Bez kategorii
Like

Porażka, przynajmniej na początek

23/10/2011
406 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Pan i pani bez łódki (nie licząc psa)
Śladami Drozdy i Palikota
M.Jerome.C

0


Więc wylecieliśmy z Warszawy do Taby w Egipcie, punktualnie. Jednak już na Okęciu zacząłem zazdrościć Jerome’emu i jego dwóm kumplom, i nawet psu, ich łódki. Woda co prawda zalewała im głowy wtedy, gdy lało w Londynie i okolicach, czyli prawie zawsze, ale za to miejsca mieli, że ho, ho. Nawet pies zakwaterowany na końcu łódki mógł do woli wyciągnąć swoje łapska. W przeciwnieństwie do nas. Tak skompaktowanego wnętrza airbusa A-220 jeszcze w życiu nie widziałem. A widziałem, poroszę mi uwierzyć, naprawdę dużo samolotów. I wiele fabryk, w których je produkują. Łącznie z głównymi fabrykami Airbusa… Ale to, co udało się wykonawcom modelu, w który nas zapakowano (to najwłaściwsze słowo) w Warszawie, to prawdziwe mistrzostwo świata. Pewnie czarterująca go egipska linia lotnicza tak sobie zażyczyła, samolot musi przecież zarabiać. Tylko, na Boga, dlaczego moim kosztem i na dodatek kosztem mojej pani bez łódki. To był wyczyn z mojej strony, że udało mi się wcisnąć na swoje siedzenie. Nogi złożyłem przy tym bodajże we czworo (i nie jest to, słowo honoru, tandetny dowcip). Ciekawe, jak wcisnął się na siedzenie drOzda, który wzrostu jest chyba mojego (około 180 cm), ale brzuszek wyhodował sobie nieco, mówiąc eufemistycznie, większy, mimo, że stale gra w golfa…

 
A’ propos golfa. Jeszcze w Warszawie, wczesnym rankiem, zauważyłem, że jeden z internautów (dziękuję za zainteresowanie moją łódką), załośliwie zażartował, że niektórym polskim golfistom trochę słomy wyłazi z golfowych butów, i że golf to nie polska dyscyplina sportowa, i (w domyśle) że mógłbym, jako podróżniczego mentora, wybrać sobie nie Drozdę, lecz miłośnika jakiegoś innego, bardziej polskiego sportu. W pierwszej chwili, gdy składałem we czworo moje nogi, by zmieścić się w samolocie do Taby, nawet też zacząłem żałować… Ale, po głębszym zastanowieniu, obstaję przy swoim wyborze. No bo jaki to w końcu mamy sport narodowy? Nasz, polski? Nawet nie cymbergaj – widziałem, że grają w niego także w innych stronach. Została tylko klipa. Nieco starsi pewnie wiedzą, co to takiego. Waliło się większym kijem w leżący na ziemi mniejszy kij, zestrugany przy końcach jak ołówek. I ten kijek leciał daleko, i… Mniejsza o to. Innego typowo polskiego sportu sobie nie przypominam. Więc, panie Tadziu, niech pan dalej krzewi w Polsce golf, on jest fajniejszy niż klipa. Ale w przyszłości nie dam się namówić panu na Tabę, wybiorę choćby południe Turcji, gdzie pan teraz podobno wali kijem golfowym w golfową piłeczkę, i jeździ za nią wózkiem golfowym (bo na chodzenie po polu golfowym to pewnie już nie ma pan ochoty?).
 
Zaraz, zaraz, jakie mogą być typowo polskie dyscypliny sportowe… To co teraz napiszę, będzie wyglądać jak dowcip w kiepskim stylu. Ale, zapewniem, to wydarzyło się naprawdę. Odwiedziłem kiedyś Klewki, to wioska na Mazurach, w której ponoć, jak ogłosił Śp. Andrzej Lepper, lądowali talibowie. Odwiedziłem ją po to, aby znaleźć ślady lądowania talibów. Nie znalazłem ich. Ale jeden z mieszkańców Klewek, którego wziąłem na spytki, powiedział mi, że jak się nie odczepię od jego wioski, to przekona mnie do tego w sposób prawdziwie polski, za pomocą sztachety, którą mi pokazał w płocie. Gwoli formalności, ów klewkanin, to nie był żadnen z braci bliźniaków K., znanych dziennikarzy. Nie był to z całą pewnością ani Jacuś, ani Michałek, bo znam obu. Obaj, tak mówi się w dziennikarskim światku, wychowywali się właśnie w Klewkach.
 
Zwłaszcza Jacuś utkwił mi w pamięci wyjątkowo trwale. Opowiedzieć? Opowiem. Otóż los skrzyżował ze dwa lata temu nasze drogi w telewizyjnym gmachu przy Placu Powstańców, w Warszawie. Przez pewien czas dyrektorowałem ulokowanemu tam warszawskiemu regionalnemu ośrodkowi telewizyjnemu. Do tego ośrodka należały (i chyba nadal należą) częstotliwości, na których nadaje również TVP Info. Do niego należą też tzw. heble, którymi opłacani przez ośrodek warszawski technicy wpuszczają na wizję o odpowiednich porach TVP Info. Absurd to, bo WOT, pod względem oglądalności, ważności itd. to nawet nie młodszy braciszek Info. Ale ma w rękach władzę i to on decyduje o emisji programów o wiele bogatszego i ważniejszego brata. Wszystko jest w porządku, jeśli obie stacje nadają zgodnie z ustalonym programem. Jednak, gdy w kraju działo się coś nadzwyczajnego, biedniejszy braciszek bez zbędnego gadania rezygnował ze swojej potencjalnej władzy i wpuszczał na wizję tego ważniejszego, czyli TVP Info. Przebiegało to płynnie, gdy szefowie obu stacji potrafili się dogadywać. W owym czasie TVP Info kierował Janek Piński, mój kolega z tygodnika Wzrost (nie czytającym poprzedniego wpisu tłumaczę, że ze względu na decyzję pewnego sądu nie mogę wymieniać prawdziwej nazwy tego pisma). Gdy Info w trybie pilnym musiał o czymś poInformować, Janek dzwonił do mnie z wyprzedzeniem i prosił o wpuszczenie, w imię wyższych celów, na wizję. Oczywiście, kazałem wpuszczać. Ale, wiedząco o tym wcześniej, tak można było zmienić tryb pracy warszawskiego ośrodka regionalnego, żeby nie było strat finansowych. Potem jednak, pod koniec 2009 r., wiatr historii wymiótł z telewizji Janka P. Ja, choć uznawany byłem za człowieka jego tzw. ekipy, na razie zostałem w gmachu przy Placu Powstańców.
Na miejsce Janka tymczasowo naznaczono właśnie Jacusia K., uznawanego za gwardzistę innych braci bliźniaków – Kaczyńskich. Jakoś (przez przypadek?) zbiegło się to z początkiem tzw. afery hazardowej. Siedzę sobie w swoim gabinecie na ostatnim pietrze telewizyjnego gmaszyska i wpatruję się w ekran telewizora, na którym powinny się pokazać gwiazdy mojego warszawskiego ośrodka. Czekam, a ich nie ma. Za to całe TVP Info aż się trzęsie od afery hazardowej. Zabić, zabić, zabić, nie tylko Chlebowskiego ale i wzystkich liczących się platformersów, z Tuskiem włącznie. Tusk mi brat ani swat, ale z mojej stacji uciekają w tej chwili pieniądze, bo reklamy nie idą, bo świeżo wyprodukowane informacje zamiast na wizję, trafiają do archiwum… Krew mnie zalewa, ale przeczekuję, z nadzieją, że jak dziś zabiją Tuska, to jutro przestaną nam wchodzić w paradę. Albo, gdy jeszcze nie zabiją, to przynajmniej uprzedzą, żebyśmy niepotrzebnie nie wydawali forsy na produkcję i jakoś inaczej zaplanowali emisję reklam. Bo oni mają wszak ważną misję do spełnienia. Następnego dnia sytuacja się powtarza. Dział finansowy wylicza, ile kasy już straciliśmy przez nowe władze TVP Info i ile jeszcze stracimy. Więc zbiegam kilka pięter niżej i wpadam do gabinetu nowego zarządcy Info. W fotelu, jeszcze nie ostygłym od jego poprzedniego właściciela, czyli Janka P., rozsiadł się nowy właściciel, czyli Jacuś K. Obok siedzi jego prawa ręka, mój dobry znajomy z tygodnika Wzrost, Grzesiu P. – Co wy robicie – mówię im. – Jeśli musicie nas wypychać z wizji, to przynajmniej, zgodnie z regulaminem, uprzedźcie nas o tym. Bo tracimy przez was duże pieniądze. – Pieniądze? – dziwi się Grzesiu. – Dlaczego ty się martwisz pieniędzmi, twoje są? Nie były moje. Dlatego następnego dnia napisałem kartkę papieru do nowych władz TVP z prośbą o przyjęcie mojej dymisji. Co, pewno bez żalu, bo nie byłem przez nie namaszczony, przyjęto.
Potem wiatr historii znów się zmienił. Telewizja podziękowała Jacusiowi, który z marszu trafił do innego medium, gdzie nadal mógł realizować swoją misję. Nie za swoje, rzecz jasna, pieniądze. A jego prawa ręka, Grzesiu P.? Nie wiem co się z nim dzieje, podobno zaszył się gdzieś w gmaszysku na Placu Powstańców i czeka na kolejny wiatr historii…
 
Oj, gdzie my zawędrowaliśmy z pokładu przeładowanego, ciasnego, jakby był dla Pigmejów, airbusa A-320 lecącego z Warszawy do Taby… Wracajmy na pokład. Jakoś, z trudem, przetrwaliśmy ten lot i wylądowaliśmy, tak jak wcześniej Drozda i Palikot, w Tabie.
 
Rezydent biura Beta Moon (nazwa, przypomnę, trochę zmieniona, aby nie uprawiać tzw. krypciochy) obwieścił nam w autokarze, że powinniśmy się cieszyć, że nie jesteśmy w Afryce, lecz w Azji. Bo Taba, o czym mało kto wie, to już nie, jak prawie cały Egipt, Afryka, tylko bardziej cywilizowana Azja. I jeszcze powiedział, że w Tabie galon benzyny (czyli około 6 litrów), kosztuje tyle co dwie butelki wody. Taniocha taka, że żyć, nie umierać, i benzynę pić.
 
I to był, przynajmniej na dziś, koniec dobrych wieści. Najpierw okazało się, że egipscy miłośnicy bakszyszów są jeszcze bardziej asertywni, niż przed rewolucją. Stali się pewniejsi, dumniejsi, a to wszak musi kosztować. Oj, dużo… Potem okazało się, że w hotelu Milton (nazwa zmieniona, powód jak wyżej) kwadrans wejścia do sieci internetowej za pośrednictwem wifi kosztuje, bagatela, 5 dolarów (tyle więc, co 30 litrów taniej jak barszcz benzyny). W innych częściach Taby jest podobnie. Co czyni moją działalność blogerską prawie nieopłacalną… Jeszcze potem okazało się, że Milton zamieszkały jest, czego się obawialiśmy, prawie w całości przez ruskich. Owszem, w przeważającej części sympatycznych ludzi, ale… No właśnie, standard hotelu należącego do niezwykle szacownej sieci, jakby przystosował się do tej, jeszcze mało wymagającej nacji. Wyraziłem się jasno, bez uprzedzeń narodowościowych? Bo, broń Boże, nie było to moim zamiarem. Ale standard hotelu jest ruski, nie mylić z moskiewskim albo sanktpeterburskim.
 
Przy duchu utrzymuje mnie tylko myśl, że podobne warunki całkiem niedawno znosił jakże wymagający Drozda, a nawet Janusz Palikot… Potem i ten argument stracił na znaczeniu. Bo, jak się okazuje, są dwie Taby, niska i wysoka. Drozda bywa w wysokiej, podobno lepszej. Cóż, trzeba było się uczyć geografii… Ale pokój mamy, tak jak nam obiecano, w widokiem na morze i bez żadnego pola golfowego w tle. Dobre i to…
 
Nasza łódka (bez psa) płynie wolniej niż myślałem. Mam nadzieję, że mimo tylu przeszkód, popłyniemy jednak jeszcze kilka dni, i zdołam Państwu opowiedzieć sporo interesujących historii. Zwłaszcza tę, którą już obiecałem, o psie Hugo, który nie dożył tego, aby płynąć, jak u Jerome’ego, z nami łódką… I wiele innych prawdziwych historii z pogranicza trzech światów – dziennikarstwa, biznesu i polityki.
0

Pan bez

2 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758