Słowo „pozytywizm” kojarzy się ludziom zazwyczaj dobrze – jak coś jest pozytywne – to przecież należny się cieszyć.
Słowo "pozytywizm" kojarzy się ludziom zazwyczaj dobrze – jak coś jest pozytywne – to przecież należny się cieszyć.
Niestety: w polityce jest dokładnie odwrotnie, w całym prawodawstwie zresztą.
W polityce pozytywizm polega na tym, że Władzuchna zamiast zabraniać, co jest postępowaniem "negatywnym" zaczyna nam nakazywać. I to jest znacznie, znacznie gorsze.
Zdecydowanie lepiej, gdy Władzuchna zajmuje się działaniami negatywnymi niż pozytywnymi.
To samo dotyczy prawodawstwa, "Pozytywizm prawniczy” oznacza przekonanie, że poprzez prawo można ludziom narzucić dowolne przekonanie; że Prawo niejako pozytywnie kształtuje rzeczywistość.
Negatywiści uważają, znacznie skromniej, że prawo może tylko zapobiegać temu czy innemu złu – natomiast nie może wytwarzać rzeczywistości – bo społeczeństwo jest żywym organizmem i odrzuca takie przeszczepy.
Negatywizm można porównać do wyrywania chwastów. Pozytywizm – do inżynierii genetycznej,
Komunizm i narodowy socjalizm to były przykłady pozytywizmu: Hitler chciał wyhodować Ubermenscha – Stalin Nowego Sowieckiego Człowieka.
Obecnie federaści próbują wyhodować owego, Lepszego Europejczyka. Kochającego homosiów, chroniącego "środowisko" itd.
Ciekawe, czy IM się to uda?
Pozytywiści mówią z nadzieją: do trzech razy sztuka…