Na marginesie pewnej debaty
Były sobie dwa Janusze,
Jeden z chójem, drugi w muszce.
Jeden lekko się zacina,
Drugi wieprza przypomina.
Jeden wszystkich zlewa z góry,
A drugiemu brak kultury.
Jeden Janusz bimber pędził,
Drugi gasił, gdy ktoś ględził.
Jeden Janusz grywa w brydża,
Drugi mdli, kiedy go widać.
Jeden na socjalizm zieje,
Drugi przyznał, że jest gejem.
Jeden daje mat po macie,
Drugi jest po coming oucie.
Jeden z konserwy obozu,
A drugi wydawał Ozon.
Jeden z godnością się nosił,
Drugi strzelał i patroszył.
Jeden Urbana małpował,
Drugi u niego drukował.
Tak bardzo Moskwę kochali,
Że na ringu się spotkali.
Teraz nikt nie ma pewności,
Czy się zeszli z przeciwności.
Były sobie dwa Janusze…
Głosować na nich nie muszę.