Tak czy owak: cenne politycznie doświadczenie.
Próba wejścia na portal prawybory.net skończy się zapewne komunikatem „Strona chwilowo niedostępna”. Powodów może być wiele, począwszy od tych trywialnych stojących po stronie sprzętu lub oprogramowania. Załóżmy jednak, że projekt nie został potraktowany fawulonem a jego zejście nastąpiło z przyczyn naturalnych. Jeśli odchodzi KTOŚ to zwykle odchodzi także COŚ. Temu „coś” warto poświęcić kilka zdań, bo – chociaż w mikroskali – pokazało ono nasze polityczne rozdarcie.
Najpierw pomówmy o aktorach.
Trudno powiedzieć, aby ktoś wierzył w sukces polityczny tego przedsięwzięcia, które miało co najmniej 3 miesiące za mało czasu na zaistnieje. Przyjmijmy zatem, że aktorzy wykorzystali tę inicjatywę dla testowanie wartości wyborczej swoich idei i osobowości. Zapewne już o tym wiedza i albo z ta surową ocena pokornie się zgadzają, albo szukają „przyczyn obiektywnych” w ogólnej głupocie blogerów. Sądzę jednak, że na użytek organizatorów warto zebrać i poddać ocenie to co się zdarzyło, tak subiektywnie, oczami kogoś kto był w środku gry.
Jak zwykle w Polsce mamy całą różnorodność nurtów politycznych i zajmijmy się ich reprezentantami na stronie warszawskiej:
Liderki to przedstawicielki partii Elektorat. Ich pojawienie się spowodowało wściekły atak „kaczychrystów” na ŁŁ za wpuszczenie na listy tych „wstrętnych socjalistek” a kilku blogerów dało sobie po pysku za odmowę i nawoływanie do ogólnej krucjaty przeciwko nim. Jednak „Te Panie” podeszły do sprawy bardzo poważnie uczestnicząc w akcji zbierania podpisów i wykazały największa sprawność organizacyjną zapewniając sobie dość znaczy elektorat klikający codziennie zarówno na plus jak i minus.
Trochę niżej uplasował się przedstawiciel „trzeciodrogowców”. Dziwny był to osobnik, bo tak jakby chciał a bał się. To wchodził na listę to z niej złaził. Swoje zachowanie próbował tłumaczyć próba zanegowania starej bolszewickiej zasady „Nie ważne jakie ma się argumenty, chodzi o to aby być na wierzchu”. Pracowicie zanudzał blogosferę coraz to nowymi postulatami, licząc, że w ten sposób obudzi polskie pospolite myślenie i wreszcie „myśl poprzedzi czyn”. Pomimo że razem z „Elektoratem” został wrzucony do bardzo pojemnego worka „socjalistów” to ze swojego wyniku może być zadowolony. Odniósł totalne zwycięstwo zarówno nad „prawicą bogoojczyźnianą” jak i nad „wolnościowcami”.
„Prawica bogoojczyźniana” nie wystawiła ekipy na tyle licznej jakby na to wskazywała ich liczebność na portalu. No cóż? – kończenie programu na koronacji Jezusa na króla Polski, jakoś blogerom nie przypadło do gustu. Umizgi do PiS-u także nie podniosły rankingu, a ten zaczął być wstydliwy.
„Wolnościowcy”. Ich przedstawiciel tkwił na portalu do ostatka z wściekłością na „socjalistów” wzbierająca z każdym dniem bardziej i bardziej. Jakoś nie potrafił zebrać wokół siebie klaki, która ratowałaby ideę. Dziwne to, bo „wolnościowcami”, dla których ideałem są czasy saskie NE został poważnie zasilony. Chciałoby się powiedzieć: Panowie róbcie coś, bo przy większym elektoracie negatywnym niż pozytywnym, na rynku politycznym nie przedstawiacie żadnej wartości. Ani głosów po Was nie można się spodziewać, ani zdolności koalicyjnej.
Zapewne pominąłem jeszcze kilka nurtów bardziej umiarkowanych. Może ktoś to jeszcze zrobi. Do władców NE miałbym jednak jedną radę: tu nie da się promować wyświechtanych ideologii i liczyć na sukces. Tu trzeba się nauczyć PROPONOWAĆ (postulaty) i PYTAĆ blogosferę o zdanie.
Ps.
Nie wierzą w jakiś „Wirtualny Sejm”. Obawiam się, że i tam będzie zastosowana zasada: „Nie ważne jakie ma się argumenty, ważne, aby być na wierzchu”. To jest ten „bolszewizm”, który częściej utożsamiam z zachodem i demokracją fasadowa niż ze wschodem. Oczywiście mile byłbym zaskoczony „miłym zaskoczeniem”. Tych, którzy się ze mną zgadzają zapraszam na „LigaPolit”.