W dyskusjach na temat aborcji często padają zdania typu: „samemu jej nie popieram, uważam że jest czymś złym, ale przecież kobieta musi mieć prawo wyboru”. Czy panie rzeczywiście powinny je posiadać?
„Nie ma chyba nikogo rozsądnego kto byłby zwolennikiem aborcji. Ja przepraszam, ale jeśli ktoś jest zwolennikiem aborcji to jest idiotą, tak samo jak idiotą jest ktoś kto jest zwolennikiem mordowania.” Bynajmniej nie są to słowa jakiegoś księdza, czy „obrońcy życia” ale …lekarza w którego klinice, w ramach obowiązującej w Polsce ustawy, zabija się nienarodzone dzieci[1]. Co jeszcze bardziej zaskakujące, nie jest to przypadek jednostkowy. W podobnym tonie wypowiada się zdecydowana większość Polaków popierających prawną dopuszczalność aborcji! Słyszymy z ich ust, że aborcja generalnie jest czymś złym, samemu by się nie zdecydowali jej dokonać, ale nie można ograniczać wolności kobiet, zmuszać je do macierzyństwa a już w szczególności do heroizmu, czy też narzucać im własnych przekonań ideologicznych. Szczególnie popularnym hasłem, podnoszonym w tym kontekście jest „prawo wyboru”. Czy panie rzeczywiście powinny je posiadać czy może wręcz przeciwnie, opisane powyżej podejście opiera się na całkowicie błędnych przesłankach?
Chyba wszyscy Polacy, także przeciwnicy aborcji, zgodziliby się ze stwierdzeniem, że każdy człowiek powinien mieć prawo do wolności w decydowaniu o swym losie. Ciężarne kobiety nie mogą być wyjątkiem! Ale czy znaczy to, że mogą swobodnie dysponować życiem jakie się rozwija w ich wnętrzu? Otóż nie! Należy z całą mocą przypomnieć, że nie ma wolności bez odpowiedzialności i respektowania praw innych. Jeśli podoba mi się samochód mojego sąsiada i miałbym ochotę się nim przejechać, to mimo że jestem wolnym człowiekiem, nie mogę tego zrobić bez jego zgody. Nasza wolność pozostaje ograniczona prawami drugiej osoby nawet wtedy gdy znajdujemy się w dramatycznej sytuacji. Jeśli moja rodzina głodowałaby, to bynajmniej nie dawałoby mi to upoważnienia do napadu na bank czy włamania się do osiedlowego sklepu. Choć oczywiście taki czyn należałoby wtedy ocenić inaczej niż jak ktoś kradłby po to by się obłowić. Wspomniane zasady odnoszą się też do sytuacji niechcianej ciąży. Kobieta, owszem ma prawo do wolności, ale poczęte dziecko, jak każdy człowiek, ma prawo do życia. Te prawo przysługuje mu, niezależnie jak ciężki byłby los jego matki. Możemy bardzo współczuć matce, ale nie możemy się zgodzić na to by swoją wolność realizowała naruszając najbardziej fundamentalne prawo dziecka i je zabiła.
Feministki krzycząc „Mój brzuch, moja sprawa” albo „Kobieta nie jest inkubatorem” twierdzą, że sytuacja niechcianej ciąży jest jednak inna. Według nich „płodowi” nie powinny przysługiwać te same prawa co już urodzonym ludziom i kobiety powinny móc nim rozporządzać równie swobodnie jak swoimi organami i innymi elementami, które tworzą jej organizm. Trzeba zauważyć, że nawet własnym ciałem nikt nie może dysponować bez jakichkolwiek ograniczeń. „Gdy chodzi o sprawy moralnie obojętne, np. wygląd zewnętrzny. wtedy każdy może robić ze sobą, co chce. Ale gdybym w tej chwili próbował sobie odrąbać rękę, albo popełnić samobójstwo, zapewne usiłowałbyś mnie powstrzymać. Widzisz więc, że z prawa do wolności nie wynika wcale prawo do robienia wszystkiego, na co ma się ochotę.”[2] tłumaczył kiedyś prof. Zbigniew Stawrowski. Osoby, które się samookaleczają czy też w inny sposób stanowią zagrożenie dla siebie są ubezwłasnowolniane na przykład poprzez zamknięcie w zakładzie psychiatrycznym. Tym bardziej powinno się uniemożliwiać dysponowanie cudzym życiem! Poczęte dziecko nigdy nie jest częścią organizmu matki. Matka i dziecko posiadają różne struktury genetyczne, często także i inne grupy krwi, mają oddzielne serce, układ nerwowy i wszystkie inne narządy, mogą cierpieć na niezależne od siebie choroby i inne przypadłości.
Zwolennicy aborcji twierdzą też, że nie można nikogo zmuszać do macierzyństwa. Całkowicie się w tym względzie z nimi zgadzam! Tyle tylko, że w przypadku ciężarnych kobiet nie ma o tym mowy! Nie da się kogoś zmusić do czegoś, jeśli ten ktoś już to zrobił. Jest to sprzeczność. Jak zmusić kogoś do ukończenia studiów jak on od dawna jest magistrem? Podobnie rzecz ma się z ciążą. Życie dziecka rozpoczyna się w momencie poczęcia i w tym samym momencie kobieta staje się matką i rozpoczyna się jej macierzyństwo. Kobieta – matka poczętego dziecka – rozważając aborcję, staje jedynie przed decyzją, czy kontynuować swe macierzyństwo czy je przerwać, wyrażając to inaczej, staje przed dylematem: czy być matką żyjącego, urodzonego dziecka czy też matką zabitego dziecka
Kobieta rzeczywiście powinna mieć prawo wyboru czy chce być matką, ale taką decyzję powinna podejmować zanim nią zostanie, czyli przed zajściem w ciążę! Jeśli wiedziałaby, że jej stan zdrowia jest tak zły, że ciąża nie jest wskazana lub nie byłaby gotowa na przyjęcie dziecka na przykład z powodu złej sytuacji materialnej, to nic nie stoi na przeszkodzie by tak kontrolować swoją płodność by nie doszło do poczęcia! Panie mają pełną wolność w dysponowaniu swoim ciałem i jeśli nie chcą zajść w ciążę, to nie muszą. Jeśli więc mimo wszystko poczną dziecko i będą chciały się „pozbyć problemu”, to nie będzie to przejaw wolności a nieodpowiedzialności! Nie można jego konsekwencjami obarczać dzieci, które niczemu nie są winne!
Oczywiście trochę z inną sytuacją mamy do czynienia w przypadku gwałtu czy też wtedy gdy choroba kobiety zdiagnozowana zostanie dopiero podczas ciąży. Nawet w tych wypadkach nie powinno jednak zabijać się dziecka (choć można leczyć kobietę). Dziecko nie jest tu agresorem i nie można karać je za nie jego winy. W czasie dyskusji o aborcji regularnie pojawiają się argumenty, że nie można nikogo zmuszać do heroizmu, że urodzenie dziecka w skrajnej sytuacji powinno być naszym własnym wyborem a nie nakazem prawa. Jeśli jednak na serio podążylibyśmy za tym tokiem myślenia, to na świecie zapanowałaby totalna anarchia i przemoc. Nie można by było na przykład wymagać od biednych albo chorych ludzi, żeby nie napadali na bogatych po to by zdobyć pieniądze na pożywienie czy lekarstwa. Dlaczego mieliby bowiem heroicznie umierać z głodu czy z powodu choroby, jeśli mogliby znaleźć inne rozwiązanie, które pozwalałoby im żyć i które miałoby daleko lżejszy ciężar gatunkowy niż zabicie drugiej osoby?
Dyskutując o „prawie wyboru”, warto na koniec zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Okazuje się, że bardzo często decyzja o aborcji wcale nie jest wyborem kobiety! W 2004 roku amerykańscy naukowcy poddali badaniu 548 pań, które dokonały aborcji (331 mieszkanek Rosji i 217 Stanów Zjednoczonych). Średnio w 48% przypadków deklarowały one, że zdecydowały się „przerwać ciążę” pod wpływem innych osób, często wręcz będąc do tego zmuszanym.[3] Podobne wyniki dało badanie obejmujące 252 kobiety cierpiące na syndrom poaborcyjny. 53% z nich twierdziło, że zostały „zmuszone” do aborcji przez inne osoby. 83% pań deklarowało zaś, że nie poddałyby się aborcji, gdyby osoby, z którymi rozmawiały zachęciłyby je do innej decyzji.[4] Rzeczywiście chyba dla nikogo nie ulega wątpliwości, że wiele dziewczyn decyduje się na aborcję, pod wpływem swoich partnerów, rodziców, przyjaciółek, czy lekarzy.
Oczywiście wiele osób powie pewnie teraz: Z grubsza zgadzam się z tym co napisałeś, ale przecież nie możemy narzucać naszej ideologii innym osobom.Nic bardziej błędnego. Czy gdybyśmy żyli w czasie II wojny światowej, też byśmy mówili, że nie mamy prawa narzucać naszej ideologii Niemcom i skoro oni uważają, że Żydzi nie są ludźmi to nie mamy prawa się wtrącać? Albo czy uważamy, że w sumie w nie tak dawnej (bo w niby cywilizowanych latach 90-tych XX wieku) rzezi w Ruandzie, plemię Hutu miało prawo wymordować milion osób z plemienia Tutsi, tylko dlatego że uznało, że to nie są ludzie a karaluchy? Te pytanie o narzucanie własnych przekonań można postawić jeszcze szerzej. Dlaczego osobom chcącym uprawiać seks z dziećmi zabraniamy tego? Dlaczego nie zgadzamy się by homoseksualiści adoptowali dzieci? Przecież nie każdy musi podzielać nasze poglądy! Jak się spokojnie zastanowimy nad tym, to powinno stać się dla nas oczywiste, że nie możemy przyzwalać na krzywdę niewinnych, nawet jak krzywdziciel nie widzi w niej niczego złego i ma poparcie w części społeczeństwa. Jeśli uznajemy więc uznajemy, że życie zaczyna się od poczęcia, to nie może być mowy o żadnym „prawie wyboru”. „Prawo wyboru” okazuje się bowiem niczym innym jak tylko prawem do zabicia niewinnej istoty.
Nie chcę użyć tak mocnych słów jak przytoczony we wstępie profesor Romuald Dębski. Ale jeśli ktoś zgadza się z tym że życie zaczyna się od poczęcia, twierdzi, że aborcja generalnie jest czymś złym i jednocześnie popiera prawną dopuszczalność zabijania nienarodzonych, to dopiero to świadczy nienajlepiej o jego zdolnościach logicznego myślenia.
[1] Autorem tych słów jest prof. Romuald Dębski, kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii CMKP w Warszawie w Szpitalu Bielańskim. Padły na Uniwersytecie Warszawskim w październiku 2009 r. podczas debaty „Stawka większa niż życie: in vitro – Za czy przeciw?”
[2] Zbigniew Stawrowski, Rozmowa o aborcji, „Znak”, 437(10/1991), s. 60-67
[3] Rue Vincent, Coleman Priscilla, Rue James, Reardon David., Induced abortion and traumatic stress: A preliminary comparison of American and Russian women, Medical Science Monitor, 2004 10(10): SR5-16.
[4] David C. Reardon , Aborted Women: Silent No More, Loyola University Press, 1987.
Blog Zbigniewa Kaliszuka. Skupiam sie na lamaniu stereotypów dotyczacych chrzescijanstwa i poszukiwaniu prawdy w kwestiach wiary oraz wartosci.