Bohaterowie mają to do siebie, że wykonują rozkazy. Bo tak im podpowiada honor. Nawet, jak są to rozkazy idiotów.
Dziś sto pięćdziesiąta rocznica wybuchu Powstania Styczniowego. To doskonała okazja patriotycznych manifestacji. Dlaczego lepsza od sto czterdziestej dziewiątej? Bo lubimy „okrągłe” rocznice. A dlaczego „lubimy”? I dlaczego „150” wydaje nam, się „okrągłe”? Bo nasz umysł jest tak skonstruowany. Jak dowodzi Daniel Kahneman w wydanych wreszcie po polsku „Pułapkach myślenia”, czy Leonard Mlodinow w „Matematyce niepewności”, poddajemy się emocjom i złudzeniem, niż kierujemy rozsądkiem.
W listopadzie minionego roku przypadała 182 rocznica wybuchu Powstania Listopadowego – a tak de iure to wojny polsko-rosyjskiej. Wojny, w której – zdaniem niektórych historyków wojskowości – mieliśmy nawet szansę wygrać. A przynajmniej zająć Moskwę! Ale co to za rocznica sto osiemdziesiąta druga? Zresztą dziewięćdziesiątej piątej rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego z 1918 roku miesiąc temu też specjalnie nie świętowaliśmy. Bo cóż to za powstanie, skoro wygraliśmy?
„Lepiej umrzeć stojąc niż żyć na kolanach” – przekonywał nas wieszcz. Ale jeszcze lepiej jest żyć stojąc. Na pytanie: „bić się, czy nie bić” moja odpowiedź brzmi: oczywiście, że się bić, ale k…. z głową!
Cześć i chwała styczniowym bohaterom! To im się z pewnością należy. Ciekaw jednak jestem, czy w przyszłym roku będziemy uroczyście świętowali sto pięćdziesiątą rocznicę upadku Powstania, bo świętowanie w tym roku rocznicy sto czterdziestej dziewiątej wydaje się bez sensu. A powinniśmy. Bo to jedyne w naszych dziejach powstanie, o którym od początku było wiadomo, że musi skończyć się klęską. Powstańcy Warszawscy w 1944 roku mogli ulegać złudzeniom. Ale Powstańcy Styczniowi nie mieli ku temu najmniejszych podstaw. Nastroje patriotyczne były jedynie pośrednią przyczyną jego wybuchu. Przyczyną bezpośrednią była polityka – gry i gierki różnych stronnictw polskich i rosyjskich i wzajemne prowokacje. Jego wybuch był wątpliwym sukcesem stronnictwa Czerwonych – czyli ówczesnej „lewicy”. Parli oni do powstania, bo chcieli zdobyć władzę w imię realizacji swoich „jedynie słusznych” celów. Dziś wybuch Powstania jest świętowany przez tak zwaną „prawicę”. Czy Aleksander Wielopolski, który starał się zapobiec nieuchronnej klęsce, naprawdę był „zdrajcą narodowej sprawy”? A Romuald Traugutt – który przez kilka pierwszych miesięcy do Powstania w ogóle nie przystąpił? Może warto poczytać co pisał w listach do Księcia Czartoryskiego o głównych zwolennikach Powstania. Generalnie, że idioci. Na przykład o Ludwiku Mierosławskim, że to „szarlatan polityczny i wojskowy, próżny, tchórz, gotów na wszystko, ale wystawiając drugich a chroniąc siebie”. (więcej smaczków w Polityce: www.polityka.pl/historia/1534001,1,romuald-traugutt—bohater-z-przypadku.read) Niestety, Rada Miejska w Białymstoku nie dawno części ulicy Traugutta nadała imię Mierosławskiego. U nas tak już jest: bohaterowie u broni, idioci u władzy. A bohaterowie mają to do siebie, że wykonują rozkazy. Bo tak im podpowiada honor. Nawet, jak są to rozkazy idiotów. Więc śpiewali Powstańcy pieśń Wincentego Pola: .
Obok Orła znak Pogoni,
Poszli nasi w bój bez broni (…)
Hu! Ha! (…)
Niechaj Polska zna,
Jakich synów ma!
Matko-Polsko, żyj!
Jezus, Maria! Bij!
Naszym braciom dopomagaj,
Nieprzyjaciół naszych zmagaj (…)
Niektórym się bowiem wydaje, że Matka Boska to z Synem po polsku rozmawia.
Podobno dzięki Powstaniu Styczniowemu mogliśmy odzyskać niepodległość w roku 1918! Naprawdę? Pamięć o Powstańcach Listopadowych by nie wystarczyła do podtrzymania patriotycznych nastrojów? Pamiętajmy więc o Powstaniu i jego bohaterach i czcijmy ich pamięć. Ale nie konicznie o tych, którzy je wywołali. I nie dajmy się prowokować „czerwonym”.