próba mikrofonu…
26/11/2011
369 Wyświetlenia
0 Komentarze
1 minut czytania
Tak, mam dość budowania zawoalowanych aluzji, coby przyczepić się nie można było w razie sytuacji, gdy komuś nie spodobają się moje słowa.
Niestety konieczna wewnętrzna autocenzura wzmacniana jest na każdym kroku kolejnymi doniesieniami z pola walki między establish-mentem a osobami, które na poważnie traktują dziennikarskie rzemiosło. Mi do dziennikarzy daleko, oj bardzo daleko, ale obserwując ich zmagania, ich przypadki łamania kręgów kołem, nabieram wielkiej niechęci i obawy przed daniem upustu obywatelskiej frustracji. Bo przecież ta blogowa pisanina nie jest niczym innym jak próbą poradzenia sobie z narastającą frustracją.
“A zatem na psy” – niech stanie się to co ma się stać. Być może jedynym efektem będzie kompletna rezygnacja, utrata wszelkiej nadziei, ale przecież warto spróbować. Może te zapiski polskiego b(i)uraka pozwolą uzupełnić Diagnozę Społeczną prof. Czapińskiego o indywidualne świadectwo uczestnika wielkiej biurokratycznej klasy wyrobniczej.
To tak tytułem wstępu. Nie można przecież od razu z armaty strzelać