Zwykle wyłapujemy co grubsze fałsze i beczelnie aroganckie manipulacje. Ale erozja pojęć i idei to całe spektrum zjawisk, obejmujące także działania i mechanizmy trudne do dostrzeżenia i nazwania.
Żyjemy w informacyjnym nadmiarze. Cenzurę i reglamentację „okresu słusznie minionego” zastąpiła nadpodaż. Niby kontrast, ale czy różnica? Kiedyś narzucano odgórnie i nachalnie propagandowe wizje. Teraz jest mniej topornie, bardziej kolorowo. Zamiast naciągać światopogląd na jedynie słuszne kopyto, wabi się i uwodzi, gra na naturalnych skłonnościach. Inżynieria społeczna poszła naprzód… A przewrotność (również skądinąd naturalna) znajduje środki wyrazu na skalę wcześniej niespotykaną.
Gdy komuś starcza sił i czasu na zaciekawienie i samodzielność, prędzej czy później grzęźnie w natoku (by nie powiedzieć bagnie) niemożliwych do zweryfikowania informacji. Katastrofa smoleńska jest tego szczególnie wyraźnym przykładem. Ale na wielu polach, coraz powszechniejsza jest dezorientacja. Podszyta dodatkowo skrępowaniem. „Jak to?! Nie radzę sobie, mając na wyciągnięcie ręki wszystkie dane?!”
Paradoksalnie zagubieniu sprzyja ciasno-racjonalistyczne podejście, charakteryzujące się zerojedynkową logiką i przekonaniem, że to, co się nie mieści w głowie, nie istnieje. Stosowanie tego rodzaju poznawczego wytrycha do wszystkich i wszystkiego wcześniej czy później okazuje się niewystarczające.
Wtedy włączają się mechanizmy obronne. Bo przecież trzeba w kogoś wierzyć, o coś się oprzeć, czymś odgrodzić od informacyjnego tsunami – prawda?
O ile nie ukoją nas substytuty i zagłuszarki – używki, pracoholizm, zdystansowanie, pochłonięcie dniem powszednim – jak tonący przysłowiową brzytwę kurczowo chwycimy pierwszy lepszy kikut stabilności.
Tyle tylko, że to, co chcielibyśmy mieć za stały ląd, może być piaskową łachą.
Jest takich mielizn sporo. Ślepa wiara. Głuchy patriotyzm. Efekciarski, ale bezpłodny „antysemityzm”. Bicie piany, prześciganie się w ortodoksji. „Seanse nienawiści”, „tupanie na Palikota”. Bezcelowe narzekanie. Opisywanie w nieskończoność jak wprawdzie nie jest, ale przecież powinno być…
Głębszej wody boję się jak kot.
Omijam krytykę wad narodowych, bo krytyka ta jest używana do ośmieszania nas i osłabiania.
Unikam chłodnego spojrzenia na „świętego PiSa”, bo przecież „to wzmacnia PO”. Oraz bo ponieważ „jak nie PiS, to co? Ruch Palikota?!” Brzmi podobnie do sloganu „jak nie Unia, to Białoruś”? Cóż…
Boję się zastanowienia nad religią, bo we wszelkie szpary zwątpienia wciskają się zaraz trujące pędy współczesnego materializmu.
Odwracam od zastanawiania nad polskością, bo a nuż okaże się, że „polskość to nienormalność” względnie tylko „krajobraz” (oraz oczywiście faszyzm, antysemityzm, patriotyzm i homofobia – w skrócie katolicyzm radio-maryjny).
Różni towarzysze sugerowali z billboardów: „wybierzmy przyszłość”. Zatem odwracam się od przyszłości z niesmakiem.
Hołubię krew i groby, bujam w pokrzepiających serca fikcjach. Na przekór – bo szaleni heroldzi postępu przeszłość kwestionują, a poświęcenie wyszydzają.
Analogie do bajki Krasickiego o lisie i wronie nasuwają się same. I do przewrotnie zinterpretowanego „jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je”.
Zmanipulowany, wylewam dziecko z kąpielą. Boję się myśleć, bo myśli się „Wyborczą”.
* * *
Tymczasem rozum jest narzędziem jak każde inne. I jak z każdym narzędziem, warto wiedzieć kiedy (czyli do czego służy, a do czego nie) i jak się nim posługiwać. O ile rozeznanie w tej pierwszej kwestii wymaga wprawy, o tyle sposób użycia rozumu jest banalnie prosty. Potrzeba jedynie odrobiny zdyscyplinowania, by przestrzegać dwuetapowej procedury:
Krok 1.
Obiektywne rozpoznanie, zebranie faktów, podejrzeń, hipotez – ale bez założeń, bez filtrowania, bez oceniania.
Krok 2.
Próba spasowania ze sobą zebranych informacji i stworzenia całościowego obrazu, wyciągnięcie wniosków.
„Dedukcja, drogi Watsonie!” Cokolwiek pozostaje po wyeliminowaniu niemożliwego, musi być prawdą.
Nawet jeśli jedynym wnioskiem będzie, że nie jesteśmy w stanie wyciągnąć wniosków, to różnica między niedbałą ignorancją a tego rodzaju nie wiem jest fundamentalna. Polega na na zrobieniu miejsca na odpowiedź, jakakolwiek by nie miała być. Bez chowania w rękawie talii dozwolonych z góry opcji.
* * *
Jest takie porzekadło: „ryba nie myśli, bo już wszystko wie”.
Z drugiej strony, płynące w górę strumieni pstrągi pokonują wodospady i zasadzki wygłodniałych niedźwiedzi. Na Dalekim Wschodzie doczekały się z tej racji miejsca w ikonograficznym kanonie.
U nas Ojciec Dyrektor często przypomina, jakie to ryby unoszą się z nurtem i apeluje: „idźcie pod prąd!” Oto ichthys, logo pierwszych chrześcijan, w nowym kontekście…
Zakończenie tego wodnistego wpisu będzie mało oryginalne. Ale narzuca się niczym klient bez krawata w komedii Barei.
– Hej, Ty, przed monitorem! Jakiego rodzaju „rybą” jesteś?
Naczelne (Primates) – rzad ssaków lozyskowych charakteryzujacych sie najlepiej wsród wszystkich zwierzat rozwinietym mózgiem. (Wikipedia)