Prokurator Kałużny kontra Franz Kafka
02/08/2012
946 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie będzie musiał wkrótce rozstrzygnąć, który prokurator złamał prawo: Ireneusz Ważny, czy Jarosław Kałużny? A może obaj?
Niepodważalny jest już zarzut mówiący o tym, że Ireneusz Ważny oszukał sąd. Potwierdza to w treści zarządzenia prokurator Jarosław Kałużny, kierownik Działu Postępowania Karnego Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Warszawie. Wyszło więc na to, że prokurator zaprzecza prokuratorowi. Jakie będą tego konsekwencje?
Sprawa jest bardzo ciekawa – nie tylko z punktu widzenia jej materii. Przypomnę, że chodzi o zgloszone na początku tego roku przestępstwo opisane w art. 265 & 1 k.k. w zb. z art. 231 & 1 i 2 k.k oraz w zb. z art. 267 & 1, 2 i 3 k.k., polegające na nieuprawnionym ujawnianiu w latach 2005-2012 tajemnicy państwowej i na wykorzystywaniu informacji stanowiących tajemnicę państwową wbrew przepisom ustawy, czemu towarzyszyło nielegalne uzyskiwanie informacji objętych ochroną prawną i nadużywanie władzy przez funkcjonariuszy publicznych. Warto zapamiętać sygnatury: 3Ds. 51/12 (PR w Legionowie) i PG.Śl.11/12 (WPG w Warszawie).
Sprawa jest interesująca także z powodu zgoła odmiennej oceny materiału dowodowego przez cywilne i wojskowe organy ścigania. Czy prawnicy mieli już do czynienia z takim zjawiskiem?
Obie instytucje: wojskowa i cywilna otrzymały identyczne zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Jednak każda z nich inaczej oceniła ten sam, dostępny im przecież materiał dowodowy. Na tyle inaczej, że wydane przez te organy postanowienia o odmowie wszczęcia śledztw wzajemnie sobie zaprzeczają. Ponieważ oba postanowienia zostały zaskarżone, wkrótce będą rozpoznawane przez dwa niezależne sądy: wojskowy i cywilny.
Czekam z niecierpliwością na rozstrzygnięcia obu sądów. Wraz ze mną czekają prawnicy, których sprawa żywotnie zainteresowała.
O tym, co wymyślił Ireneusz Ważny, czytelnicy mogli przeczytać w publikacji z dn. 31 lipca: "Prokurator Ważny oszukał sąd". Natomiast o tym, jaka koncepcja zrodziła się w głowie Jarosława Kałużnego dla ochrony przestępców, dowiecie się za chwilę.
Z koncepcji prokuratora Kałużnego, zaprezentowanej w zarządzeniu z dnia 09 lipca 2012 r. wynika, że w zawiadomieniu o przestępstwie znalazły się jednak fakty i dowody nie rozpoznawane dotychczas w żadnym z postępowań. Kałużny przytacza okoliczności przestępstwa polegającego na nadużyciu władzy przez funkcjonariuszy publicznych, którzy naruszali autonomię informacyjną dziennikarza stacji TVN.
Na marginesie, proceder ten został szczegółowo opisany w artykule pt. "Służba Kontrwywiadu Wojskowego niszczy ludzi". Po przeczytaniu tekstu nietrudno dostrzec patologie w obszarze czynności operacyjno-rozpoznawczych z udziałem funkcjonariuszy tej służby.
Jednak Kałużny dostał z Centrum zadanie: nie dopuścić, aby ujawnione na łamach Nowego Ekranu patologie ocenił sąd ! Dlatego Kałużny, zarządzeniem z dn. 9 lipca 2012 r. odmówił przyjęcia mojego zażalenia na pkt II zaskarżonego postanowienia, w którym to jest mowa o "nowych okolicznościach" – w ogóle nie dostrzeżonych przez prokuratora Ireneusza Ważnego z PR w Legionowie.
Nie martwcie się, jeśli czegoś nie rozumiecie. Tego, co robią ujawnieni tu z imienia i nazwiska prokuratorzy, Franz Kafka by raczej nie wymyślił.
Aby więc ochronić przestępców z Centrum, kierownik Działu Postępowania Karnego WPG w Warszawie, mjr Jarosław Kałużny, skupił się na dowodzeniu, że moje dobra prawne nie zostały naruszone lub zagrożone przestępstwem, dlatego nie mogę występować w roli pokrzywdzonej. A skoro nie mogę występować w roli pokrzywdzonej, to nie mogę składać zażalenia na postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa. Znajomi prawnicy mówią, że numer ze statusem pokrzywdzonego, to stały numer tych prokuratorów.
Problem jednak w tym, że w postanowieniu o odmowie wszczęcia śledztwa, wydanym przez panią prokurator o nazwisku Kopczyk, uzyskałam status osoby pokrzywdzonej – za szkody odniesione w wyniku przestępstwa, co jest równoznaczne z uznaniem naruszenia moich dóbr prawnych.
Prokuratorowi Generalnemu, który w każdej chwili może (a nawet powinien) zajrzeć w akta sprawy przypominam, że chodzi o postępowanie sygn. akt PG.Śl. 11/12. Moim obowiązkiem jest też uświadomić Prokuratorowi Generalnemu i Sądowi, że zarządzeniem z dn. 9 lipca 2012 r. o odmowie przyjęcia zażalenia na pkt II, WPG w Warszawie próbuje zamknąć drogę dla ścigania z urzędu przestępstwa polegającego na publicznym ujawnianiu przez funkcjonariuszy ze służb specjalnych tajemnicy państwowej wbrew normie art. 265 par. 1 kk.To w konsekwencji może uniemożliwić zwalczanie, za pomocą prawa karnego, ujawnionych nadużyć w obszarze czynności operacyjnych.
Zważyć trzeba, że ma to miejsce w sytuacji, gdy opisane przestępstwo było skutkiem podjętej przez dziennikarza próby nagłośnienia procederu uporczywego i trwałego naruszania moich konstytucyjnych praw i wolności. Udokumentowana w zawiadomieniu logiczna sekwencja zdarzeń każe postawić tezę, że naruszenie dobra prawnego dziennikarza Mariusza Łapińskiego nastąpić musiało w tym samym czasie, w którym wskutek inwigilacji bezpośrednio naruszano moje dobra osobiste i prawne. Przecież poinformowałam prokuratora – nawet publicznie, poprzez Nowy Ekran – o zdalnym wywoływaniu pod koniec grudnia 2011 r., w telefonie, który użytkowałam, połączeń na numer 508 427 133, będący w posiadaniu donosicielki bezpieki Krystyny R. z Legionowa.
Gdyby sprawcy czynu ujawnionego przez M. Łapińskiego działali w oderwaniu od operacyjnego zainteresowania moją osobą, nie mieliby wiedzy na temat naszych rozmów telefonicznych, spotkań i ustaleń, po których właśnie następowały ekscesy z użyciem telefonu stacjonarnego i komórkowego dziennikarza. Przede wszystkim jednak sprawcy nie powinni byli znać numerów telefonów do dziennikarza ! Jeśli więc prokurator Jarosław Kałużny zastanawia się w wydanym zarządzeniu nad tym, cyt. „jaki konkretnie interes Grażyny Niegowskiej został w sposób realny zagrożony działaniem wskazanego funkcjonariusza publicznego” (str. 4 uzasadnienia), to należy odesłać prokuratora do akt sprawy sygn. PG.Śl. 11/12 oraz do zasad logicznego myślenia i dobrze pojętej zasady swobodnej oceny dowodów, którą wyłożyłam WPG w Warszawie w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa z dn. 07.02.2012 r. i której nie trzeba tu po raz drugi przywoływać. Zasada ta, w powiązaniu z aktami sprawy sygn. PG. Śl. 11/12, każe wnioskować następująco:
Realia ujawnione w zawiadomieniu pozwalają z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością domniemywać, że funkcjonariusze publiczni pozyskali numer telefonu do Mariusza Łapińskiego właśnie z zasobów mojego telefonu – gdyż to ja, a nie Mariusz Łapiński, byłam obiektem operacyjnego zainteresowania ze strony Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), na co przedstawiałam szereg faktów i dowodów.
Natomiast prokurator nie pozyskał żadnych dowodów na to, aby zaprzeczyć tym faktom i dowodom. Prokurator nie pozyskał też dowodów na faktyczno-prawną zasadność uporczywego naruszania mojej autonomii informacyjnej przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego.
WPG w Warszawie nie zapytał też Szefa tej służby, czy sprzęt o parametrach zarejestrowanych w wykazach połączeń należy do tej służby, choć o to wnosiłam. Ponadto, co ma znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy, parametry te zostały opublikowane i każdy może sie z nimi zapoznać (por. "Kto wypuścił Dżina, czyli konpromitacja Słuzby Kontrwywiadu Wojskowego", Nowy Ekran).
Celowo też prokurator nie rozeznał mojej rzeczywistej sytuacji. Chciał to zrobić Mariusz Łapiński – dziennikarz, którego chroni prawo prasowe. M. Łapiński, podobnie jak Dziennikarze Nowego Ekranu, chciał wyjaśnić i nagłośnić moją rzeczywistą sytuację, która jest odmienna od zakłamywanej sytuacji przedstawianej władzom przez oficerów SKW. Dziennikarze chcieli podać ją do publicznej wiadomości w celu zapewnienia dla mnie ochrony praw i wolności, zagwarantowanych w Konstytucji RP i w Konwencji Europejskiej.
Jednak to się bezkarnym funkcjonariuszom publicznym z SKW bardzo nie spodobało; bo przecież lansują oni własną tezę, która ma obowiązywać – i basta !!!
Mariusz Łapiński stanął sprawcom z SKW na drodze. Dlatego zaczęli wpisywać dziennikarzowi sms-y przy użyciu sprzętu przeznaczonego do czynności operacyjno-rozpoznawczych, strasząc go w ich treści i wywierając na nim presję.
Konsekwencją przestępczych działań było ujawnienie w mediach (Nowy Ekran) naruszenia przez sprawców tajemnicy państwowej oraz autonomii informacyjnej pokrzywdzonych.
W oparciu o materiał dowodowy można stanowczo potwierdzić, że między opisanymi w Zawiadomieniu zdarzeniami istnieje ścisły związek, jednoznacznie przekonujący, że aktywność operacyjna funkcjonariuszy służb specjalnych naruszała – w związku z moją osobą i z osobą M. Łapińskiego – ten sam zestaw norm karnych, co skutkowało naruszaniem dóbr prawnych moich i dziennikarza równocześnie. W bardziej logiczny sposób nie da się wytłumaczyć zdarzeń ujawnionych przeze mnie i przez M. Łapińskiego. W każdym razie prokurator nie zaproponował żadnej alternatywnej wersji zdarzeń, chociaż przecież mógł. Wystarczyło skutecznie wszcząć i prowadzić śledztwo zgodnie z zasadami prawa karnego, a nie instrukcjami od przedstawicieli służb specjalnych !
Wojskowy Sąd Okręgowy będzie miał trudne zadanie. Wszak instrukcje płynące z Centrum są coraz bardziej nerwowe.