Prawo Autorskie bronią Światowych Żandarmów? Niech żyją Piraci!!!
22/01/2012
414 Wyświetlenia
0 Komentarze
51 minut czytania
Nie ukrywam, że sprawa ACTA nawet mnie zaskoczyła, choć zawsze byłem wrogiem zaborczego prawa autorskiego – bo to straszny kaganiec na kulturę. Ale żeby użyć go jako Gun Getlinga do stworzenia ultraniewolnictwa? No no. Wrócę jednak do kultury.
Dialog: "Pochwała piractwa":
.
Osoby:
.
Andrzej – 40- letni biznesmen z wykształceniem prawniczym,
Ewa – jego narzeczona, około lat 38, piękna
.
Miejsce: łóżko sypialni (zaraz po…). Właśnie został włączony przez nią telewizor. Postanowiła dla odpoczynku włączyć swój ulubiony program. Siedzą pod kołdrą, poduszki wysoko.
.
Andrzej: – Kochanie daj spokój, właśnie między innymi przez te wygłupy Majewskiego Twoja ocena rzeczywistości jest płaska jak ten opatrzony ekran, na którym je oglądasz.
.
Ewa: – Wiem, wiem. Zaraz zaczniesz mi bredzić o układach, powiązaniach, tajnych paktach i agentach wpływu. Takie prawicowe czary-mary zamiast oceny faktów. Nie wmawiaj mi, że wszystko, co widzę w około to blaga, jakiś matrix, w którym żyjemy. Polska rzeczywistość to zbyt skomplikowany system, aby nią sterować. Ludzie robią interesy, każdy ma swoje oczekiwania, swoich przyjaciół i wrogów. Po prostu wszystko się złożyło na taką a nie inną Polskę i tyle.
.
On: – Kochanie – tu nachylił się i pocałował ją w usta – margines Twej pomyłki jest tak szeroki, że to on stał się trzonem naszego wiecznego sporu. Chcesz porozmawiać o szczegółach na temat codziennego urabiania Twoich opinii na konkretnym zagadnieniu? Chcesz porozmawiać i na jednym z problemów przekonać się jak to działa? Proszę bardzo.
.
Ona: – Co masz na myśli?
.
On: – W tamtym roku grupa moich znajomych postanowiła założyć prężne radio internetowe. Mieli pomysł, grupę autorów a nawet dotarli do kilku wykonawców muzyki folkowej, poezji śpiewanej i szant. Do tego zrzucili się na odpowiednie zaplecze techniczne. Wystartowali po miesiącu uprawiania marketingu szeptanego. I patrz, juz pod koniec pierwszego tygodnia zgromadzili kilkuset słuchaczy.
.
Ona: – Sukces. Nie znam się na tym, ale to chyba wynik naprawdę dobry.
.
On: – Tak sukces. Łajbabariba. Wynik niezły na dzień dobry i dla nich satysfakcjonujący oraz zachęcający do dalszego działania. A muszę przyznać, ze bardzo się starali robić jak najlepszą robotę. Wgryzali się w poruszane tematy, czytali felietony, tworzyli pierwsze swoje słuchowiska i nawet moderowali na antenie dyskusje polityczne.
.
Ona: – Słuchałeś ich?
.
On: – Tak, słuchałem z przyjemnością. Ustawiłem link w pracy jako stronę domową, logowałem się codziennie. A gdy zajęcia nie pozwalały to po prostu wyciszałem głośniczek.
.
Ona: – I co z nimi? Dlaczego mi nie poleciłeś?
.
On: – Bo za chwile nie było, co polecać. Radyjko przetrwało cztery tygodnie. Pomimo inwestycji, pomysłu, zaangażowania i sukcesów musieli się zwinąć. Zarżnęła ich mafia fonograficzna szukająca pieniędzy tam gdzie inni pracują.
.
– Bandyci?
.
– Gdzie tam, tak zwani „biznesmeni”. Wszystko odbyło się w majestacie prawa. Po dwóch tygodniach działalności radia zgłosił się do redaktorów tzw. ZAIKS, żądając wysokiego miesięcznego haraczu
.
– Aaa.. zwykłych tantiemów. Normalna sprawa.
.
– Trudno im było dyskutować – ciągnął Andrzej – najpierw poleciały argumenty prawne. „A za co?” – zapytali moi przyjaciele? „Za publiczną emisje piosenek i innych utworów” – usłyszeli odpowiedź. Okazało się, że dzięki logu ZAIKS, o które się musi w Polsce starać każdy wydawca płyty, ta „korporacja” ma część praw autorskich wszystkich wykonawców, tekściarzy, kompozytorów i muzyków, którzy brali udział w nagraniu danego utworu. I to właśnie za to trzeba bulić.
.
– No dobrze, ale czegoś tu nie rozumiem. Przecież mówiłeś, że mieli dostęp do własnych wykonawców. Nie mogli z nich korzystać?
.
– Korzystali. Okazało się jednak, że to niewiele daje, bo rzadko który wykonawca jest niezależnym twórcą tej piosenki, którą śpiewa. Prawie zawsze melodia, słowa albo chociaż aranżacja, są kogoś innego.
.
– To mogli szukać młodych, zdolnych, samodzielnych i ich promować.
.
– Tu docieramy do sedna zagadnienia Ewuniu i odpowiedzi na pytanie „dlaczego” nazwałem ich mafią. Okazuje się, że jeśli nawet wykonasz swoją piosenkę, skomponowaną, aranżowaną, zagraną i śpiewaną tylko przez ciebie to też musisz płacić.
.
– Za co? – tu Ona zatrzepotała rzęsami zdezorientowana.
.
On: – Za niewinność. To pułapka prawna stworzona w tym kraju pod dyktando przestępców. Musisz płacić „na zapas”, na wszelki wypadek, gdyby zgłosił się tzw. „prawdziwy autor piosenki”. A ma na to chyba 10 lat od jej upublicznienia.
.
Ona: – Jędruś, ale to jakiś absurd. Przecież nikt się nie zgłosi, jeśli wykonuje ja sam autor.
.
– Ale to, że jesteś autorem musisz udowodnić. Najlepiej w wyniku sporu sądowego albo…
.
– …albo…?
.
– Wykupić „hologram” w ZAIKSIE. Ale wtedy dzielisz się częścią swoich praw do piosenki i też musisz płacić.
.
– Rozumiem, jeżeli to prawda, to jest to faktycznie mafia.
.
– Znajomi odczuli tą „prawdę”.
.
– A co by się stało gdyby się postawić? Gdyby nie zapłacić?
.
– Ewuniu – on spojrzał się na nią z rozbawioną miną – posłuchaj, to nic nie da. Fonografia rządzą byli SB-cy, nie zawsze nominalnie, ale zawsze to oni ciągną za sznurki. Jeśli byli na tyle silni i ustosunkowani, że potrafili przepchnąć przez Sejm ustawę o takim kształcie to nie oszukujmy się, mają wystarczającą siłę przebicia, żeby w szybkim tempie na opierającego się delikwenta nasłać policję, uniemożliwić nadawanie i jak zwykłemu złodziejowi wytoczyć sprawę karną. Przy okazji zniszczą sprzęt lub „zabezpieczą”, przejmą jego bazę danych, zaszczują karami a w eter przedostanie się informacja, że policja zamknęła kolejną piracką rozgłośnię. Absolutnie nieopłacalna walka dla szarego zjadacza makaronu.
.
Ona: – I nic nie można zrobić?
.
On: – W Polsce nic. Ale na szczęście jest pewien kruczek. Można obejść to prawo i utrudnić mafii ściganie. Trzeba nadawać np. z USA. To radio internetowe, więc dla odbiorcy to wszystko jedno a właścicieli radia chroniFirst Amendment – Pierwsza poprawka do Konstytucji USA, gwarantująca wolność wypowiedzi. Mogą oczywiście próbować dopaść delikwenta jakoś na gruncie prawa amerykańskiego, ale to nie takie juz łatwe jak u nas i bardzo kosztowne.
.
Ona: – Wiesz, może to nie na temat ale Kasia Cerekwicka lub Ewelina Flinta (nie pamiętam, która z nich) mówiła w Trójce o tym, jakie to koszmarne łapówki muszą twórcy lub wydawcy piosenek płacić redaktorom radiowym, by Ci je nadali na antenie. Podobno nawet jest cennik, co u kogo ile kosztuje.
.
– No właśnie. Tak oto działa ta mafia fonograficzna. Sama z siebie produkuje kolejne macki i szuka kolejnych kanałów jak ograbić twórcę i jego odbiorcę z pieniędzy. Jeśli ten przestępczy system byłby szczelny to my-słuchacze i oni-artyści nie mielibyśmy wyjścia i musieli bulić ten haracz.
.
– Jak to „My”? My za radio przecież nie płacimy.
.
– Ale płacisz za płyty kompaktowe prawda? Nie te przegrywane, ale te oryginalne, np kupowane w Empiku. Płacisz czy nie? Ile płacisz?
.
– No różnie, zależy, jaka płyta. Czy nowość czy pozycja znana od dawna, czy polska czy anglosaska, czy pop, rock czy jazz. No tak od 30-tu do 60-ciu złotych. Ale co chcesz dowieść? – Popatrzyła się na Niego przenikliwie.
.
On: – Jak myślisz? Dlaczego te ceny są na takim poziomie? Potrafiłabyś to uzasadnić?
.
Ona: – Nie wiem. Nie znam się na tych kalkulacjach. Ale myślę, że musi sporo kosztować samo nagranie muzyki, wyprodukowanie płyty druk okładki, promocja, reklama i oczywiście musi być jeszcze kaska na tantiemy.
.
On: – Słusznie kombinujesz maleńka, Też kiedyś mi sie tak wydawało. Logika podpowiada, że tak właśnie powinno być. Niestety sytuacja wygląda zgoła odmiennie.
.
– Czego nie wzięłam pod uwagę?
.
– Nie w tym rzecz. Oczy otworzył mi mój daleki kuzyn, który był kiedyś szefem Radiowej Agencji Fonograficznej. Wyobraź sobie, że same nagranie w studio, wytłoczenie gotowej płyty i wydanie jej w ładnej okładce to koszt około 3 złotych na jedną płytę, w uproszczeniu, bo są jakieś tam rozbieżności w zależności od projektu. Mało tego. Te 3 złote zawierają już w sobie tantiemy, czyli opłaty za prawa autorskie dla twórców płyty. Dodajmy do tego jakieś 2 złote za promocję, marketing i kampanię reklamową w TV. W ten sposób dochodzimy do zawrotnej kwoty 5 złotych za sztukę.
.
– Eee tam, rzadko które wydanie jest reklamowane w telewizji i innych drogich mediach.
.
– No ale załóżmy ten najbardziej kosztowny wariant. Do tego należałoby teraz dodać marżę dla producenta i dostawców. Niech ona będzie nawet zadziwiająco wysoka jak na handel, powiedzmy 40%. I tak, 40% od 5 złotych to dodatkowe dwa zety, razem siedem.
.
– jak w „Dniu Świra” – zaśmiała się Ewa.
.
– I za taką cenę, całych 7.00 zł, powinniśmy kupować płytę w sklepie. Tymczasem abrakadabra, kupujemy za 30, 45 lub nawet 60 złotych. Co o tym myślisz?
.
– Kurcze Andrzejku, wygląda to szokująco. Zgłupiałam teraz. Może dystrybucja, logistyka i dostawcy tyle kosztują?
.
– Bingo Aniołku! Dystrybucja i dostawcy biorą kolejne, bagatela 300-400% wartości handlowej jednej płyty CD. Uważasz, że to normalne?
.
– Nie, nie uważam, to jest w takim razie jakaś paranoja. Zwykły absurd, nie ma prawa się zdążyć. To niemożliwe, żeby tak było. Gdybym ja był producentem nigdy bym się na to nie zgodziła i nie rozumiem, dlaczego producenci się godzą. Musisz się mylić kochanie – pogładziła Go z politowaniem po policzku. – Nie chcesz mi chyba wmówić, że producent i artyści spokojnie patrzą na to, że dystrybutor bierze wielokrotnie więcej niż oni. Nawet jakby brał tylko drugie tyle byłoby to niedopuszczalne.
.
On: – I co byś zrobiła na miejscu producenta? (Ewa nie zauważyła jego złośliwego uśmiechu).
.
Ona: – Zrezygnowałabym z niego. Wzięła tańszego i dzięki niemu sprzedawałabym album takiego Fila czy Dody za dychę, a dycha nie jest dużym wydatkiem, więc rozchodziłyby się na pniu w o wiele większym nakładem niż do tej pory. Wszyscy zarobilibyśmy cztery razy więcej, i Ja-producent, i artyści, i dystrybutor.
.
On: – No nie, akurat dystrybutor by zarobił tyle samo lub mniej, niż jak by sprzedał ileś tam razy mniej, ale przy 400% marży. A przy tym bardziej musiałby się narobić. Dotknęłaś kochanie wielkiej, skrywanej tajemnicy.
.
Ona: – Czyli?
.
On: – Odkryłaś, za pomocą dedukcji, kto tak na prawdę dyktuje warunki w tym biznesie. Popatrz sama. Mówisz: „sprzedałabym cztery razy więcej”. Cztery razy to lekko licząc. Zobacz Ewuniu, ilu ludzi wciąż kupuje płyty od tzw. piratów albo ściąga osiołkiem lub torentami z Internetu. Rzesza ludzi woli ryzykować kłopoty niż wywalić kolejne 5 dych na ulubionego wykonawcę. Gdyby płyty były po dyszce większość z tych ludzi wolałaby je kupić legalnie dając zarobić wielkie pieniądze producentom i artychom. I tu właśnie dochodzimy do istoty zagadnienia. Rodzi się, bowiem pytanie: jeżeli taki układ się producentom nie opłaca to dlaczego się na niego godzą?
.
Ona: – logicznie rzecz oceniając nie powinni się godzić. Albo, więc to jest jakiś absurd albo bajki opowiadasz kochanie.
.
On: – Ot, naiwności kobieca! Jest jeszcze trzecie wytłumaczenie.
.
Ona: – Mafia?
.
– To Ty powiedziałaś tym razem. Tak mafia. Opanowała ona wszelkie kanały dystrybucyjne, dojścia do sklepów – na wyłączność – i dyktuje warunki. Jako potencjalny lub faktyczny producent musisz z nich korzystać inaczej wypadniesz z rynku.
.
– Nie wydaje mi się, jeśli nawet miałabym sama zatrudnić ludzi lub sama wozić swoje płyty do sklepów, lub wystawiać swoje budki sprzedaży to i tak zapłacą mniej za to niż 300-400% finalnej ceny płyty. Co zrobi ta „twoja” mafia? Z kałachem będzie mnie ścigać? A jest jeszcze Internet. Teraz Internet rządzi. Bez łaski.
.
– Dlatego mafia ubecka się przed takimi wolnymi strzelcami skutecznie zabezpieczyła. Zastanów się, kto miał pieniądze na początku lat 90-tych na tworzenie firm fonograficznych? Kto mógł mieć od razu dobrze zorganizowana siatkę swoich ludzi np. w ZAIKS w owym czasie? Nawet jak się z czasem pojawiła jakaś prężna, prywatna firma to albo działała na warunkach kompletnie niszowych albo ją dokapitalizowywali panowie smutni i nęcili kasą po to tylko, żeby wprowadzić swoich ludzi do zarządów. Chodziło oto, by ich zakotwiczyć w ośrodkach decyzyjnych firm fonograficznych (ale nie tylko, także w wydawnictwach książkowych czy u wydawców nut). Podobnie zrobiono z sieciami sklepów wyłaniających się obok RSW Prasa-Książka-Ruch. Mechanizm był prosty. Taka osoba wstawiona przez mafię (np. do wspomnianej Radiowej Agencji Fonograficznej) albo jakiegoś Radia po prostu podpisywała z innym mafijnym dystrybutorem wieloletnie kontrakty (na min. 10 lat) których nie da się wypowiedzieć. I pozamiatane. Gdy ściśle powiązani ze sobą dystrybutorzy (bo zazwyczaj nie jest to jeden pośrednik, ale kilka firm) zarabiają kokosy sam wydawca i artysta zagryza paluchy ze złości.
.
– Ale taki zły kontrakt można unieważnić. Udowodnić, że jest podpisany ze szkodą dla wydawcy. Powinni Ciebie na przykład poprosić oto, byś sobie poradził.
.
On: – Jesteś milutka Ewuniu, ale wciąż naiwna. Tego nie robili głupcy. Powtarzam to łańcuszek pośredników lub grupa podwykonawców generująca koszty. Kto inny odbiera towar hurtowo z tłoczenia, kto inny magazynuje, kto inny dokonuje jego rozsortowania, kto inny składa, pakuje, kto inny detalicznie wstawia do sklepów a kto inny nadzoruje ten cały proces. A bardzo często mają z siecią sklepów kolejne powiązania (też odpowiedni kontrakt). Czym lepsza półka tym większe pieniądze. Najwięcej w gablotkach „nowości”, „Top 10” jak i na innych tego typu pierdu-pierdu, które wskakują w oczy skołowanym ludziskom. Tym sposobem cena płyty rośnie na każdym etapie. W końcu biznes musi się opłacać całemu towarzystwu dojącemu artystów i klientów sklepów.
.
Ona: – mów dalej…
.
On: – Tak właśnie działa mafia. I to bez względu na to, czym się zajmuje: muzyką, książkami, odzieżą czy narkotykami. To jest typ zmowy, którego beneficjentami w najmniejszym stopniu są producenci. Czy mówimy o artystach, czy autorach, szwaczkach (o czym przeczytasz w "Gomorra") czy biednych murzynach ścinających w pocie czoła liście koki. Najwięcej zarabiają zawsze pośrednicy monopoliści, dbający o odpowiednią ochronę prawną i tworzenie odpowiedniego wrażenia, by nikt się nie zastanawiał a każdy myślał, że tak wygląda norma, że tak musi być, bo inaczej się nie da i już. Te mechanizmy mają spowodować by odbiorcy finalni bez zadawania głupich pytań płacili za produkt kilku, kilkanaście albo kilkadziesiąt razy więcej niż jest on wart w rzeczywistości.
.
– Wróć do fonografii. Nie rozmawiamy o narkotykach.
.
– Racja. Mamy, więc bandę cwaniaków, których nie ma w zasadzie jak ominąć „legalnie” a więc bez łamania „ich prawa”. Ale jednak niektórzy, którzy cenią swoje pieniądze i stać ich na ryzyko próbują to robić. Dlatego coraz więcej artystów, gdy kontrakt im się kończy lub gdy stać ich na jego zerwanie, zakłada własne wytwórnie lub studia nagrań i sprzedaje z nich swoje płyty albo pojedyncze utwory bezpośrednio przez Internet. I to jest zrozumiałe, bo na każdym sprzedanym w ten sposób albumie za 7 złotych muzyk zarobi więcej, niż gdy jego płyta ukaże się w oficjalnej sprzedaży za cenę 35 zet. Siła tkwi w masówce.
.
– No, ale to jest też ryzyko. Jeżeli wprowadzają utwory przez Internet, Np dając możliwość odpłatnego ściągania swojego albumu, godzi się, że może to trafić łatwo do piratów. A wtedy reszta pójdzie bokiem i zarobi de facto mniej. – miała wrażenie, że znalazła lukę w jego rozumowaniu.
.
On: – Mylisz się Ewuniu. Samo słowo „Pirat” to już określenie pejoratywne wtłoczone przez mafie fonograficzną do zindoktrynowanych mózgów dorosłej gawiedzi. Sugeruje że mamy do czynienia z bandytą lub złodziejem. Wszysto stawia na głowie. Ale ad rem: Po co pirat miałby handlować płytą, którą oficjalnie można kupić za parę złotych? Pirat korzysta z tego, że przez mafijne, oficjalne marże płyty CD są drogie i pomaga społeczeństwu zaoszczędzić ciężko zarobione pieniądze i za mniejsze korzystać z dóbr kultury.
.
Ona: – Jak to „pirat” nie złodziej, jeżeli kradnie własność inteletualną i okrada artystów nawet z tych małych zarobków, które otrzymują?
.
On: – A właśnie, że nie okrada! To własnie jeden mitów i paszkwili wtłoczonych ludziskom przez okienko telewizora. Posłuchaj:
Niesamowita jest sama skala manipulacji społecznej, polegającej na wmówieniu pospólstwu (czyli nam – wam), że tzw „piraci” dokonują kradzieży dóbr intelektualnych gdyż łamią prawo autorskie. Owszem, łamią bandyckie prawo zwane „autorskim” które najmniej chroni autorów i twórców a najbardziej firmy fonograficzne, wydawnictwa i ich dystrybutorów.
.
Zamknęła mu usta pocałunkiem. Musiał się na czas jakiś wylogować z logiki i wiedzy…. ale… po całkiem długim czasie, w momencie po momencie, który nigdyś w filmach się podkreślało wspólnym papierosem, a teraz nie wiadomo co z tym pomomentem robić Ona nagle wróciła do rozmowy
.
Ewa: – Stwierdziłeś, że „pirat” nie jest złodziejem. Nie rozumiem tego, przecież kradnie własność intelektualną artystów, ograbiając ich nawet z tych marnych zarobków, jakie otrzymują z łaski film fonograficznych.
.
Andrzej: – Tak. I podtrzymuję to twierdzenie lansowane przez media. Sam termin „piraci” jest paszkwilem mającym chronić interesy firm fonograficznych i wytwórni filmowych rządzących przecież także mediami.
Tymczasem tzw „piractwo” jest naturalną, oddolną obroną społeczeństwa przed dyktatem tej mafii medialnej. Piraci wprawdzie korzystają z czyjegoś dorobku i nie płacą tantiemów, ale są zjawiskiem bardzo korzystnym.
.
Ona: – korzystnym? Żartujesz?
.
On: – Ani trochę. Paradoksalnie są na równi korzystni dla odbiorców jak i dla artystów. Tak na prawdę, jedyni, którzy tracą przez piratów to mafiozi-dystrybutorzy. W Polsce, dotyka to głównie byłych SB-eków i cwaniaków, którzy tworzą pod siebie prawo by żerować na twórcy, państwie i społeczeństwie nie dając w zamian żadnej wartości dodanej. Przeforsowali prawo czyniące z przedsiębiorczych handlowców i odbiorców piratów a z piratów przestępców by uprawiać spokojnie swoje pasożytnictwo, o którym rozmawialiśmy.
.
Ona: – Kochanie, co Ty bredzisz? Popierasz piratów. W głowie mi sie nie mieści. Przecież to oni są pasożytami, bo to oni kradną czyjąś pracę nie dając artyście w zamian nic – oczywiście oprócz strat. Gdyby tych strat nie było to by ich nie ścigali To logiczne.
– Popieram skarbie piratów z całego serca i to z wielu powodów. Nie oburzaj sie tak proszę, nie nakręcaj i nie złość, bo Ci się zmarcha – o tutaj – pojawia.
.
– Phi, będę sie złościła jak będę chciała. Dlaczego w zasadzie ich popierasz? Jakie są te Twoje argumenty?
– Dla wielu powodów. Zacznijmy od tej tak zwanej kradzieży. Bo tu jest pierwsze przełamanie. Złamanie ustawy o prawie autorskim to jeszcze nie kradzież.
.
– Jak to nie?!
.
– Takto. Jeżeli ktoś ukradnie Ci samochód to, kto ma ten samochód w posiadaniu, kto nim rozporządza, Ty czy złodziej?
.
– Złodziej?
.
– A Ty nie?
.
– A jak ja mam nim rozporządzać, jeśli mi złodziej go ukradł?! Durne pytania, jak Boga kocham.
.
– No widzisz, a jak „pirat” ukradł płytę, to znaczy przegrał i sprzedał w iluś tam egzemplarzach to, kto dalej rozporządza tym tytułem?
.
– No pirat.
.
– A artysta nie?
.
– No artysta też, bo dalej jest właścicielem.
.
– Artysta, moje Złotko to juz dawno nie dysponuje swoim tytułem, bo został zmuszony do zrzeczenia się swoich 99% praw na rzecz mafii fonograficznej.
.
– Ale zgodnie z prawem. Podpisał kontrakt i takie tam… coś z tego ma.
.
– Tak ma, jałmużnę od mafii. A mafia straciła te prawa? Straciła tytuł? Bo jeśli ten pirat ukradł…
.
– No nie straciła. Dalej nim dysponuje, ale mnie sprzeda przez piratów, czyli straci pieniądze a jednocześnie zarobią piraci. Czyli może to nie jest kradzież, ale prawie tak jak kradzież. To czysta sofistyka.
.
– Tylko ustalanie stanu faktycznego – Andrzej uśmiechnął się do niej przepraszająco – więc przyznałaś, że nie jest to kradzież jednak. Pirat, więc nie jest złodziejem, ale tylko osobą, która pozbawiła mafię fonograficzną części wpływów.
.
Ona: – I artystę też.
.
On: – To akurat nie jest takie jednoznaczne. Jeszcze wrócimy do tego. Tymczasem pojawił sie już tak niejednoznaczny wybór moralny, co wolimy: bogacącą się potężną i wszechwładną mafię i tzw pirata, czyli drobnego handlowca, który łamie, co prawda prawo ale za to pozbawia tą mafię części dochodów i nie pozwala bogacić się bezkarnie i absolutnie naszym kosztem. Z jednej strony mamy bezduszną i pasożytniczą maszynę a z drugiej człowieka, który podejmuje ryzyko i ma niskie publicity, ale dzięki niemu my możemy pozwolić sobie na więcej muzyki, filmów i kultury za nasze ograniczone pieniądze. Typowy Janosik medialny, zabierający bogatym a oddający biednym. Andrzej roześmiał się wesoło, dumny z porównania.
.
Ona: – przesadzasz, to relatywizm moralny i tyle.
.
On: – mylisz się, to tylko tak wygląda, bo bardzo się pogodziliśmy z serwowana powszechnie opinią, że pirat jest zły. Tymczasem to piraci właśnie spełniają jedyną funkcję regulacyjną rynku medialnego. To tylko dzięki nim oraz zwykłym ludziom, takim jak my, którzy tworzą programy do ściągania plików z Internetu, a dokładnie: do wymiany informacji pomiędzy poszczególnymi komputerami domowymi lub ich tylko używają (a imię ich milion)
Mamy w ogóle jakiś punkt odniesienia ile może i powinien kosztować produkt medialny oraz wyjście bezpieczeństwa, w przypadku zbyt radykalnego nadużycia władzy przez mafię polegającej na wstrzymaniu dystrybucji lub wprowadzeniu cen zaporowych. Dzięki piratom właśnie (a piratami, złodziejami lub paserami teraz nazywany jest każdy, kto ściągnie plik dla siebie, pożyczy kumplowi lub kupi kopie bez hologramu) widząc płytę za 50 zł wiemy, że jej cena może być 5 razy mniejsza. Dzięki piratom, zatem nie można juz nam wmówić, że cena 50 zł. jest uzasadniona, bo sama produkcja płyty kosztuje 40. Pirat wykazuje, że jemu sie opłaca sprzedawać ta płytę za dychę, więc produkcja musi Bryc raptem rzędu kilku złotych. Pirat obnaża, więc każdą próbę takiej mistyfikacji i powoduje, że rozsądny człowiek rozpoznałby z miejsca takie kłamstwo. Dzięki piratowi, mafiozi nie mogą, więc windować ceny w nieskończoność, pomimo że byc może by im sie opłacało sprzedać połowę mniej, narobić sie o połowę mniej a za to zgarnąć nie 400 a 800% wartości produkcji albumu CD. Jeśli więc nie może ceny windować w nieskończoność kosztem sprzedaży, a od ilości sprzedaży zależy przecież gaża autora, to autor powinien podziękować piratowi za tą regulację rynku a nie go opluwać.
.
– Tak, zgrabne i logiczne niby. Ale nie zmienia to faktu, iż ze sprzedanych przez pirata płyt i tych ściągniętych z Internetu artyści nie mają ani grosza, żadnego udziału, żadnego pożytku.
.
– Jesteś tego pewna? Pozwolę się jednak nie zgodzić. Może faktycznie nie dostają tantiemów wprost ani kasy w gotówce, ale to jeszcze nie znaczy, że nic z tego nie mają. Otóż, śmiem twierdzić, że otrzymują w zamian coś równie cennego, a nawet o wiele cenniejszego niż doraźne korzyści.
.
– A niby, co takiego?
.
– Popularność! Stworzoną przez darmowy marketing, reklamę, promocję. W najczystszej nie nadętej formie. Tworzony siłą samej muzyki, wartością utworu, bez manipulacji, kosztownych badań rynkowych, produkcji potrzeb i neurolingwistycznego programowania odbiorców. Docierają z produktem i nazwiskiem autora pod strzechy, do ludzi najwartościowszych dla artysty, tych, którzy stają się posiadaczami (kupują, ściągają lub zdobywają w inny sposób) bo chcą posłuchać, co autor ma do powiedzenia, a nie dlatego, że zostali skuszeni atrakcyjnością okładki lub działali pod wpływem snobistycznego impulsu w Empiku. To dzięki nieformalnej dystrybucji zdobyli popularność wszyscy autorzy disco-polo (bez względu na to jak my oceniamy tą muzykę), to ona stworzyła legendy polskiego rocka takie jak Budzyński, Tomek Lipiński czy Muniek Staszczyk. To, że Ci ludzie nie zarobili wtedy, gdy przegrywaliśmy z kaset na kasetę to nie znaczy, że nie odkuli się przez kolejne wiele wiele lat, istniejąc na rynku muzycznym. Podobnie staje sie dzisiaj. Popularnosc nie zaczyna się od zakupu oryginału płyty CD w sklepie, taki zakup jest jej zwieńczeniem.
.
– Zwieńczeniem? Chyba jednak przesadzasz.
.
– Naprawdę? To przypomnij sobie kiedy ostatnio czekałaś na płytę i kupiłaś ją od tak, żeby usłyszeć i zapoznać się z propozycją autora. Zazwyczaj odbywa to się drastycznie inaczej. Pojawia się zaiteresowania, zapoznanie z propozycją w formie mp3 a dopiero potem generowana jest chęć posiadania ślicznego albumu, który można postawić na półce.
.
– czyli twierdzisz, że utwór trafia teraz najpierw pod strzechy nieformalnie, na pliku lub tanim, przegranym nośniku a dopiero potem zaczyna sie jego popularność zakończona potrzebą nabycia oryginału?
.
– Dokładnie. Potrzeba zakupu i zainteresowanie wykonawcą zaczyna sie pod tymi strzechami, dzięki wymianie plików, płytom kupowanym od piratów, uchu, które razem z nami pojawiło się sie na imprezie, gdzie ktoś puścił ściągniętą torentem piosenkę. Dzięki tej podskórnej fali pirackiej, darmowej lub po prostu o wiele tańszej, odkrywamy wartość utworów, talent autorów i wykonawców. To dzięki temu właśnie artyści sie stają znani i lubiani.
.
– I radiu…
.
– I radiu. Sama jednak opowiadałaś, jakie to łapówki trzeba płacić by w radiu zaistnieć. Ja mówię o tych, którzy mają talent, ale nie mają pleców, sponsorów, tatusiów, cioć lub, chociaż wielkiego szczęścia.
Sam widzisz, to dzięki piratom i nieformalnemu obiegowi artyści stają się rozpoznawalni i popularni. To mało? To największa dla nich wartość. Popularny, oczekiwany i słuchany wykonawca staje się obiektem zainteresowania inwestorów (niestety mafijnych, ale innych praktycznie brak), dostają możliwość nagrania olejnego albumu, zaistnienia na festiwalach, podpisania kontraktów na lepszych warunkach (dla artysty nie dla mafii). Dlatego właśnie nazywanie piratów złodziejami to mistyfikacja firm fonograficznych, nadużycie i zwykłe skurwysyństwo. A powtarzanie tego kłamstwa przez artystę i odbiorcę, to czysta głupota. Tyle, że to głównie artysty na ta głupotę nie powinno być stać. Zresztą – tu Andrzej dotknął delikatnie Jej noska – zauważ, że większość artystów ma instynkt samozachowawczy i nie potępia publicznie piratów. A już w żadnej mierze osiołkowców i torrentowców.
.
Ona: – Jak to? Sama słyszałam. Maryla Rodowicz, Bajm czy U2. A nawet aktor Borys Szyc. – oni nazywali piratów złodziejami.
.
On: – Ewuniu, Szyc jest tylko aktorem, czyli komediantem, jego profesją jest zabawianie i odtwarzanie ról. Taki mu scenariusz zlecili i taka rolę zagrał. Jego sprawa, jego to nie dotyczy, sam płyty nie wyda. Natomiast pozostali są twórcami z najwyższej półki, już bogaci, już uznani i mający o kilka klas lepsze warunki kontraktów niz. inni. Z punktu widzenia tej garstki celebritis rynku fonograficznego to ma pewien sens, bowiem ich udział w zyskach już jest na takim poziomie, że w zasadzie są równoprawnym partnerem mafiosów fonograficznych a nie dojną krową jak reszta. Dla niech największą wartością jest sprzedaż oficjalna, bo popularność już mają. Przy okazji też moze wynikać to z megalomanii, bufonady, pewności siebie, pogardy dla odbiorców (których być może nie stać na oryginalny album) i życia pod salonowym kloszem, przez co nie rozumieją istoty problemu. Zresztą, nie jestem taki pewien, czy takie podejście do piratów i Internautów nie wpłynęło negatywnie na popularność tych ludzi. To, że tego nie zauważają lub nie identyfikują to jeszcze nic nie znaczy. Na przykład znany jest fakt, że wojna wytoczona Internautom przez Metallicę, prawne i faktyczne zablokowanie możliwości ściągania ich utworów, bardzo nie spodobało sie fanom i spowodowało bojkot, a w konsekwencji poważny spadek popularności tej supergrupy.
.
Ona: – rzeczywiście, słyszałam o tym. Ale prawo jest jednak prawem.
.
On; – ale nie każde łamanie prawa jest społecznie naganne. Słyszałaś o obywatelskim nieposłuszeństwie? O sofoklesowskim konflikcie pomiędzy prawem naturalnym a prawem stanowionym? O tragicznych skutkach pozytywizmu prawniczego?
.
Ona: – oj sięgasz za głęboko, do państw totalitarnych, do ustaw norymberskich i komunistycznych zbrodni sądowych. Nie o tym mówimy. To nie ten ciężar gatunkowy.
.
On: – jeszcze nie. Ale od tego sie zaczyna, od ograniczania wolności i wprowadzania regulacji niekorzystnych handlowo, finansowo i w jakikolwiek inny sposób dla większości w bimie interesów mniejszości. O gnębieniu 95% artystów w bimie prawa autorskiego i sztucznym ograniczaniu rozwoju kultury. O tym mówimy. Swoją drogą, nie uważasz, że to kompromitacja państwa, jeśli ucieka sie do ścigania piratów karnie, jak przestępców, bez badania czy czasem ich „przestępstwo” nie przyniosło więcej korzyści karazjowi, społeczeństwo i samym artystom niż szkód. Po co? Przecież jest instytucja Prawa Cywilnego? Jeżeli uważasz panie piosenkarz, że pirat wyrządził Ci szkodę, pozwij go cywilnie i udowodnij ile straciłeś. A może wyjdzie, że zyskałeś? Będąc taki uczciwy zapłacisz mu z pewnością za dobrze wykonaną robotę. A może dzięki niemu wystrzeliłeś w ogóle na rynku, może to pirat spowodował, że jesz teraz kawior i jedziesz po świecie? Oto pytania, których zadawanie powinno Państwo Polskie
umożliwiać.
.
Ona: – wiesz kochanie, jak się nad tym bliżej zastanowić…
.
On: – To dojdziemy do wniosku ze prawo karne jest zbyt potężnym narzędziem, po jakie sięga państwo. Przecież samo naruszenie prawa cywilnego nie musi być ścigane (czy ktoś wsadza do więzienia za długi?). W tym przypadkui, postepowanie Państwa jest to tak dziwne, że aż generuje poważne podejrzenie, że polski (i nie tylko) organizm państwowy stał się zakładnikiem grup interesu. Moim zdanie Prawo Cywilne jest wystarczające absolutnie. Oczywiście żeby działało musi sądownictwo być sprawne i skuteczne. Od tego nie uciekniemy. Powinno się wykreślić z prawa karnego wszelkie przepisy dotyczące ścigania tych, co złamali prawo autorskie lub ograniczające wolność słowa. Więcej, moim zdaniem prawo autorskie należałoby poważnie ukrócić. Nie uważasz, że to przesada chronić nim prawa autora (i jego spadkobierców) do książki przez kolejne 75 lat od jego śmierci? Maksimum 5 lub 10 lat od czasu publikacji dzieła.
.
Ona: – Jędruś, proponujesz rewolucję, zamach na własność.
.
– bzdura, własność zawsze podlegała jakimś prawom, różnym w różnych krajach. Inaczej dziedziczysz w Polsce, inaczej w USA. W Polsce nie szukasz spadkobierców ani ustawowo nie otrzyma spadku bratanek, jeśli mu ni zapiszesz w testamencie to przejmie państwo tzw „prawem kaduka”.
.
– Żartujesz?
.
– Ani myślę. Tak samo instytucja wywłaszczenia, podatek katastralny itd. Ograniczenia dotyczące prawa autorskiego przyniosłyby więcej dobrego niż złego. Nie byłoby możliwe duszenie dzieła przez mafię fonograficzną i gnębienie autorów. Musieliby generować wciąż nowe, sprzedające się hity. Teraz, gdy płyta jest genialna to nie opłaca się namawiać artysty (ani nawet mu pozwalać) do tworzenie nowego dzieła. Jeśli i tak się sprzedaje i widać, że będzie się sprzedawać przez następne 20-30 lat to, po co? Lepiej wznawiać i pilnować by gagatek nie popsuł atmosfery czymś nowym. Pamiętasz kazus piosenkarza Prince’a? Zgnębili go kontraktem, uniemożliwili nagrywanie i musiał biedak wydawać jako „Artysta znany kiedyś jako Prince”. Koszmar.
.
– No tak, czyli zapomniano, że w kulturze, która jest jedną z podstawowych składowych całej ludzkiej działalności fundamentalne znaczenie mają wolność i kreatywność. Jeśli jest tak jak mówisz to znaczy, że już wylano dziecko z kąpielą i wsadzono kulturę do ciasnej celi nadregulacji. A jeśli tak, to… – Tu Ona nagle skryła się pod kołdrą.
.
On: – To…?
Ona: – Oj tam – nadszedł stłumiony głos gdzieś z dołu – nie licz na to, że przyznam Ci rację tak łatwo. Zamiast dalej gadać spróbuję sprawić by wykrzesać z Ciebie buhaja, który pokocha się ze mną raz jeszcze!
.
– Mmm… .- przymknął oczy – Jak znajdziesz ten sposób, to lepiej nie sprzedawaj innym licencji.
.
Kurtyna!!!!
Łażący_Łazarz rodem jeszcze z 8 czerwca 2009.
Polecam także rzecz o wyzwoleniu Kubusia Puchatka: http://niepoprawni.pl/blog/287/wolnosc-dla-puchatka