Jest to zasadniczo przydługi komentarz do dyskusji, jaka się wywiązała u Izy pod „Pozory mylą II”.
Wydarzyło się to jakieś drobne ćwierć wieku temu.
Posprzeczaliśmy się z mężem w sprawie oceny naszej wspólnej znajomej. Ja uważałam, że jest prześliczna – była smukłą, długonoga blondynką o buzi jak sierotka Marysia – błękitne oczy, drobny nosek, miły uśmiech. Wyglądała, jakby ją żywcem przeniesiono z ilustracji Szancera.
Mąż natomiast nie widział w niej nic nadzwyczajnego, co mnie nadzwyczaj irytowało, bo nie lubiłam (i nie lubię) nie mieć racji.
Na szczęście mieliśmy przyjaciela, który kwestię tę mógł rozstrzygnąć ostatecznie. Staszek miał słuch absolutny jeśli chodzi o damski seksapil. Jeżeli oko jego spoczęło na prawdziwej kobiecie, nie było tak pilnej sprawy, aby jej natychmiast nie rzucił. Siadał w pobliżu, głos mu się obniżał do barytonu, nadużywał francuskiego i uwodzicielsko pytał, dajmy na to: – Jakie jest Pani métier?.
W jakiś czas po naszej dyskusji trzeba trafu, że najpierw wpadła owa znajoma, a niedługo potem Staszek.
Oczywiście natychmiast zawiodłam go do niej, dostojnie przedstawiłam i czekam, aż on zacznie uwodzicielsko barytonić. Byłam bowiem pewna swego. Tymczasem Staszek nawet nie przysiadł na krześle, tylko zaraz przyleciał do kuchni, gdzie robiłam herbatkę i powiedział, że on pójdzie do ogrodu i jak bym była tak dobra – to prosi, aby tam mu tę herbatkę przynieść.
No, qurczę pieczone w pysk!
I tak to jest z tym seksapilem. Jest on całkowicie bez związku z urodą jako taką, a przynajmniej niekoniecznie i w ogóle nie o to chodzi.
Ale o co chodzi – nie wiadomo.