Bez kategorii
Like

Potencjał obronny Iranu – czy jest w stanie odstraszyć mocarstwa?

19/06/2012
1042 Wyświetlenia
0 Komentarze
28 minut czytania
no-cover

Czy wybuch III Wojny Światowej jest rzeczywiście w tym roku nieprawdopodobny?! A co będzie jeśli Izrael nie doceni Iranu i ten w razie agresji ze strony pejsatych „Amerykanów” bynajmniej nie ograniczy się do działań odwetowych na Bliskim Wschodzie?!

0


 

Na ten temat aż huczy od plotek – czy jest się czego bać?

Ewentualny atak na Iran miałby katastrofalne skutki ekonomiczne dla całego świata, głównie ze względu na zatrzymanie eksportu ropy naftowej z regionu Zatoki Perskiej przez Cieśninę Ormuz. Czy jednak faktycznie Iran dysponuje aż tak dużym potencjałem obronnym, że jest w stanie odstraszyć nawet największe mocarstwa?

Tradycyjnie już, jak co roku, cały Bliski Wschód huczy od kilku miesięcy od plotek na temat możliwego – ponoć nawet jeszcze w tym roku – ataku na Iran i jego instalacje nuklearne. Dzieje się tak zawsze, gdy zaostrzeniu ulega tzw. kwestia irańska – czyli problem prowadzenia przez Teheran niezbyt przejrzystego programu nuklearnego. Od momentu ujawnienia w 2004 r. tego faktu, co jakiś czas słychać więc o możliwym rozwiązaniu kryzysu przy użyciu środków innych niż dyplomatyczne czy ekonomiczne. Jak dotychczas, zawsze jednak kończyło się tylko na pogłoskach.

Wielu ekspertów przekonuje, że ewentualny atak na Iran miałby katastrofalne skutki ekonomiczne dla całego świata, głównie ze względu na przynajmniej chwilowe zatrzymanie eksportu ropy naftowej z regionu Zatoki Perskiej. Międzynarodowa opinia publiczna, zwłaszcza na Zachodzie, powoli nabiera przekonania, że Islamska Republika Iranu musi być nie lada potęgą militarną, skoro byłaby w stanie wpłynąć swymi działaniami na zablokowanie handlu ropą. Czy jednak faktycznie Iran dysponuje aż tak dużym potencjałem obronnym, że jest w stanie odstraszyć nawet największe mocarstwa?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, warto rzucić okiem na irańskie siły zbrojne. Przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe, biorąc pod uwagę fakt, że Islamska Republika skrupulatnie skrywa swe sekrety militarne i wszystko co na ten temat wiadomo, należy traktować z dużą rezerwą. Z tego, co wiemy o irańskim potencjale wojskowym, faktycznie wyłania się obraz pozornie silnego militarnie kraju, zdolnego nie tylko odstraszyć możliwych agresorów, ale i samemu stać się potencjalnym zagrożeniem dla sąsiadów.

Na papierze, siły zbrojne Iranu wyglądają doprawdy imponująco. Liczące w sumie ok. 500-700 tys. ludzi armia regularna, Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdarzy) i formacje paramilitarne (zwłaszcza milicja Basidż), mają nominalnie na swym wyposażeniu ok. 1600 czołgów, prawie 1500 transporterów, 320 samolotów bojowych i ponad 500 śmigłowców. Sęk w tym, że spośród tej masy sprzętu tylko część spełnia wymogi współczesnego pola walki, a poza tym znaczny jego odsetek jest niezdolny do użytkowania ze względu na swój wiek, brak części zamiennych i odpowiedniego serwisowania. I tak, zaledwie ok. 500 czołgów to względnie nowe maszyny typu T-72 lub Zulfikar (rodzima produkcja irańska, oparta o rozwiązania konstrukcji T-90). Reszta czołgów w zasadzie powinna pójść na złom, jak np. zakupione w 1973 r. jeszcze przez Szacha brytyjskie wozy typu Chieftain MK-3, których ok. setki wciąż znajduje się na stanie irańskich sił pancernych, czy też ok. 150 sztuk maszyn M48/M47, pozyskanych przez Iran w roku… 1958 (!).

Podobnie sprawy się mają także w innych kategoriach uzbrojenia, szczególnie w siłach powietrznych. Pozornie, liczba 320 samolotów bojowych (myśliwców i myśliwsko-bombowych) robi wrażenie. Ale gdy przyjrzeć się bliżej temu arsenałowi, to okaże się, że sprawnych (zdolnych do służby) jest zaledwie ok. 200 samolotów. A spośród nich tylko ok. 60 maszyn to względnie nowe konstrukcje, głównie rosyjskie (Mig-29, Su-24, Su-25) i francuskie (Mirage F1-E). Reszta to leciwe samoloty, technologicznie tkwiące w latach 60.-70. ub. wieku (jak choćby F-4, F-5A, F-7 czy F-14 Tomcat).

Spośród 500 śmigłowców, tylko ok. 350 jest zdolnych do służby, a pośród nich znajdują się ponad 40-letnie egzemplarze takich typów, jak AH-1J Cobra czy CH-47C Chinook. Nic dziwnego, że Irańczycy do perfekcji opanowali więc mechanizm "kanibalizacji" swych przestarzałych samolotów, zużywając podzespoły z najbardziej zepsutych maszyn do utrzymywania przy życiu pozostałych…

Widać więc, że kondycja irańskich sił zbrojnych pozostawia wiele do życzenia. Zwłaszcza na tle innych państw regionu, które – jak arabskie monarchie Zatoki Perskiej – dysponują najnowocześniejszym sprzętem i uzbrojeniem, wydając nań co roku grube miliardy dolarów i niwelując w dużym stopniu przewagę ilościową arsenałów irańskich. Niemniej jednak wydaje się, że w przypadku ewentualnego ataku ze strony USA czy Izraela, Irańczycy byliby w stanie poważnie utrudnić zadanie potencjalnym agresorom. Zwłaszcza, że na przestrzeni ostatnich kilku lat zdołali zakupić (głównie w Rosji) kilka nowoczesnych systemów obrony przeciwlotniczej, jak np. baterie OPL typu Tor M1, niezastąpione w punktowej obronie szczególnie ważnych strategicznie celów.

Przy całej relatywnej słabości swych sił Teheran dysponuje też szeregiem innych strategicznych atutów, które sprawiają, że każda decyzja o zaatakowaniu irańskich instalacji nuklearnych musi być dobrze przemyślana. Pierwszym, najpoważniejszym atutem Iranu jest samo jego położenie, w tym zwłaszcza faktyczna kontrola nad strategicznym szlakiem wodnym, przebiegającym przez Cieśninę Ormuz. Cieśnina ta jest jedynym morskim "oknem na świat" dla państw położonych nad Zatoką Perską i jednocześnie praktycznie wyłączną trasą dla ekspedycji z tego regonu ropy naftowej i LNG. Jej zablokowanie przez Irańczyków w przypadku ewentualnego konfliktu jest tymczasem niezwykle proste – wystarczyłoby rozstawić pola minowe lub zatopić (np. przy użyciu rakiet ziemia-morze, których wyrzutnie są gęsto rozmieszczone na irańskim wybrzeżu) kilka statków handlowych. Perspektywa taka wcale nie jest przy tym hipotetyczna – już raz, w latach 1987-1988, podczas tzw. wojny tankowców, Irańczycy zdołali mocno ograniczyć transport morski przez Ormuz.

W swej rozgrywce z Zachodem Teheran dysponuje jednakże jeszcze jednym, poważnym strategicznym atutem – pokaźnym arsenałem rakietowym. Różnorodność typów i rodzajów rakiet balistycznych, znajdujących się na wyposażeniu irańskich sił zbrojnych, nie ma sobie równych w regionie. Nawet zakładając, że część z nich to prototypy lub wręcz fantomy, wymyślone na użytek propagandy ajatollahów, to i tak faktem jest, że Iran dysponuje pociskami balistycznymi zdolnymi osiągnąć dowolny cel w promieniu ok. 2 tys. kilometrów od granic kraju. Rakiety te (Shahab 3-B) są wyposażone w głowice mogące przenosić broń masowego rażenia, w tym być może także jądrową, co sugerował ostatni krytyczny wobec Iranu raport MAEA. W zasięgu potencjalnego rażenia irańskich rakiet znajdują się więc nie tylko cały Izrael czy stolice większości państw arabskich regionu – rywali Teheranu, ale także kluczowe dla ich gospodarek instalacje wydobycia, przetwórstwa i transportu ropy naftowej i gazu ziemnego. No i, co równie ważne, amerykańskie instalacje militarne w Zatoce Perskiej i na Półwyspie Arabskim (w Kuwejcie, Bahrajnie, Omanie). Warto też pamiętać, że dzięki rozbudowanej sieci swych regionalnych sojuszników (Syria, Hezbollah w Libanie, Hamas w Strefie Gazy) Iran – w razie konfliktu – zyskałby dodatkowe militarne środki nacisku np. na Izrael. Dość wspomnieć, że sam Hezbollah ma dziś w arsenale ok. 40 tys. rakiet krótkiego zasięgu…

Jak widać, Iran nie jest więc bezbronny wobec perspektywy podjęcia przez USA i/lub Izrael próby siłowego rozwiązania "kwestii irańskiej". Jego potencjał militarny, choć w większości przestarzały i nie odpowiadający wymogom współczesnego pola walki, dzięki dogodnemu położeniu geograficznemu kraju i geopolitycznej sytuacji w regionie może okazać się w zupełności wystarczający dla zniechęcenia potencjalnego agresora. W gruncie rzeczy, irański potencjał spełnia więc tym samym swą podstawową rolę.

http://konflikty.wp.pl/kat,107158,title,Na-ten-temat-az-huczy-od-plotek-czy-jest-sie-czego-bac,wid,14108543,wiadomosc.html

 

Tak było jeszcze w grudniu zeszłego roku, a jak jest dzisiaj?!

Bliski Wschód zbroi się na potęgę

"Śmiercionośne zabawki" stały się priorytetem wszystkich państw Bliskiego Wschodu. Kraje te uzbrajają się, dozbrajają albo modernizują sprzęt, który już mają. I przeznaczają na to coraz większe sumy. Choć region jest ropą płynący, a jego państwom nie brak źródeł energii, wybuchł wśród nich również atomowy boom. Może to oznaczać tylko jedno – w odpowiedzi na program atomowy Iranu, skrycie dążą do pozyskania własnej broni jądrowej.

W tle narastającego na Bliskim Wschodzie napięcia (kreowanego m.in. przez sytuację wokół Syrii, niepewność co do ostatecznych geopolitycznych efektów Arabskiej Wiosny oraz wciąż nierozwiązany problem irańskiego programu nuklearnego) w najlepsze trwają właśnie największe w historii tego regionu zbrojenia. Uzbrajają się, dozbrajają lub chociaż intensywnie modernizują już posiadany sprzęt wojskowy dosłownie wszyscy, od najbogatszych monarchii arabskich znad Zatoki Perskiej aż po regionalnych "biedaków", jak Jemen czy Sudan. Ale zbroją się nie tylko Arabowie – rekordowe wydatki na broń przeznaczają także Iran, Turcja i Izrael.

Można odnieść wrażenie, że bez zamówień z Bliskiego Wschodu światowy przemysł zbrojeniowy chyba już dawno zbankrutowałby z kretesem. Beneficjentami tego bliskowschodniego popytu na "śmiercionośne zabawki" są głównie firmy amerykańskie, choć bajeczne sumy zbijają na zamówieniach z tego regionu również konsorcja europejskie oraz państwowe przedsiębiorstwa zbrojeniowe z Rosji i Chin.

Nie wiadomo jedynie, czy to szaleństwo zakupowe jest jeszcze działaniem zgodnym ze starożytną maksymą si vis pacem, para bellum ("chcesz pokoju, szykuj się do wojny"), czy może też świadczy już o czymś więcej, np. o przygotowaniach do nieuchronnego w ocenie państw regionu konfliktu?

Zbrojenia w Zatoce Perskiej

Choć trudno w to uwierzyć, ale na Bliskim Wschodzie, gdzie tempo zbrojeń jest od lat niezmiennie wysokie, istnieje obszar, który bije w tym zakresie na głowę resztę krajów. To rejon Zatoki Perskiej, gdzie dynamika wzrostu wydatków na zbrojenia wzrasta co roku (w ujęciu procentowym) o dwucyfrowe wartości. Liczby, opisujące proces zbrojeń w zatoce, mogą przyprawiać o zawrót głowy, warto więc przytoczyć kilka przykładów, pokazujących skalę zjawiska.

Bez wątpienia prym w zakupach broni wiodą tu Saudyjczycy. Rijad planuje m.in. kosztem ok. 60 mld USD w ciągu najbliższych 10 lat unowocześnić swą flotę 70 myśliwców F-15SA (wzmacniając ją przy okazji o dodatkowe kilkadziesiąt nowych maszyn), a także kupić 70 sztuk śmigłowców szturmowych AH-64D Apache, podobną ilość maszyn typu UH-60M Black Hawk oraz co najmniej 36 typu AH-6i Little Bird. Jakby tego było mało, zakrojone na szeroką skalę programy modernizacyjne planuje wdrożyć również saudyjska królewska marynarka wojenna (RSNF). Ich zakładany koszt to – bagatela – 30 mld USD.

W ślady Arabii Saudyjskiej idą inne arabskie państwa znad Zatoki Perskiej. Zjednoczone Emiraty Arabskie już podpisały z Boeingiem wielomiliardowy kontrakt na zakup 60 sztuk śmigłowców typu AH-64D. W regionie mówi się także, że ZEA są bardzo bliskie podjęcia decyzji o wymianie swych wysłużonych samolotów myśliwskich Mirage 2000 na nowszą konstrukcję (najpewniej amerykańską), co kosztowałoby jakieś 10 mld USD. Nad zakupem amerykańskich samolotów bojowych debatuje też Oman, z kolei Kuwejt i Katar rozważają pozyskanie konstrukcji europejskich (zapewne francuskich maszyn typu Rafale).

Generalnie, państwa Rady Współpracy Zatoki Perskiej (GCC) przeznaczają rocznie na zakupy uzbrojenia między 10 a 20 proc. ich wydatków budżetowych. W ub. roku oznaczało to ok. 75 mld USD wydanych przez sześć krajów rady na kupno nowoczesnej broni. Według ostrożnych szacunków, w roku 2015 państwa GCC mogą wydać na zbrojenia nawet powyżej 80 mld USD.

Z kolei Teheran, według oficjalnych (a więc najpewniej mocno zaniżonych) danych przeznacza rokrocznie ok. 9-9,5 mld USD na zakup nowego uzbrojenia i modernizację starego. Plasuje to Iran w pierwszej piątce państw regionu pod względem wysokości corocznych wydatków na obronność. W odróżnieniu od swych arabskich rywali, Irańczycy koncentrują się jednak głównie na rozwoju swego arsenału rakietowego (zwłaszcza dalekosiężnych pocisków balistycznych) oraz modernizacji już posiadanego uzbrojenia.

Walka o prym w regionie

Co napędza nad Zatoką Perską ten szaleńczy pęd do miliardowych wydatków na uzbrojenie? Wszystko wskazuje, że zasadniczą przyczyną takiego stanu rzeczy jest gwałtownie zaostrzająca się strategiczna rywalizacja między głównymi pretendentami do statusu regionalnego mocarstwa – Arabią Saudyjską a Iranem. Kraje te na wszelkie możliwe sposoby zwalczają się – póki co, na szczęście, nie bezpośrednio – na wielu różnych frontach.

Elementem tej, utrzymującej się już trzy dekady, rywalizacji i wrogości są właśnie intensywne zbrojenia po obu stronach Zatoki Perskiej. Do niedawna utrzymywały się one na względnie stabilnym poziomie, nie wykraczając znacząco ponad ogólnoregionalną średnią. Jednak amerykańska interwencja w Iraku w 2003 roku i późniejsze fatalne zarządzanie przez Waszyngton sytuacją w tym kraju – w efekcie otwierające proirańskim szyitom drogę do pełni władzy w Bagdadzie – sprawiły, że względna równowaga sił nad Zatoką zaczęła się kruszyć w szybkim tempie.

Dla Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników z GCC – upatrujących w szyickim Iranie głównego źródła regionalnych zagrożeń – taki obrót wydarzeń oznaczał konieczność radykalnego zwiększenia wysiłków na rzecz wzmocnienia własnych potencjałów militarnych. Stąd miliardowe inwestycje państw GCC w lotnictwo, flotylle śmigłowców uderzeniowych czy siły i środki marynarek wojennych.

W przypadku irańsko-saudyjskiego (bo tak należy go w istocie klasyfikować) wyścigu zbrojeń mamy jednak do czynienia z nierównowagą potencjałów militarnych obu adwersarzy, wynikającą z ich "niekompatybilności". Irańczycy, choć nominalnie dysponują największymi (obok Turków) siłami zbrojnymi w regionie, nie posiadają odpowiedniej ilości nowoczesnego uzbrojenia w żadnej z najważniejszych kategorii (czołgi, lotnictwo, marynarka wojenna).

Mając świadomość tej słabości, Teheran od lat stawia na de facto asymetryczne środki walki, takie jak np. szybkie i trudne do wykrycia łodzie motorowe zdolne do niekonwencjonalnych działań morskich (łącznie z elementami operacji terrorystycznych). Przykładem sposobu myślenia Irańczyków jest także nacisk, jaki kładą na rozwój sił i środków o charakterze strategicznym, jak arsenał rakiet balistycznych.

Nierówny wyścig

Tym samym wyścig zbrojeń nad Zatoką Perską staje się coraz bardziej nierówny – obie strony uzbrajają się intensywnie, każda jednak czyni to niejako w oderwaniu od realiów i działań rywala. Saudowie i ich regionalni sojusznicy inwestują miliardy dolarów w nowoczesne okręty, które jednak w ostatecznym efekcie okażą się mało skuteczne wobec irańskiej flotylli trudno wykrywalnych łodzi, liczonych w setkach sztuk, zdolnych do zablokowania ruchu w cieśninie Ormuz i stanowiących poważne zagrożenie nawet dla dużych okrętów. Również arabska przewaga w zakresie sił powietrznych (tak co do ilości samolotów, jak i ich jakości) nie zda się na wiele, jeżeli większość baz lotniczych w regionie Zatoki Perskiej zostanie już w pierwszych minutach wojny zrównana z ziemią przez zmasowane uderzenia irańskich rakiet balistycznych.

Z kolei Irańczycy wydają wciąż góry pieniędzy na podtrzymywanie kilkusettysięcznych sił zbrojnych, tak jakby krajowi zagrażała konwencjonalna, w starym stylu, inwazja lądowa przeciwnika. Nie doceniają też znaczenia budowy i rozwoju zintegrowanego systemu obrony powietrznej kraju. Zamiast jednolitego systemu OPL, pokrywającego większość kraju siecią nowoczesnych stacji radarowych i wczesnego wykrywania, tworzą oderwane od siebie obszary obrony, punktowo rozmieszczone wokół najważniejszych dla państwa miejsc. Teheran zbyt chyba liczy na to, że jego przewaga w zakresie rakiet balistycznych umożliwi mu w razie ewentualnej wojny szybkie ograniczenie czynnika arabskiej dominacji w powietrzu.

Faktem pozostaje jednak, że zarówno Saudyjczycy, jak i pozostałe arabskie kraje znad zatoki, powiększając swoje siły powietrzne, nie inwestują przy okazji w rozbudowę sieci baz lotniczych czy też np. w zakup samolotów-cystern, jako strategicznego wsparcia sił powietrznych. Być może liczą w tym zakresie na realne wsparcie ze strony USA, ale Amerykanie nie dysponują w tej części świata strategicznym zapleczem, pozwalającym im zachować swobodę działań militarnych w każdych warunkach. Wszak nawet lotniskowce i okręty ich eskorty muszą od czasu do czasu zawijać do portu dla uzupełniania zapasów.

Rakiety i program atomowy

Intensywny rozwój programów rakietowych i rozbudowa arsenału balistycznego są elementami rzeczywiście wyróżniającymi Iran w skali całego Bliskiego Wschodu. Teheran konsekwentnie od ponad dwóch dekad zwiększa w tym zakresie swą przewagę nad pozostałymi krajami regionu. Obecnie praktycznie cały obszar Bliskiego Wschodu znajduje się już w zasięgu irańskich rakiet balistycznych. To sprawia, że krajom Zatoki Perskiej – w razie potencjalnego konfliktu z Iranem – zabrakłoby strategicznej głębi, niezbędnej do skutecznego prowadzenia wojny.

Sytuacja w tym zakresie może okazać się dla Arabów jeszcze gorsza, jeśli okazałoby się, że Iran dysponuje bronią jądrową. A jak na razie wszystko wskazuje właśnie na to, że Teheran bardzo intensywnie działa na rzecz pozyskania tego typu uzbrojenia. Irański program nuklearny (do jego ujawnienia w 2004 roku przez ponad 20 lat prowadzony w całkowitej tajemnicy przed światem) ma wciąż tak nieprzejrzysty charakter. Zaś działania Irańczyków są tak dwuznaczne, że trudno obronić dziś tezę o jego innym charakterze niż militarny. To właśnie w ten sposób kwestia ta jest postrzegana i interpretowana przez zdecydowaną większość państw regionu. Kraje te obawiają się, że dążenie Iranu do posiadania broni jądrowej – współgrające doskonale z rozwojem jego programów rakietowych (jako środków przenoszenia dla broni "A") – jest w istocie elementem strategii Teheranu obliczonej na uzyskanie dominującej pozycji geopolitycznej w regionie.

Efekty takiego sposobu myślenia już są widoczne – od kilku lat mnożą się na Bliskim Wschodzie doniesienia o coraz większym zainteresowaniu wielu tamtejszych krajów energetyką nuklearną. Konkretne działania w tym kierunku podjęły już zresztą Arabia Saudyjska, Turcja, Egipt i Jordania, a wiele innych zapewne już niedługo pójdzie w ich ślady. Nie miejmy tu jednak żadnych złudzeń – czy nie jest dziwne, że państwa "siedzące" na największych światowych złożach węglowodorów chcą nagle gromadnie przerzucić się na czyste źródła energii? Niestety, w rzeczywistości – jak należy się obawiać – prawdziwą intencją tego "atomowego boomu" na Bliskim Wschodzie jest skryte dążenie do pozyskania broni jądrowej, jako odpowiedzi na analogiczne zamiary Iranu.

Po prostu kraje takie Arabia Saudyjska czy Turcja nie chcą nagle znaleźć się – być może już niedługo – w dramatycznie niedogodnej dla siebie sytuacji strategicznej, w której atomowy Iran stanie się geopolitycznym hegemonem regionu, narzucającym innym swą politykę. A jeśli do tego równania dołożymy czynnik arsenałów nuklearnych Izraela, które od dawna są już jedynie tajemnicą poliszynela, to mamy gotowy przepis na wyścig zbrojeń strategicznych na Bliskim Wschodzie. Zbrojeń chaotycznych, pozbawionych logiki i relatywnej przewidywalności analogicznego zimnowojennego wyścigu między USA a ZSRR. Zbrojeń, przy których obecna skala bliskowschodnich zakupów uzbrojenia wyda się jedynie dziecinną zabawą.

http://konflikty.wp.pl/kat,1020383,title,Bliski-Wschod-zbroi-sie-na-potege,wid,14577477,wiadomosc.html

0

RAJan

"Prawy Wolnosciowiec (czyt. paleolibertarianin, minarchista, etc.). RAJ - antysystemowa formacja przeciwników fiskalizmu i biurokracji, dazaca do pelnej autonomii jednostki od terroru panstwowego (FRI - "Wolnosc, Prawosc, Niepodleglosc")."

60 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758