Aktorka nie ukrywa, że jej celem jest popularyzacja podobnych postaw. Ujmowanie sobie ciała i to dosłowne, uzasadnia ona posiadaną mutacją w genie BRCA1, podobno znacznie zwiększającym ryzyko wystąpienia raka piersi i raka jajnika. Jolie najpierw usunęła piersi, a teraz jeszcze część narządów rozrodczych.
Nie wiadomo co będzie dalej i czy Angelina nie wynajdzie czegoś nowego do usunięcia, oczywiście prewencyjnego. Poza tym nie do końca znane są ewentualne skutki uboczne takich ingerencji w ciało. Może to spowodować, że Jolie zamiast cieszyć się zdrowiem będzie cierpiała ze względu na brak równowagi hormonalnej. Prawdopodobieństwo wystąpienia u niej raka nadal jest przecież wysokie, a wszystkich narządów raczej sobie nie usunie.
Co zadziwiające w mediach słychać specjalistów onkologów, którzy popierają amputacje biustu czy jajników. Przedstawiane jest to jako wyraz heroizmu i wzór do naśladowania dla mas. Aż ciarki chodzą, gdy człowiek wyobrazi sobie stada młodych kobiet usuwające sobie jajniki, tak na wszelki wypadek i przechodzące wczesną menopauzę po trzydziestce. Do czego jeszcze może doprowadzić nawoływanie do usuwania części swojego ciała?
Nie wiadomo czy w przypadku Angeliny Jolie nie mamy na przykład do czynienia z apotemnofilią. Jest to postać masochizmu polegająca na obsesyjnej chęci amputacji własnych części ciała. Jeśli świat usłyszy o kolejnym usuniętym narządzie Jolie można będzie nabrać pewności, że jest na to chora. Warto też zaznaczyć, że promowanie w świecie dziwacznej mody na usuwanie własnego układu rozrodczego to po prostu jedna z metod depopulacji.
Źródło: Zmiany na Ziemi