Dzisiaj zaprezentowali swój pierwszy skecz zatytułowany: „4 czerwca … i co nam zrobicie!” Czyżby chcieli za rok wystąpić w Opolu zamiast Jandy i Tyma?
Obsada personalna Telewizji Polskiej zwolennikami postkomuny, w szczególności działu publicystyczno – informacyjnego, z pewnością już od dawna nikogo nie dziwi. I dlatego o prowadzącym dzisiejszy wieczorny program panu redaktorze, nawet nie ma co wspominać, choć temat programu był w swym założeniu bardzo poważny. A mianowicie, miał rozstrzygnąć:
Który 4 czerwiec był ważniejszy, czy ten z roku 1989 czy ten z roku 1992?
By zapewnić obiektywność debaty, zaproszono dwóch znamienitych historyków z tytułami profesorskimi w osobach: pana prof. Andrzeja Paczkowskiego i pana prof. Longina Pastusiaka. Zasługi obu panów dla kreowania naszej wiedzy historycznej, szczególnie dotyczącej czasów najnowszych, są dość znane i dlatego z góry było wiadome, na jakim diapazonie i w jaką stronę, potoczy się "polemika" między nimi. I potoczyła się jak w kiepskim kabarecie, czyli wiadomo było , w którym momencie jakie słowa padną. Obaj panowie profesorowie prześcigali się w tym, który mocniej dokopie prawicowym oszołomom, którym kiedyś zamarzyła się jakaś wyimaginowana sprawiedliwość dziejowa. Oczywiście oddali hołd historycznym wydarzeniom z 4 czerwca 1989 roku. Za to 4 czerwca 1992 roku, obaj uznali za jakiś emocjonalny wybryk polityków, którzy usiłowali zbić kapitał polityczny na krzywdzie ludzkiej … na szczęście im się nie udało.
Nic więc dziwnego, że i sposób świętowania przez aktualne frakcje polityczne obu rocznic, oceniony został w tej telewizyjnej debacie, według podobnego schematu. Obaj panowie profesorowie z uznaniem wyrazili się o obecności byłych premierów – ludzi, którzy tak jak oni, nie zawracają sobie głowy polityką historyczną, bo wolą patrzeć w przyszłość – na uroczystym obiedzie wydanym przez premiera Donalda Tuska, w 23 rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 roku.
www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/617991,Obiad-premierow-Bez-Olszewskiego-i-Kaczynskiego
Jak już wiadomo z "przecieków", oprócz piersi perliczki, podczas tego obiadu królowały tematy związane z Euro 2012 – z czego jednoznacznie wynika, że obecność prezesa PiS była tam niezbędna! No i podkreślić należy, że niestosowność tej nieobecności była tym większa, że trzy lata temu, gdy była okrągła, 20 rocznica, wyborów 4 czerwca 1989r., to Jarosław Kaczyński również nie raczył przybyć!!! W tym miejscu fakt, że premier Donald Tusk "zapomniał" wtedy cokolwiek takiego zorganizować, oczywiście nie ma, przy ocenianiu niecnego zachowania Prezesa, żadnego znaczenia!
Równie oczywiste było także i to, że z kolei to co zorganizował w Sejmie Jarosław Kaczyński razem z Antonim Macierewiczem w 20 rocznicę "Nocnej zmiany", spotkało się ze zdecydowanym potępieniem i pogardą ze strony panów zgromadzonych w studiu tv.
Dla panów profesorów – w odniesieniu do tych polityków – było to tylko nieudolne, "usiłowanie dostosowania ocen dawnych wydarzeń do obecnych potrzeb politycznych!"
Niestety na tym nie kończyły się popisy erystyczne panów historyków, usiłujących przekonać widzów o wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Według nich, 4 czerwca 1992 roku, wraz z tym co przyniósł do Sejmu Antoni Macierewicz "ruszyła lawina domysłów i pomówień". Ten "fakt" miałby z kolei posłużyć przeciwnikom lustracji, za wystarczający powód do żądania, by takich niecnych praktyk natychmiast zaprzestać. Ciekawe kiedy panowie zatracili zdolność logicznego myślenia i kojarzenia faktów, skoro nie wiedzą nawet tego, że sporządzenie tzw. "Listy Macierewicza", nie było aktem lustracji! Ta lista, dopiero po przedłożeniu jej Sejmowi, miała stać się zaczynem do indywidualnego rozpatrywania poszczególnych spraw przez sądy – w kształcie takim w jakim uchwaliłby Sejm sposób realizacji ustawy lustracyjnej. A ponieważ do tego nie doszło i zatrzymano całą akcję w pół drogi, to rzeczywiście ruszyła ta lawina domysłów … tylko że z winy kapusiów i agentów, którzy głosowali przeciwko rządowi premiera Jana Olszewskiego a nie z winy Antoniego Macierewicza! Ten "drobny" fakt pewnie jest za trudny do zrozumienia, zwłaszcza jeśli nosi się przed nazwiskiem tytuł profesora historii … ale cóż, każdemu trzeba cierpliwie tłumaczyć, nawet tak proste fakty.
Zupełnie inną miarę przyłożył ten profesorski duet, do problemów, z jakimi zderzyło się państwo polskie w pierwszych latach po pierwszych (prawie) wolnych wyborach. Czy dlatego, że na czele ówczesnych rządów stały tak świetlane postaci, jak Tadeusz Mazowiecki lub Jan Krzysztof Bielecki, to nie miało prawa przez myśl nawet przemknąć, że ci wspaniali, zdolni ludzie, mogliby popełniać jakieś błędy … świadomie! Owszem, "niedoróbki były, ale dlatego że zmiany miały charakter precedensowy" – twierdzi profesor jeden z drugim. Jednak tego co miałoby być w tych zmianach precedensowego, to już nie potrafili pokazać. A może oni uważali, że precedensem będzie stosowanie prawa równego dla wszystkich a tzw. wolna konkurencja na rynku może – o zgrozo – objąć wszystkich przedsiębiorczych ludzi – zamiast preferować wybranych!!! No cóż, skoro z takim nastawieniem wkraczali w pierwsze lata transformacji ustrojowej panowie Paczkowski i Pastusiak, to rzeczywiście, także i mniej wykształceni politycy mogli nie wiedzieć, jak odnaleźć się w tej nowej sytuacji a więc ich błędy były usprawiedliwone – z góry. Podobnie, błędy miały prawo popełniać tysiące zaradnych inaczej współpracowników z ich formacji politycznych … nawet wtedy, gdy otrzymywali od swoich kolegów, dyrektorów bankow, ogromne pozyczki, bez najmniejszego zamiaru spłacania. Tylko jakiś niezaradny osobnik, jakiś frajer może czynić taki precedens i uczciwie spłacać pożyczkę! Tak uważają profesorowie?
O takich, co w ten sposób myślą, mówi się, że "kombinują jak koń pod górę". A przecież, zamiast zamęczać swoje profesorskie umysły rozstrzyganiem tego typu problemów, w tym rozstrzyganie, która rocznica jest ważniejsza, wystarczyło zapytać albo po prostu zaprosić do studia magistra historii, który szybko i w prosty sposób wszystko by obu Panom wytłumaczył:
"Wszyscy wspominają o 4 czerwca 1989 roku? A co z 4 czerwca 1992 roku – rocznicą pierwszej próby lustracji i obalenia rządu Jana Olszewskiego?
Tak… 4 czerwca 1992 zszedł trochę w cień, chociaż to wciąż data dość istotna. Kończy okres pewnego złudzenia, które zaczęło się trzy lata wcześniej. Tym złudzeniem było przekonanie, że obóz solidarnościowy chce w zdecydowany sposób zerwać z dziedzictwem komunizmu. W tym sensie 4 czerwca 1992 roku był zamknięciem epoki złudzeń. Z jednej strony, zaważyła pewna taktyka, bo część "Solidarności" uważała, że komunistów nie można nadmiernie osłabiać, ponieważ inaczej zbyt silna będzie prawica, czyli, jak to się wówczas mówiło: "ciemnogród". Z drugiej strony okazało się, że bardzo wielu polityków postsolidarnościowych ma poważne kłopoty z przeszłością, w związku z czym nie są zainteresowani lustracją i dekomunizacją. I 4 czerwca ’92 jest początkiem procesu, który w istocie trwa do dzisiaj. Bo jeśli istotą 4 czerwca była niezdolność Lecha Wałęsy do rozliczenia się z niedobrym rozdziałem swojego życia (co nie przeczy temu, że później robił rzeczy dobre i godne szacunku), to jego niedawna deklaracja, że nie będzie brał udziału w uroczystościach dopóty, dopóki prokuratura nie potwierdzi jego absolutnej i nieskalanej niewinności oznacza, że w gruncie rzeczy kręcimy się w tym samym kręgu."
Tak, tak! Niestety, ale przed 23 latami ta pani, która przeżywa teraz drugą (a może i trzecią) młodość, czerpiąc profity z podlizywania się obecnie rządzącej opcji politycznej, po prostu wtedy skłamała, mówiąc 28 października 1989 roku w Dzienniku Telewizyjnym (z playbacku zresztą):
"Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm."
Otóż było tak jak wyżej twierdzi Piotr Semka:
4 czerwca 1989 r. rozpoczął się okres złudzeń Polaków, że zaczną teraz nowe życie w praworządnej, uczciwej i sprawiedliwej Polsce a już po trzech latach, 4 czerwca 1992 r., stracili te złudzenia, gdy wygrała opcja polityczna, która NIGDY nie miała najmniejszego zamiaru zrywać z dziedzictwem komunizmu!
To jest jedyna prawdziwa ocena tamtych wydarzeń sprzed lat i żadne panprofesorskie wygibasy słowne tego nie zmienią! A już najbardziej ośmieszyli się obaj panowie pod koniec swojego, w sumie kabaretowego, występu w studiu telewizyjnym, gdy usiłowali wmówić, że im bardzo zależy na obiektywnym wyjaśnieniu podłoża wydarzeń z tamtych lat, jak i na tym, by kiedyś światło dzienne ujrzały nazwiska współpracowników dawnej bezpieki. W tym momencie, niezbyt przekonywująco wypadło, zarówno wyrażenie nadziei na poprawę w przyszłości kultury politycznej, która mogłaby przyczynić się do spokojnej analizy przeszlości, jak i ubolewanie, że "tak szybko odchodzą" świadkowie tamtych wydarzeń. A zważając na tzw. myślenie historyczne, to już szczytem ignorancji był argument, że trudniej będzie wyjaśniać wydarzenia z 1989 roku niż te z 1992, bo "mniej świadków żyje tych z 89 r. niż tych z 92 r." – jakby te trzy lata stanowiły jakąś istotną różnicę, z tego punktu widzenia.
Te i podobne wątpliwości, co do szczerości wypowiedzi obu panów mogą wynikać z różnych, czasami zaskakujacych względów … Może coś na rzeczy jest w informacji:
"Były minister spraw zagranicznych i były marszałek Senatu są na tzw. liście 500 – twierdzi "Wprost". Dariusz Rosati miał działać pod pseudonimem Buyer, a Longin Pastusiak jako Wilman. Obydwaj zapewniają, że nigdy nikomu nie donosili."
wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/217058,rosati-i-pastusiak-wspolpracowali-z-sb.html
Z kolei postawę prof Andrzeja Paczkowskiego być może "tłumaczy" jego skłonność do relatywizowania – co jednak chyba nie przystoi historykowi.
Oto jak pan profesor potrafi praktycznie na ten sam temat mieć przeciwny pogląd i tego – co gorsza – nie zauważać!
Gdy sprawa dotyczyła Lecha Wałęsy:
"– Co to za dokumenty, z których te informacje pochodzą?
– Na początku wspomnieć trzeba, że dokumenty te nie przeszły przez proces pieczołowitego oglądu. Co więcej, znamy je tylko w kopiach. Nie mamy oryginałów, ale mikrofilmy, a te mogą być kwestionowane. Wobec tego np. grafolodzy wycofują się z opiniowania, bo na podstawie mikrofilmów nie są w stanie potwierdzić autentyczności podpisu. To notatki ze spotkań z Wałęsą, a nie szczegółowe stenogramy z dłuższych rozmów. Nie ma tam zobowiązania do współpracy. Są jakieś potwierdzenia wypłat, ale niejednoznaczne."
www.se.pl/wydarzenia/opinie/andrzej-paczkowski-sb-wyrejestrowaa-waese-w-1976-r_153570.html
A taką opinię, o takich samych mikrofilmach, ma ten sam pan profesor, gdy sprawa dotyczy ludzi nie z jego kręgu światopoglądowego:
"Krzysztof Skowroński: – Ale te mikrofilmy to jeszcze jest praca SB? To oni robili kiedyś mikrofilmy?
Prof. Andrzej Paczkowski: – To zostało – zgodnie z napisami na tych teczkach – zmikrofilmowane w lipcu 1980 roku.
Krzysztof Skowroński: – Ale te mikrofilmy są równie wiarygodne, jak te papierowe, jak te tzw. teczki?
Prof. Andrzej Paczkowski: – Nie wiem jak sędziowie na taką sprawę patrzą. Natomiast historycy dziejów najnowszych są przyzwyczajeni do tego, że duża część materiałów z którymi mają do czynienia jest tylko w formie mikrofilmów.
Krzysztof Skowroński: – Ale wczorajsze badania – to rozumiem – to nie były mikrofilmy, które się oglądało, tylko to były już ksero?
Prof. Andrzej Paczkowski: – To było zrobione ksero z mikrofilmów dlatego, że ponieważ była i komisja kościelna i nasza, każda składała się z paru osób, gdyby to wszystko było na jednym mikrofilmie, to byśmy tam stali w kolejce przed czytnikiem. A tak zostało to skserowane i rozdane jako plik dokumentów."
Jestem ciekaw, czy takie podejście przystoi komuś kto podaje się za naukowca, za badacza historii? Czy raczej nie powinien taki człowiek mieć zabronione posługiwanie się tytułami naukowymi – by chociażby nie wprowadzać w błąd tych, którzy chcą skorzystać z niezależnych ekspertów?
Tym bardziej, że inni również mają podobną opinię:
"Stwierdzam, że p.prof. dr hab.Andrzej Paczkowski jest zanadto przesiąknięty komunistycznym stylem dyskusji, by móc być uważanym za bezstronnego naukowca."
korwin-mikke.blog.onet.pl/P-prof-Andrzej-Paczkowski-pisz,2,ID433178937,n
Link do zdjęcia wprowadzającego:
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.