Poważna załoga dobiera się do naszych portfeli.
16/02/2012
556 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Lubimy nazywać Tuska kłamcą, a przecież, gdy w 2007 roku mówił, że poważna załoga dobiera się do naszych portfeli, był szczery aż do bólu.
Ekonomiści i instytucje badawcze przedstawiają różne diagnozy kondycji finansowej naszego państwa i polskiego społeczeństwa. Ja mam swój własny niezawodny przyrząd pomiarowy, a jest nim mój portfel.
Moje zawodowe usługi zaspokajają drugo lub trzeciorzędne potrzeby ludzkie, dlatego ludzie przeznaczają na nie swoje nadwyżki finansowe i dlatego ja pierwszy odczuwam, gdy im tych nadwyżek zaczyna brakować. Zresztą dotyczy to nie tylko indywidualnych ludzi, ale także średnich i dużych firm. Mój czuły miernik już od września ubiegłego roku pokazywał problemy, chociaż optymizm i poczucie bezpieczeństwa finansowego polaków były wtedy jeszcze dość wysokie, co potwierdzili w wyborach parlamentarnych. Jednak od początku bieżącego roku mój miernik rejestruje gwałtowny zjazd w dół i nie ma w tym nic dziwnego, bo po wygranych wyborach Tusk i jego ekipa na poważnie zabrali się za dojenie poddanych, czego skutki chyba wszyscy już zaczynamy odczuwać. Niestety, wszystko wskazuje na to, że będziemy to odczuwać coraz bardziej.
Kryzys finansowy zmusza rząd do podejmowania jakichś działań zaradczych, ale jak pokazuje doświadczenie ostatnich czterech lat, nie będą to żadne reformy mające celu naprawę państwa, lecz będą się one sprowadzać do coraz intensywniejszego dojenia poddanych, a to przez podnoszenie podatków, a to znowu przez różnego typu „reformy” lub „programy oszczędnościowe” typu podnoszenie wieku emerytalnego, ograniczenie refundacji leków, likwidację szkół i infrastruktury państwowej na obszarach peryferyjnych. Jak więc widać, Tusk z Rostowskim także na nas, poddanych chcą oszczędzać. Niczego więcej po tym rządzie nie możemy się też spodziewać w przyszłości i to bez względu na okoliczności, bowiem wszelkie realne reformy drastycznie naruszałyby interesy rodzimych kast uprzywilejowanych, wielkich międzynarodowych koncernów i metropolii kolonialnych, którym nasz reżim podlega, czyli Berlina, Moskwy, Brukseli itd. Polityka rządu, mimo niezwykle zawiłych objaśnień ministra Rostowskiego, jest prosta i przejrzysta. Tusk nie ma innego wyjścia – musi nas doić. Lubimy nazywać Tuska kłamcą, a przecież, gdy w 2007 roku mówił, że poważna załoga dobiera się do naszych portfeli, był szczery aż do bólu.
Oczywiście, taka polityka będzie miała swoje konsekwencje (już zaczyna je mieć). Ludzie będą mieli coraz mniej pieniędzy i będzie malał popyt wewnętrzny. Jeśli będzie malał popyt wewnętrzny, to będą spadały dochody rodzimych przedsiębiorstw (także nomenklaturowych, powiązanych z władzą), będzie rosło bezrobocie i będą malały wpływy budżetowe z podatków pośrednich. To z kolei będzie zmuszało rząd do szukania kolejnych oszczędności naszym kosztem i dalszego podnoszenia podatków. Podnoszenie podatków będzie skutkować dalszym kurczeniem się popytu wewnętrznego, dalszym zadłużaniem się gospodarstw domowych i … chyba już sami wiecie, co dalej. Tusk uruchomił samonakręcającą się spiralę, której nikt, bez radykalnej zmiany systemu państwa, nie będzie w stanie zatrzymać. Nie będzie zdolny też tego uczynić żaden ewentualny układ rządzący, który może z siebie wyłonić Partia Okrągłego Stołu, bo każdy będzie miał takie same uwarunkowania i uzależnienia co rząd Tuska i każdy będzie zmuszony prowadzić taką samą politykę. Tej spirali nie powstrzymają też kredyty, którymi niedawno tak bardzo chwalił się Rostowski. Nie będą napędzać gospodarki, bo trzeba będzie z nich pokrywać koszty obsługi zadłużenia, koszty wchodzenia do strefy euro (mimo całej absurdalności tego pomysłu, Tusk uparcie do tego dąży), zaspokajać łapczywość na państwową kasę powiązanego z reżimem, nomenklaturowego biznesu (ta łapczywość będzie rosła wraz z kurczeniem się popytu wewnętrznego). Do tego wszystkiego trzeba jeszcze doliczyć niezwykle kosztowne roszczenia metropolii kolonialnych, względem naszego nieszczęsnego państwa : tzw. kwoty cieplarniane i inne koszta „walki z globalnym ociepleniem”, pomoc finansową dla państw strefy euro, czy wielce prawdopodobny haracz dla „przedsiębiorstwa Holokaust”.
I co ty na to, mój wrażliwy mierniku? Skwapliwie mi potakuje.