„Przywiedli ich liderzy polityczni”
Prezydent Bronisław Komorowski udzielił wywiadu telewizyjnego zaprzyjaźnionej stacji TVN 24. W rozmowie z redaktorem Konradem Piaseckim jednoznacznie opowiedział się przeciw opozycji, której zarzucił – co jest standardowym językiem obozu władzy w ostatnich miesiącach – szerzenie agresji. Mówił między innymi o obchodach tragedii smoleńskiej, w po której zostało – to dane oficjalne – siedem ton zniczy:
"Tych ludzi w znacznej mierze przywiedli konkretni liderzy polityczni. Zapowiadano, że będzie 70 tysięcy, było parę tysięcy ludzi. Na pewno byli oni pełni emocji. Mnie niepokoi dzisiaj, że jedna siła polityczna wyspecjalizowała się w wywoływaniu i zagospodarowaniu w sensie politycznym złych emocji."
Oznacza to, iż prezydent podziela opinię, że każdy z uczestników uroczystości przyniósł po około 8 zniczy, co jest chyba światowym rekordem.
Komorowski dodał, że namiot "Solidarnych 2010" na Krakowskim Przedmieściu jest "pełen nienawiści".
Atak na opozycję prezydent połączył w wywiadzie z całkowitym zadowoleniem z własnych działań.
"Państwo polskie zrobiło wszystko, co powinno zrobić w kwestii upamiętnienia i uszanowania żałoby. Rzadko się zdarza, żeby żałoba była tak długotrwała, żeby każda trumna była z honorami witana na lotnisku przez najwyższe władze państwa polskiego. To wszystko było dla niektórych za mało"
O wraku, który w ramach owego "wszystkiego, co należy zrobić" gnije od roku w Smoleńsku, nie padło ani słowo ponad ogólne zapewnienie, że kiedyś wróci. O ludzkich szczątkach znajdowanych przez wiele miesięcy w Smoleńsku, również.
Pytany o zdanie na temat budowy pomnika na cześć ofiar katastrofy smoleńskiej, prezydent powiedział:
"Coś jest z mądrości u Hiszpanów, że oni postanowili swoich wielkich dramatów, na przykład wysadzenie metra, uczcić po pięciu latach. Bo po takim czasie jest dystans, można odróżnić, co jest ważne, od tego co jest mniej istotne."
– uważa prezydent.
"Uważam, że w pierwszym etapie po katastrofie smoleńskiej niebywała życzliwość władz i społeczeństwa rosyjskiego to był gigantyczny kapitał, jeśli chodzi o posunięcie do przodu procesu pojednania z Rosją. To, co się potem działo w Polsce, to szaleństwo oskarżeń o zamach, zabijanie rannych, sztuczną mgłę to wszystko, plus absolutnie szkodliwy sposób prezentacji raportu MAK, to rzeczywiście wiele popsuło"
– powiedział prezydent pytany o stosunki polsko-rosyjskie.
Fakt zrównania przypadkowych, choć tragicznych ofiar, z elitą państwa polskiego, nie dziwi. Podobnie jak sprowadzanie wszystkich, którzy mają wątpliwości co do przebiegu śledztwa, do mianownika fanów "sztucznej mgły" czy "dobijania rannych". Tymczasem takie tezy nigdy nie padły z ust poważnych osób, a jedynie pojawiły się u kilku blogerów. To zrównanie jest jednak wygodne, oczywiście jako przykrycie kompromitacji osób odpowiedzialnych za oddanie śledztwa Rosjanom.
Zwróćmy też uwagę na słowa "absolutnie szkodliwy sposób prezentacji raportu MAK". Sposób prezentacji… A co z samym raportem MAK? Chyba był OK?
Podobnie jak znicze, którym władze stolicy nie pozwalają się dopalić pod Pałacem Prezydenckim, jak kwiaty, które są zabierane tuż po położeniu przez ludzi. Bo przecież – to władza decyduje, kiedy kończymy żałobę. Prawda?
Najwiekszym zlem, na które cierpi swiat, to nie sila zlych, lecz slabosc dobrych - Charles Louis Montesquieu