Ponad połowa warszawskich radnych PO pracuje w instytucjach rządowych lub samorządowych – podaje „Rzeczpospolita”.
– Trudno zabronić komuś, kto zostanie radnym, pracować w swoim zawodzie, na przykład w szkole, ośrodku kultury, zarządzie nieruchomości czy jakiejś spółce – tłumaczy Małgorzata Kidawa-Błońska – szef PO w Warszawie.
Mimo zapowiedzi Donalda Tuska o wysokich standardach w jego partii w warszawskiej PO dzielenie posad kwitnie. Na 217 stołecznych radnych Platformy Obywatelskiej blisko 40 proc. pracuje w urzędach czy spółkach zależnych od polityków tej partii – ustaliła „Rz".
Tylko niewielka część działaczy PO była zatrudniona w tych miejscach, jeszcze zanim zostali radnymi. Większość po prostu skorzystała z politycznej możliwości łączenia funkcji w samorządzie i instytucjach podległych rządowi, marszałkowi czy wojewodzie.
A w Warszawie i na Mazowszu od kilku lat jest stabilnie – w mieście od 2006 r. rządzi PO, w regionie od trzech kadencji – PO z PSL. Więc zatrudnionych „swoich" przybywa.
– Czy wszyscy ci radni dostaliby posady w tych miejscach, gdyby nie byli z PO? Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz na takie pytanie odpowiada zawsze: – Nikogo nie zatrudniam z klucza partyjnego. Zawsze kryterium jest fachowość danej osoby.
Ponad połowa z 31-osobowego klubu PO w Radzie Warszawy zarabia lub dorabia na posadzie objętej w instytucji kontrolowanej przez PO. Choć każdy zapytany zaprzeczy, że to zarobek polityczny.
Więcej: http://www.rp.pl/artykul/738665,926577-Ludzie-Platformy-na-etatach.html