Portugalski pracownik jednej z brytyjskich firm z dużą polską załogą rozważa podanie do sądu pracodawcy, który zobowiązał go do nauki polskiego pod groźbą utraty pracy. Mężczyzna faktycznie stracił już posadę, bo nie jest w stanie opanować polskiego.
Jak podały portugalskie media, 37-letni Paulo Franco, kontroler procesu pakowania bananów w jednej z firm w Coventry (Anglia), został wskazany przez kierownictwo jako pracownik do zwolnienia z powodu "braku znajomości języka polskiego".
Portugalczyk, biegle mówiący po angielsku, francusku i hiszpańsku, nie potrafił dostosować się do "polskich warunków" panujących w zakładzie. "Wszystkie spotkania z pracownikami odbywają się tam po polsku. Mój angielski kolega wgrał mi nawet do telefonu specjalną aplikację tłumaczeń polsko-angielskich. Na niewiele mi się jednak przydała" – powiedział Franco.
W zakładzie Fyfees w Coventry zdecydowaną większość 300-osobowej załogi stanowią Polacy. "Inni moi koledzy na podobnym stanowisku co moje mogą spać spokojnie. Wszyscy z nich, z wyjątkiem jednego Brytyjczyka, to Polacy. Mówią ze swoimi podwładnymi w ich ojczystym języku" – powiedział Franco.
Kontroler zmuszany przez kolegów do mówienia po polsku złożył pisemną skargę do dyrekcji firmy, lecz ta została odrzucona. W odpowiedzi otrzymał pismo, w którym zasugerowano mu odejście z pracy. Potugalczyk rozważa skierowanie pozwu do sądu przeciwko pracodawcy z powodu dyskryminacji.
(pap)