Wczoraj, 2 lutego, w dniu w polskiej tradycji zwanym świętem Matki Boskiej Gromnicznej, pożegnaliśmy czas śpiewania kolęd, i czas choinek. Czas sacrum jest czasem cyklicznym; za rok znowu będzie tak, jak w uroczym, z baśniowej przeszłości pamiętanym wierszyku : "Znów jest Boże Narodzenie, i znów gwiasdka nowa świeci, przeto starym obyczajem trzeba uradowaćdzieci". Nasz czas ludzki czas takiego porządku nam nie obiecuje. To, co mineło, nie wróci, a Narodziny znaczą. Śmierć, jak w przejmującym wierszu Eliota o szaleństwie śnieżnej podróży Trzech Króli. Tak. Obiecano nam więcej… Ale warto uwierzyć, że każda chwila zawiera w sobie wieczność naszej miary, i zasługuje na to, źeby napełnić ją pięknem, i czułością wobec tego, co przemija. Wydaje mi się, że to właśnie powiedział wczoraj w przepięknym, nasyconym biblijnymi frazami i cytatami z polskiej literatury kazaniu łowicki biskup Józef Zawitkowski w Warszawskim […]
Wczoraj, 2 lutego, w dniu w polskiej tradycji zwanym świętem Matki Boskiej Gromnicznej, pożegnaliśmy czas śpiewania kolęd, i czas choinek.
Czas sacrum jest czasem cyklicznym; za rok znowu będzie tak, jak w uroczym, z baśniowej przeszłości pamiętanym wierszyku :
"Znów jest Boże Narodzenie,
i znów gwiasdka nowa świeci,
przeto starym obyczajem
trzeba uradowaćdzieci".
Nasz czas ludzki czas takiego porządku nam nie obiecuje. To, co mineło, nie wróci, a Narodziny znaczą.
Śmierć, jak w przejmującym wierszu Eliota o szaleństwie śnieżnej podróży Trzech Króli.
Tak. Obiecano nam więcej…
Ale warto uwierzyć, że każda chwila zawiera w sobie wieczność naszej miary, i zasługuje na to, źeby napełnić ją pięknem, i czułością wobec tego, co przemija.
Wydaje mi się, że to właśnie powiedział wczoraj w przepięknym, nasyconym biblijnymi frazami i cytatami z polskiej literatury kazaniu łowicki biskup Józef Zawitkowski w Warszawskim kościele Najświętszego Zbawiciela.
Mówił o tym, co najważniejsze. Mówił o miłości, najpełniej obecnej w naszym życiu, równiez w życiu osób konsekrowanych. Mówił o takiej miłości, która zwyciężą śmierć.
A później Eleni głosem słodkim jak miód z greckich łąk śpiewała kolędy. W śpiewaniu kilku z nich pomagała jej gromadka ślicznie ubranych, przejętych dziewczynek.; Eleni podtrzymywała nieśmiałe artystki ramieniem, wspopomagała dyskretnie co bardziej fałszujące…. Nie umiem, nie chcę pisać o tym, dlaczego ta scena trafiła mnie wprost w serce.
Dla mnie to było zwycięstwo narodzin nad śmiercią.
I jeszcze cudowne organy, fantastyczni muzycy Eleni, ciepły uśmiech prałata Bronisława Piaseckiego (rytuał podziękowań pozwolił mi poznać nazwisko również tego niezwykłego księdza), i jasne światło gromnic i oczu ludzi, którzy poczuli moc wielkiej wspólnoty.
I ten poruszający opis obrazu Jasnej Pani powstrzymującej wilki wśród śnieżnej nocy, przed chatą rozświetloną jasnym płomieniem.
Wydaje mi się, że znam ten obraz MIchała Stachowicza, jakoś mgliście go sobie przypominam, pewnie z alnumowej reprodukcji, ale może było i tak, że słowa namalowały go na nowo… w mojej duszy.
Staram sie obierac dobry kurs wsród burz i mgiel. Nie wiem, ile czasu bedzie trwalo moje zeglowanie, ale wiem, ze doplyne. Bo Ktos na mnie czeka.