„W zaistniałej sytuacji uznałem, że osoby te są najprawdopodobniej zwykłymi chuliganami lub bojówkarzami przebranymi w mundury policyjne.”
Prezydent Kraju z prezydentem Stolicy, wynajmują płatnych bandytów dla obrony prywatnych interesów członków mafii? Patrząc na to, co się wczoraj działo – z brutalnym potraktowaniem przez tychże bandytów zwykłego obywatela, że aż wylądował w szpitalu – innego wytłumaczenia takich zachowań urzędników państwowych NIE MA! Pozostaje jedynie zagadką, czy używają do tego pieniędzy publicznych, czy korzystają ze środków dostarczanych przez bandytów?
"W zaistniałej sytuacji uznałem, że osoby te są najprawdopodobniej zwykłymi chuliganami lub bojówkarzami przebranymi w mundury policyjne. W tej sytuacji nie przejmując się tymi chuligańskimi zachowaniem jakichś przebierańców wszedłem (nie bez pewnych problemów) na plac przed Pałacem. Wymagało to sforsowania wspomnianych barierek i starcia fizycznego z bojówkarzami ubranymi w policyjne mundury."
Właściwie, nie powinno to nikogo dziwić, skoro doradcami prezydenta są zagorzali komuniści, kapusie a może i byli esbecy
"Dlaczego Kuźniar natychmiast po katastrofie rozpowszechniał rosyjską, kłamliwą wersją wydarzeń? Bo nie wiedział, że jest to propaganda KGB? Nie wiedział, że Rosja pozostaje tym samym państwem, które w 1940 r. dokonało ludobójstwa na Polakach, a obecnie nazywa je „wydarzeniami katyńskimi", w których słusznie represjonowano „szpiegów, dywersantów i terrorystów"?
Nie sądzę. Kuźniar pracował w kuźni kadr komunistycznych przez tyle lat, że Rosję i jej metody propagandowe zna na wylot. Dlatego prędzej uwierzę, że dezinformacja rozpowszechniana przez doradcę prezydenta ds. polityki zagranicznej ma raczej coś wspólnego z jego kontaktami z komunistycznym wywiadem, niż w jego dziecięcą naiwność.
Dwa tomy akt (zapewne teczka personalna i teczka pracy) sprawy Kontaktu Operacyjnego Departamentu I MSW (wywiad) o pseudonimie „Uniw" – „numer 16645, Roman Kuźniar, s. Stanisława ur. 25.09.1953 r." – zostały zniszczone 30 stycznia 1990 r. „Postanowienie o zniszczeniu akt sprawy czynnej" nosi datę 15 stycznia 1990 r. i oznaczone jest gryfem „Tajne, Egz. Poj." Decyzję zatwierdził zastępca dyrektora wywiadu płk. Bronisław Zych, pracujący wcześniej w Waszyngtonie i w Tel Awiwie, a uczący się fachu jeszcze w MBP. Zych był specjalistą od dywersji ideologicznej, a cały departament szczególnie blisko współpracował z KGB."
Cóż innego może robić doradca prezydenta z taką przeszłością, jak nie jedynie, bronić interesów rosyjskich. Dzisiaj latał po mediach, by kolejny raz spłacać zobowiązania. Najpierw , stwierdził w „Sygnałach Dnia”, że "według konwencji międzynarodowej ONZ zbrodnia katyńska nie spełnia kryteriów zbrodni ludobójstwa" a za chwilę w Pierwszej Radiowej Stacji Dezinformacyjnej, ubolewał nad treścią napisów na transparentach niesionych wczoraj przez tysiące ludzi. Natomiast przywódcy opozycji demokratycznej życzył pójścia do piekła, zarzucając łamanie dekalogu. Skąd u tego pana troska o przestrzeganie dekalogu? Żeby krytykował, za sprzeniewierzenie się jedynie słusznym myślom Marksa, Lenina i Stalina, to widziałby w tym jakąś logikę. A tak …?
No cóż. Na przykładzie tego człowieka sprawdziło się powiedzenie: Jaki Pan taki kram.
A jaki jest z kolei ten "Pan", można albo zobaczyć na tych zdjęciach:
albo usłyszeć, gdy mówi o kroczeniu drogą prawdy ku pojednaniu polsko -rosyjskiemu, poprzez oddawanie hołdu ofiarom Katynia, o "szczególnym prawie" Rodzin Katyńskich do OCZEKIWANIA pełnej rehabilitacji PRAWNEJ swoich bliskich lub o wspólnym, panaprezydenckim obojga Narodów, pomniku ofiar katastrofy smoleńskiej. Ani słowa o kłamstwie katyńskim, ani słowa o kłamstwie smoleńskim, ani słowa o materialnym zadośćuczynieniu… Jedyny konkretny zarzut skierowny w stronę morderców polskich żołnierzy, to taki, że zastrzelono ich bez sądu. Z tego wynika, że prezydent nie ma pretensji do swoich ruskich przyjaciół, że jeńców wojennych druga strona traktowała jak podludzi, starając się najpierw ich jak najmocniej upodlić, zadać jak najwięcej bólu, nie tylko fizycznego (choćby poprzez obcinanie pagonów na płaszczach żołnierzy polskich, gdy mieli je jeszcze na sobie), by na koniec zamordować strzałem w tył głowy – prezydent JEDYNIE ma żal, że to wszystko działo się bez sądu! Według prezydenta, ten problem można załatwić w "boleśnie prosty sposób": poprzez pochylenie głowy prezydenta kraju odpowiedzialnego za to wszystko, poprzez obietnice, że może kiedyś upublicznione zostaną dokumenty, no a jak się postawi jakiś pomnik, to ręce już będą całkowicie czyste …
W tym kontekście, już zupełnie nie dziwi, że spotkanie z rodzinami zgromadzonymi na cmentarzu katyńskim prezydent uznał za zbędne a jedynie poczynił stosowne ustalenia z córką "Igora", b. tajnego współpracownika SB
która jest promowana przy każdej okazji, choćby podczas grudniowej kolacji obu prezydentów, gdy jako jedyna dostąpiła zaszczytu zbliżenia do prezydentów
lub jako główna bohaterka w filmie Ewy Ewart "W milczeniu"
krocząca dzielnie ostatnio zawsze na czele każdej delegacji smoleńsko/katyńskiej a jeśli nie ona, to przemawia jej stryj, strofujący nad grobami pomordowanych w Katyniu tych, którzy podnoszą głos w swoim wołaniu o prawdę …
Te pragnienia przypodobania się ruskim przyjaciołom, potwierdził też dzisiaj, oddelegowany przez premiera, przyboczny prezydenta, który w charakterystyczny dla siebie sposób, dość pokrętnie tłumaczył, dlaczego nie można uznać zbrodni katyńskiej za ludobójstwo i wmawiał, że rodzinom katyńskim nie zależy na NAZEWNICTWIE a chodzi im głównie o rehabilitację prawną. (Czyżby za zdanie rodzin katyńskich uznawał jedynie zdanie córki "Igora"?) Czyli i dla niego – tak jak dla jego Pana – problem leży tylko w nazewnictwie a nie w faktach …
Jak widać: Prawda jest arcyboleśnie prosta!
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.