PRL a III RP próba oceny gospodarczej
19/08/2011
406 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Prawie pięć lat temu dokonałem porównania osiągnięć II i III RP. Z perspektywy tych kilku lat wyraźnie widać, że temat ten nie był á propos, a logicznym krokiem byłaby raczej komparatywna ocena PRLu i III RP.
Prawie pięć lat temu dokonałem porównania osiągnięć II i III RP. Z perspektywy tych kilku lat wyraźnie widać, że temat ten nie był á propos, a logicznym krokiem byłaby raczej komparatywna ocena PRLu i III RP. Dziś można bowiem z całą pewnością stwierdzić, że oba te twory są jakościowo tożsame. PRL to półkolonia Sowieckiej Rosji, a III RP została już w pełni skolonizowana przez zachód a w szczególności wielkomocarstwowe Niemcy. Dlatego też postanowiłem przeprowadzić analizę tego zagadnienia w kilku kluczowych aspektach.
Zdaję sobie przy tym sprawę, że zainteresowanie tego typu tematyką jest minimalne. Ci którzy oprócz konsumpcji piwa i polskojęzycznych telewizji angażują się jeszcze w inne intelektualne działania wolą dyskutować o zagadnieniach typu exemplum „czy Palikot miał prawo powiedzieć to czy tamto o Kaczyńskim, czy też nie”. Temat tu poruszony może być co najwyżej skwitowany znudzonym ziewnięciem. Pomimo to musi on stanowić fundament każdej rzetelnej próby prognozowania przyszłości naszego państwa i narodu oraz szacunku szans przed nimi stojących.
I dlatego postanowiłem zająć się tym zagadnieniem.
Dywagacje warto rozpocząć analizą gospodarki obu tych tworów, gdyż stanowi ona podstawę materialnego bytu każdej społeczności. Pomimo jakościowego podobieństwa obu omawianych tworów, ich gospodarki stanowią swe zaprzeczenie. Paradoks ten łatwo tłumaczy koncepcja funkcji jaką przypisywały Polsce rządzące Nią mocarstwa.
W strategicznych planach Rosji Sowieckiej Polska, wraz z innymi krajami tzw. Demoludu, miała odgrywać rolę technologicznego i przemysłowego zaplecza dla zbrojnego ramienia tego imperium. W związku z tym wszystkie siły skoncentrowane były na powojennej odbudowie zniszczonego kraju i rozwoju kluczowych gałęzi przemysłu, a w szczególności ciężkiego. W porównaniu z konkurencyjnym zachodem gospodarka ta była technologicznie zacofana, ale w połączeniu z bogactwem surowcowym naszego kraju stanowiła istotny potencjał produkcyjny dostarczający uzbrojenia i dóbr konsumpcyjnych całemu imperium oraz innym krajom pierwszego i trzeciego świata. Wytwarzane produkty były toporne według standardów zachodnich, ale dzięki polityce monetarnej utrzymującej niską wartość niewymienialnej złotówki, niezwykle tanie, a ich jakość (w segmencie eksportowym) przewyższała wielokrotnie, tą którą oferuje dziś światu gospodarka chińska. System ten, podobnie jak dzisiejszy chiński, oparty był na wyzysku taniej siły roboczej, posiadającej ograniczony dostęp do dóbr konsumpcyjnych przezeń produkowanych, podczas gdy import wspomagał jedynie gałęzie gospodarki kluczowe dla wysiłku zbrojeniowego imperium. W ramach wspierania ideologii komunistycznej, Polska zmuszona też była do przekazywania „danin” Rosji i penetrowanym przez nią krajom trzeciego świata, a w szczególności arabskim. Niewątpliwym plusem tej smutnej sytuacji było jednak wykształcenie wysoko-wykwalifikowanej siły roboczej i doskonałej kadry technicznej. W momencie odzyskania niepodległości, ten potencjał ludzki byłby w stanie szybko przeprofilować produkcję z „militarnej” na „cywilną” stopniowo zmodernizować przodujące gałęzie gospodarki, tak by stanowiły groźną konkurencję nawet na wymagających rynkach zachodnich.
Stało się jednak inaczej. Zanim bowiem czerwone imperium zaakceptowało oderwanie Polski i innych krajów Demoludu ze swego obszaru dominacji, uzgodniono już ze Stanami Zjednoczonymi (patrz szczyt na Malcie) scenariusz „transformacji”, która miała polegać na przekazaniu delikwentów w ręce zachodu. Proces ten wewnętrznie wspierać mieli wyselekcjonowani komunistyczni zaprzańcy, którzy tak jak Balcerowicz otrzymali uprzednio stosowne wyszkolenie w Stanach Zjednoczonych (patrz stypendia Fulbrighta).
Zgodnie z wizją zachodu, Polska i inne kraje Demoludu miały zostać przekształcone z „producentów” w „konsumentów”, otwierając gigantyczny nienasycony rynek dla zachodnich koncernów. Przy pomocy instrumentów finansowych „zbankrutowano” polską realną gospodarkę, niszcząc ją lub oddając za bezcen w zachodnie ręce. Sektor finansów, kluczowy z punktu widzenia kontroli gospodarki, oddano w ręce banków zachodnioeuropejskich. Ten proces balcerowiczowskiej „transformacji” przeprowadzono w przedziale kilku zaledwie lat powodując w społeczeństwie niespotykaną w czasach pokoju traumę. Na gruzach realnej gospodarki stworzono fikcyjną jej wersję znaną pod jej angielskim skrótem FIRE (finance, insurance, real estate). Jedynym materialnym jej „pomnikiem” są wszechobecne lśniące szkłem i stalą „galerie handlowe”, w których zachodnie koncerny upychają tubylcom szmelc produkowany na masową skalę w chińskich zakładach tychże. W okresie dwudziestolecia III RP unowocześniono jednak budownictwo, które zaspakaja potrzeby uwłaszczonej na polskim majątku nomenklatury i innych aferzystów, oraz tych szczęśliwców, którzy wspierani są finansowo przez rodziny z zagranicy. Potrzeby mieszkaniowe ogółu społeczeństwa zaspakajane są głównie przy pomocy niekończącej się masowej emigracji, która drastycznie redukuje zapotrzebowanie na krajowym rynku nieruchomości. Wszelkie, pozostałe po balcerowiczowskiej zagładzie, dziedziny gospodarki ulegają dalszemu upadkowi i dewastacji (exemplum infrastruktura, rolnictwo).
Gdyby więc z obrazu polskiej gospodarki usunąć posiadane przez obcy kapitał sieci handlowe, banki i nieliczne funkcjonujące jeszcze zakłady przemysłowe, oraz te realne inwestycje (np. nieruchomości), które powstały z „datków” emigrantów, to Polsce i Polakom nie pozostałoby praktycznie nic własnego oprócz nisko- lub nie-zagospodarowanych obszarów kraju, czyli tyle bogactwa ile uchowało się po niemieckiej okupacji w 1945 roku. Można więc z całą odpowiedzialnością skonkludować, że cały dorobek PRLu (jak nędzny by on nie był) został skutecznie zniwelowany przez naszych zachodnich „przyjaciół” i współpracujących z nimi rodzimych sprzedawczyków.
Aby skutecznie przeprowadzić zbrodniczą operację tych rozmiarów bez narażania się na społeczny bunt, należało w jakiś sposób spacyfikować naród. Dokonano tego przy pomocy zmasowanej propagandy medialnej i programowego otumaniania młodego pokolenia w „zreformowanym” na potrzeby kolonizatorów szkolnictwie.
Rezultaty tego kulturkampf’u, o całą magnitudę przewyższają w obszarze obyczajowym „osiągnięcia” uzyskane przezeń w sferze gospodarczej. Ale to jest temat drugiej części analizy.