny, a pierwsza klasa spuszcza powoli szalupy, ze świadomością, że dla wszystkich miejsc nie wystarczy.
Dzisiejsze zapewnienia Poncyliusza w TVN24, zapraszające niezadowolonych działaczy PO na listy PJN pokazuję, że PJN to organizacja nie powiązana żadnym solidnym spoiwem, które mogłoby stanowić szkielet wokół którego można by budować masę mięśniową. Już pomijam fakt, że prominentny działacz partii o nieprzetłumaczalnej nazwie w ciemno kupuję odrzuty z partii władzy, bez cienia weryfikacji kto zacz i z jakim posagiem się melduję – bo to znaczy, że sytuacja nie tyle jest agonalna, co od początku twór powstały był czymś na kształt dzieła dr Frankenstaina, w którego nie udało się jednakowoż wcisnąć odrobiny życia. Chodzi o to, że PJN przypomina trochę XVI wieczną reformację, która wystąpiła z krytyką pewnych ułomności Kościoła katolickiego tylko po to, aby za kilkadziesiąt lat wyhodować u siebie te same zjawiska, tylko w bardziej monstrualnych rozmiarach.
Przypominam sobie słowa różnorakiej maści „autorytetów” z dziedziny socjologii czy politologii, którzy widzieli w PJN potencjał na kilkanaście – ba, nawet dwadzieścia kilka procent (niejaki dr Radosław Markowski, guru Janiny Paradowskiej). Nie wiem na jakiej racjonalnej podstawie takie twierdzenia wysnuwali, bo te którymi uzasadniali swoje tezy z racjonalnością wspólnego miało niewiele.
Po pierwsze opierało się na jakiejś dziwacznej arytmetyce, której podstawą były sondaże, które to na jakimś tam etapie dziejów PIS-owi dawały 20% a PO – coś koło 40%, w porywach do 50 lub wyżej. Wyszło więc tym profesorom, że jak odejmą od wyniku Jarosława Kaczyńskiego z pierwszej tury to co PIS miał wtedy w sondażach to wyjdzie im coś koło 15-16% i to jest ten elektorat, który ze szlochem rzuci się w ramiona Kluzik-Roztkowskiej.
Takie „księgowanie” elektoratu, przypominające działania ministra finansów kombinującego jak tu upchnąć deficyt po kątach, aby się prześliznąć pod progiem było raczej akademickim zawracaniem gitary, a dla mnie osobiście – wieloletniego, ciężko doświadczonego pracownika różnych korporacji – jakimś tam dowodem, że środowiska naukowe bez empirii i z politycznym zacietrzewieniem nie są w stanie wyartykułować tezy, której później nie ośmieszy rzeczywistość. Pamiętam, że przez firmę, w której obecnie pracuję (coś koło 130 tys. pracowników na całym świecie) przewinęła się cała masa świetnie wyedukowanych studentów najlepszych polskich uczelni, których umysły nie wytrzymały dysonansu, jaki zrodził się, gdy przyszło zweryfikować wiedzę zdobytą na studiach z korporacyjną szarą rzeczywistością. Dziś nikt o nich nie pamięta. Byli – przeminęli.
Żegnam więc PJN bez żalu, bo jak świetnie zauważyła kataryna, wiele zrobili, aby być opozycją, która wspiera władzę. Jeszcze przez jakiś czas będą więc trwały prężenia muskułów, jeszcze redakcja z Wiertniczej nie usunie materaca szefowej PJoNków, jeszcze Poncyliusz udzieli kilku wywiadów, znudzony Migalski napiszę kilkadziesiąt postów bez znaczenia, jeszcze poseł Libicki będzie się sprawdzał na Salonie24 chwaląc się ustawą, której nikt nie widział (i dobrze zresztą…), jeszcze jeden czy drugi poseł będzie żył transferem jakiś anonimów …
A w wyborach cała partia zdobędzie mniej głosów niż sam Jarosław Kaczyński.
O ile oczywiście do wyborów dotrwa.
"Z zawodu analityk, milosnik historii, modelarz, dzialacz i moderator ruchu konsumenckiego "nabiciwmbank.pl"