Podejrzewam, że każdy interesujący się choćby odrobinę swoimi rachunkami za prąd zwrócił uwagę na cyklicznie pojawiające się w mediach głosy propagujące całkowite wyłączanie domowego RTV/AGD i nie korzystanie z trybu stand-by. Jak wiadomo, wynika to z coraz bardziej chwiejnej, acz ciągle obowiązującej w UE – i nigdzie więcej! – paranoi związanej z mityczną redukcją emisji CO2. Jakiś czas temu, gdy parę lat temu zaczęła się histeria energooszczędności i ograniczania emisji CO2, pewien urzędas będący w służbie Najjaśniejszej (UE) autorytatywnie stwierdził, że wyłączanie np. odbiornika TV jest źródłem oszczedności rzędu co najmniej 30 zł w skali roku (w przeliczeniu zapewne z euro). Już kilkukrotnie spotkałem się z tą akurat kwotą, najwyraźniej wziętą całkowicie z sufitu, i bezmyślnie powtarzaną przez kolejne papugi […]
Podejrzewam, że każdy interesujący się choćby odrobinę swoimi rachunkami za prąd zwrócił uwagę na cyklicznie pojawiające się w mediach głosy propagujące całkowite wyłączanie domowego RTV/AGD i nie korzystanie z trybu stand-by. Jak wiadomo, wynika to z coraz bardziej chwiejnej, acz ciągle obowiązującej w UE – i nigdzie więcej! – paranoi związanej z mityczną redukcją emisji CO2.
Jakiś czas temu, gdy parę lat temu zaczęła się histeria energooszczędności i ograniczania emisji CO2, pewien urzędas będący w służbie Najjaśniejszej (UE) autorytatywnie stwierdził, że wyłączanie np. odbiornika TV jest źródłem oszczedności rzędu co najmniej 30 zł w skali roku (w przeliczeniu zapewne z euro). Już kilkukrotnie spotkałem się z tą akurat kwotą, najwyraźniej wziętą całkowicie z sufitu, i bezmyślnie powtarzaną przez kolejne papugi w kolejnych publikacjach prasowych. I niniejszym chcę dać odpór manipulacji.
Biorąc pod uwagę średni wiek wyposażenia domowego w większości państw członkowskich Unii, trudno uwierzyć, iż ten sprzęt zużywa tak duże ilości prądu do podtrzymania stand-by. Zdecydowaną wiekszość krajów UE zamieszkują społeczeństwa bogate lub bardzo bogate, które nie użytkują sprzętu RTV/AGD więcej niż przez kilka, maksymalnie 10 lat, co bezpośrednio przekłada się na jego energooszczędność. Nawet dzieciak z podstawówki, wyposażony w chiński kalkulator, w ciągu paru chwil jest w stanie wykazać, że kwota 30 zł rocznie jest czystą bzdurą.
Oto parametry wejściowe obliczeń:
1/ odbiornik (tu: telewizor LCD) nie jest starszy niż 5-7 lat,
2/ odbiornik zużywa max. 1-2 W w trybie stand-by (norma wg deklaracji producentów elektroniki użytkowej),
3/ w trybie stan-by odbiornik znajduje się średnio 18 h na dobę.
I teraz kolej na kalkulator:
18 (h) x 1 (W) x 365 (dni) = 6.570 Wh
Przy założeniu zużycia 2W energii powyższy wynik należy przemnożyć przez dwa, czyli będzie to zużycie na poziomie 13.140 Wh rocznie. Czyli odpowiednio 6,5 kWh i 13 kWh ROCZNIE zużywane przez jeden odbiornik elektryczny, wyposażony w tryb stand-by. Czyli odpowiednio 3 zł i 6 zł (przy ustalonej przez Vattefall na Śląsku cenie ok. 46 gr brutto za 1 kWh w taryfie całodobowej).
KILKA ZŁOTYCH ROCZNIE!!!
Gdzie Rzym a gdzie Krym?!
Niedowiarkom polecam kalkulator energii zużywanej w gospodarstwie domowym, zamieszczony na stronach Vattenfall Polska – tam dobowy koszt 18-godzinnego trybu stand-by został oszacowany na całe, uwaga! tadaaam!, 3 GROSZE polskie brutto! Pomnożone przez 365 dni, rach-ciach, i mamy 11 zł rocznej opłaty, przy czym w kalkulatorze założono tryb stand-by pożerający 4-5 W energii, co jest oczywiście bzdurą. Starczy pogooglać, jak kształtuje się prądożerność trybu gotowości w większości obecnie produkowanych telewizorów – przykładowo od kilku lat przeciętny Sony Bravia o przekątnej 32-52 cali zużywa w stand-by 0,1 – 0,2 W energii. Dziesiątą część wata, co w przypadku powyższych kalkulacji daje kwoty rzędu 30-80 groszy rocznie!
Podobnych wyliczeń możnaby dokonać w przypadku każdego z sprzętów domowych wyposażonych w stand-by. I mogłoby się rychło okazać, że całkowity koszt trybu gotowości całego sprzętu elektronicznego w przeciętnie nowocześnie wyposażonym europejskim gospodarstwie domowym mógłby nie przekroczyć wzmiankowanej w propagandowych agitkach kwoty 30 zł. Ba, jestem wręcz tego pewien!
Robienie szumu wokół urojonych oszczędności energii, podczas gdy jednocześnie całkowity udział mieszkańców Eurolandu w całości zużycia energii w UE wynosi coś koło 10 % (reszta to gospodarka i przemysł), zakrawa na jakąś makabryczną kpinę. Już teraz zmusza się nas do kupowania za ciężkie pieniądze drogich, nietrwałych i zawierających min. 5 mg/szt. zabójczej rtęci świetlówek (vide zakaz produkcji tradycyjnych żarówek 100 i 75 W, a wkrótce 60 W). Nie wspominam już przymusu opłacania się ciężkimi dziesiątkami milionów z naszych podatków i opłat anonimowym, tłustym bonzom rozdzielającym jakieś wirtualne kwoty emisji CO2 i wynikającym z tychże podwyżkom cen prądu…
Co będzie dalej? Do czego posunie się jeszcze propaganda, uważająca nas, Obywateli, za ciemnych idiotów, nie potrafiących posługiwać się najprostrzym kalkulatorem?