Bez kategorii
Like

Pomyłki sądowe i co dalej?

12/10/2012
637 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
no-cover

Co zmienić, aby mniej popełniać pomyłek sądowych?

0


 

 

 


Bezprecedensowy wyrok słynnego Sądu Okręgowego w Gdańsku – 46-letni gdynianin skazany na karę dożywotniego więzienia za rzekome a sensacyjne (niemal filmowe!) zabójstwo na zlecenie, został uniewinniony! W więzieniu stracił ponad 12 lat swojego życia. Zanim wystąpi o odszkodowanie za niesłuszne skazanie, chce na drodze sądowej udowodnić, że nie miał nic wspólnego z zarzucaną mu sprawą.

To było jedno z najgłośniejszych polskich kryminalnych wydarzeń schyłku minionego tysiąclecia. Grupa określana przez media „klubem płatnych zabójców” miała na swym koncie wiele ciężkich przestępstw, w tym dwa zabójstwa. O popełnienie jednego z nich oskarżono 33-letniego wówczas Czesława Kowalczyka, który rzekomo zastrzelił w grudniu 1998 instruktora jazdy konnej.

Jedną z przyczyn fatalnej w skutkach pomyłki sądowej były zeznania pewnej świadczyni. Mimo że podczas procesu wycofała swe zeznania i mimo że inny świadek wyznał, że Kowalczyk nie ma nic wspólnego ze zbrodnią oraz wyjawił pełne dane dwóch sprawców, zarówno organa ścigania, jak i sąd, przyjęły własną i – jak się okazuje – błędną wersję wydarzeń. Na podstawie fałszywych oskarżeń, Kowalczyk został skazany (po apelacji w 2008) na 25 lat więzienia (obniżono karę dożywocia).

Dopiero przed rokiem, na podstawie nowych zeznań, ujęto jednego z rzeczywistych sprawców, który przyznał się do popełnienia przypisywanej Kowalczykowi zbrodni.

Na co może liczyć Czesław Kowalczyk, którego uniewinniono i który wyszedł po 147 miesiącach z aresztu? W opinii prawników może liczyć na rekordowe odszkodowanie i zadośćuczynienie – nawet kilka milionów złotych. Krótko a dosadnie wyrok określili znani polscy prawnicy: prof. Piotr Kruszyński – „To paranoja!”, zaś . prof. Marian Filar – „Po cholerę kogoś trzymać 12 lat w areszcie?”.

Koszmar zaczął się pod koniec 1998 – po Wigilii dokonano zabójstwa Adama Kwaśnego (były mistrz Polski juniorów w ujeżdżeniu), a dwa tygodnie później do Kowalczyka wtargnęli policjanci, którzy zabrali go do aresztu, zaś podczas wykonywania czynności służbowych, zabili mu psa.

„Rzeczpospolita” informuje wprost – „W efekcie działań gdańskiego śledczego i sędziego, życie mężczyzny legło w gruzach. To kolejny ludzki dramat, który pokazuje, że bez wprowadzenia instrumentów pozwalających oczyścić prokuraturę z kiepskich śledczych nie da się naprawić w Polsce systemu przestrzegania i egzekwowania prawa”. Sprawą zajęto się także w telewizyjnym programie „Państwo w państwie” (Polsat).

Z powodu pomyłki sądowej Kowalczyk podupadł na zdrowiu i rozpadła się mu rodzina, zaś on sam podsumował tę poprawianą teraz pomyłkę – „Sąd kazał mnie wypuścić. Równie dobrze mógł tego nie robić, bo mojego życia już nie ma”.

Dziennikarze lecą po nazwiskach – „Prokurator Paszkiewicz oskarżył Kowalczyka o wykonanie wyroku śmierci na Kwaśnym. Śledczego nie zainteresował fakt, że domniemany zabójca miał alibi – przebywał w innym miejscu Trójmiasta w towarzystwie swojego kierowcy Willamowicza”, który uważa że „Prokurator wiedział, że Czesław jest niewinny. Nie przesłuchał mnie, bo potwierdziłbym wersję Czesława i musieliby go puścić”.

Szok? Dlaczego uwierzono świadczyni, choć wycofała się z zarzutów? Z drugiej strony – jak ma sąd poprawnie sądzić, skoro świadkowie konfabulują albo przytakują pytaniom lub świadomie wprowadzają Temidę w błąd? Ale procesy o zabójstwo, to nie jakieś procesy o podwórkowe pyskówki – powinny być prowadzone z pełnym profesjonalizmem przez najlepszych fachowców. A gdzie zastosowanie wariografów i specjalistów od psychologii? Przecież tacy porozmawiają z podejrzanymi i powinni od razu zorientować się, kto łże, a jeśli nie potrafią, to co warte są takie studia, nowoczesne teorie i wariografy? Czyżby te ostatnie sprawdzały się wyłącznie w telewizyjnych programach rozrywkowych typu „była zdrada, czy jej nie było?”?

Szokująca jest postawa obrońcy – skoro wiedział, że kierowca jest najlepszym świadkiem dającym alibi, to powinien apelować do najmądrzejszych speców od sądownictwa, ale prawdopodobnie sędziowie są na tyle niezawiśli, że mogą sobie sądzić według własnego uznania i żadna siła nie jest w stanie im wybić ze łba raz powziętej teorii na temat przebiegu wydarzeń. Idea niezawisłości (i immunitetu) wymyślona w zbożnych celach, w wykonaniu nawiedzonych a „genialnych” sędziów staje się groźną bronią, bowiem nikt im nie może sugerować (a cóż dopiero nakazać) zmienić podejście do osądu.

Szokująca jest również postawa kierowcy – gdyby ktoś z nas wiedział, że oskarżony nie popełnił zbrodni, bo przebywał wówczas w naszej obecności, to ile czasu i energii poświęcilibyśmy na ujawnienie tego faktu? Ogłoszenia prasowe, artykuły wyjaśniające w internecie? Co powinien uczynić przyzwoity obywatel na miejscu kierowcy dzisiaj, gdyby podobna sytuacja się powtórzyła? Co proponują etycy, dziennikarze oraz sami prokuratorzy i sędziowie? Trzeba opracować jakąś procedurę w tej materii, bowiem podobna katastrofa musi się wydarzyć!

Szokujące jest i to, że śledczy nie sprawdzili połączeń telefonicznych Kowalczyka, choć logowanie telefonu do sieci potwierdziłoby, że nie był na miejscu zbrodni! Na zaniechania prokuratora obrońcy zwracali uwagę również w trakcie procesu, ale sędzia Kuc nie był tym zainteresowany. Jeśli tego typu błędy są popełniane w Polsce, to nie mówmy, że tylko parę osób odpowiada za ten skandal, bowiem odpowiada całe nasze Państwo ze swoimi beznadziejnymi procedurami, które są na tyle kompromitujące, że nie potrafią wybronić niewinnego człowieka w gmachu uznawanym za wzorzec sprawiedliwości!

Czy aresztant lub więzień ma prawo opisywać swoje rozważania i publikować w internecie, czy jednak nie ma prawa? Bo niektóre nasze portale zdejmują moje artykuły, w których opisuję inną pomyłkę sądową tego samego a sławnego Sądu Okręgowego w Gdańsku.

Oto pisarce MCh. się przywidziało, że zarejestrowałem się jako nieznany Kawalec i nie dość, że sfałszowała mój podpis na forum, to jeszcze wielokrotnie i przez wiele lat (do chwili obecnej – po salach sądowych) rozpowszechnia kłamstwa, że ja i Kawalec to jedna osoba. Kiedy w internecie opisałem jej rozmaite nieetyczne zachowania na portalu NaszaKlasa, w tym owo fałszerstwo i łgarstwo, pisarka udała się dostojnym krokiem ze swoim równie dostojnym prawnikiem w kierunku policji i dwóch gdańskich sądów (sprawa cywilna IC692/09 i karna VIII155/10). Jej adwokat Kolankiewicz zamiast wybić z głowy swej mandantce szarże wszelakie (a emajlowo otrzymał całą przygarść kopii z jej wyczynami na tle innych, jeszcze większych, swawolników), już po paru moich artykułach zażądał skasowania ich, przeprosin oraz 20 tysięcy zł zadośćuczynienia za doznane przez nią krzywdy za naruszenie jej rzekomo dobrego imienia (i nazwiska, a nawet dwóch).

Kobieta sfałszowała i pomówiła, a kiedy to opisano – doznała zestawu krzywd, wyceniając je na parę tysięcy dolarów. Ależ tupet i bezczelność! Ponieważ nie otrzymali w ciągu tygodnia tej kwoty (a taki termin sobie zawinszowali), skierowali sprawę IC692/09 do Sądu Okręgowego w Gdańsku. Mecenas pozwolił sobie nawet w pozwie pozmieniać niektóre zarzuty (kiedy żarciki pisarki nazwałem pikantnymi, to on zamienił określenie „pikantny” na „wulgarny”). Nieroztropny sędzia Midziak zaakceptował ów przekręt do dalszego osądu i wydał wyrok zobowiązujący do przeproszenia za wulgarne zachowania pisarki, choć zarzucałem jej jedynie pikantne.

Nakazał również, abym przeprosił pisarkę za zarzut obelżywości. Gdzie znalazł to słowo? Chyba sobie wymyślił, aby wyrok lepiej się prezentował… Miałem także publicznie przeprosić tę panią za to, że – jego zdaniem – niesłusznie uznałem, iż była wobec mnie nieuprzejma. Pisarka dwukrotnie określiła mnie sympatycznym (zapewne według togowca) słowem „ohydny” i powinienem ją przeprosić za zarzut nieuprzejmości?! A to nie jedyne inwektywy pod moim adresem! Czy ten sędzia był całkowicie przytomny, czy już udzielił mu się świąteczno-noworoczny nastrój przełomu lat 2009/2010?

Sędzia uznał się za fachowca od oceny żartów – jego zdaniem dowcipy pisarki nie były seksistowskie, zaś według mnie były. I kto ma rozstrzygnąć, kto ma rację? Może Warszawa albo Strasburg? Czy tego typu ocenami w ogóle powinno zajmować się polskie sądownictwo? Przecież unijne sądy uważają, że wypowiedzi ocenne nie powinny być osądzane przez sądy – jeśli ktoś uzna, że jest zbyt ciepło albo zbyt ciemno lub że jakiś żart jest zbyt seksistowski albo zbyt przaśny, to nie sędzia powinien rozstrzygać takie spory.

Ten „profesjonalista” ponadto uznał, że mój artykuł, opisujący pewnego anonimowego pisarza nadużywającego trunków, dotyczy pisarki i wydał wyrok za to, że naruszyłem jej dobra osobiste, posądzając ją o pijaństwo i niemoralne prowadzenie. Gdzie ten „fachowiec” doczytał się takiego zarzutu? Czytał pomiędzy wierszami? A może przejrzał moje intencje, których jednak nie przelałem na wirtualny papier? Może zatem potrafi czytać w myślach? Ale póki co, naigrywanie się z kogoś w myślach nie jest jeszcze w Polsce karalne? Czy pozostali sędziowie tego najsławniejszego sądu są równie rozgarnięci?

Natomiast szczytem jego błyskotliwości było zignorowanie fałszerstwa pisarki i jej pomówienia, że pisałem jako Kawalec – on po prostu jej fałszerstwo uznał za omyłkę, zaś zniesławieniem wcale się nie zajął i to sam w uzasadnieniu przyznał! Czyli ów togowiec zajął się wtórną sprawą, nie zaś pierwotną (rozpatrywał tylko moją reakcję, czyli riposty oparte na przestępstwach pisarki i nie podjął jakichkolwiek działań w celu ich wyjaśnienia!). Zrobił grubą kreskę – nie brał pod uwagę przewin pisarki, które dokonała jako pierwsza, ale zabrał się za osądzanie moich czynów, będących odpowiedzią na jej wyczyny. Od kiedy podczas procesów sędziowie pomijają najistotniejsze wątki, w tym przestępcze zarzuty? Czyżby przez lata kariery, ów sędzia nabrał takich oryginalnych nawyków? Jakaż to uczelnia wydała takiego geniusza? Czy takiej sztuki sprawiedliwego osądzania uczą na naszych studiach? A może to cały ten sąd ma takie maniery? W końcu to w tym sądzie zarządzał prezes Milewski, a jak to czynił, to poznała cała Polska. A może całe polskie sądownictwo jest tak „moralnie rozchwiane”? A może jednak pozostali sędziowie to nienaganni a wzorowi sędziowie a obywatele, zatem krzywdzące byłoby takie uogólnianie?

Należy wyjaśnić, czy artykuły pisane przez osoby skazane przez polską (i zagraniczną) Temidę mogą być zamieszczane na portalach, czy wyroki skazujące są podstawą do automatycznego ich kasowania z internetu? Czy Oswald (oskarżony o zabójstwo prez. Kennedy’ego) mógłby dzisiaj (gdyby żył) pisać na portalach? Czy Kowalczykowi zamieszczano by jego artykuły o niewinności? Wyobraźmy sobie jego więzienne życie jako karę za niepopełniony czyn – jak ten człowiek czułby się, gdyby napisał kolejne wyjaśnienie pomyłki sądowej, kolejne swoje rozważania, zaś bezduszny admin portalu kasowałby mu – podczas odsiadywania 25 lat – jego artykuły na temat indolencji prokuratora i sędziego, bo każdorazowo ktoś podsyłałby adminowi prawomocny wyrok wydany w imieniu III RP?

A w takiej sytuacji jest Naleziński, który pisze kolejne artykuły oświadczając, że nie jest Kawalcem, że mec. Kolankiewicz i s. Midziak popełnili szereg błędów, że pisarka od lat konfabuluje i nawet ma jakiś infantylny dowód na to, że pisałem jako Kawalec (naiwny, bowiem jakikolwiek biegły obali go pewnie już podczas czytania). Szokujące jest i to, że na początku trzeciego tysiąclecia, w Polsce, Temida nie potrafi zbadać, czy ktoś podszywał się pod kogoś innego – przecież są rozmaite metody poznania prawdy, ale Temida nie podjęła się ŻADNEJ czynności zmierzającej do wyjaśnienia sprawy, choć admin portalu ma zestaw logowań i czeka na dociekliwego sędziego lub prokuratora! Po prostu w Polsce, w rzekomym państwie prawa, nie ma mądrego, który nakazałby dokładne zbadanie sprawy. Skoro polski aparat nie jest w stanie ustalić tak prostej sprawy, to co mamy sądzić o znacznie poważniejszych kryminalnych sprawach albo choć o najbardziej bulwersującej tragedii ostatnich lat – o smoleńskiej katastrofie?

W obu przypadkach – Kowalczyka i Nalezińskiego (obaj z Gdyni) – Temida przyjęła na wstępie zasugerowane założenia i konsekwentnie układała procesy pod zadane tezy. Ile tego typu pomyłek sądowych jest popełnianych? Szacuje się je na 5%, ale to dla poszkodowanych przez nasz wymiar (nie)sprawiedliwości jest żadną liczbą, wszak te szacunki były zarówno przed ujawnieniem kompromitacji Temidy wobec Kowalczyka, jak i teraz. Życie tego pana nie ma żadnego znaczenia na tle tego pięcioprocentowego wskaźnika.

Jeśli ktoś czuje się oszukany przez Temidę, to ma prawo o tym pisać, zwłaszcza w internecie, natomiast należałoby zaapelować do adminów, aby nie blokowali głoszenia prawdy (a nawet tylko subiektywnych rozważań) przez osoby poszkodowane – proszę wczuć się w sytuację pana Kowalczyka! A co z innymi skazańcami, którzy odbywają kary ogłoszone na podstawie pomyłek sądowych? Zapewne takich przypadków jest kilkaset. Czy ci ludzie mają prawo do napisania swojej wersji w internecie? A może nie mają, bo są pozbawieni praw obywatelskich? Ale przecież pozbawiono ich tych praw na podstawie pomyłki sądowej!

Przy okazji pytanie do znawców prawa – co byłoby ze sprawą Kowalczyka, gdyby z jakichś powodów nie dożył odkrycia pomyłki sądowej? Zamietlibyśmy sprawę pod dywan i zaoszczędzilibyśmy wielką kasę na odszkodowaniu? Byśmy mu napisali na płycie – „Polska przeprasza za pomyłkę sądową”? No bo przecież – skoro jesteśmy tak porządnym i prawym narodem – jednak coś należałoby uczynić.

Skoro prezydenci mają prawo do ułaskawień (a jak to wyglądało po 1989, to dość dobrze wiemy – ułaskawiano po znajomości wielu przestępców w niejasnych okolicznościach; gdyby nie media, to społeczeństwo nigdy by się nie dowiedziało o tego typu przekrętach), to może ważniejszym aspektem prawej działalności jest wyrażenie żalu przez prezydenta dla losu p. Kowalczyka i jemu podobnych pechowców, którzy mieli nieprzyjemność spotkać się z naszą chwilowo ogłupiałą Temidą? Może prezydent powinien rzadziej wydawać „Akt łaski”, zaś teraz przeprosić tego pana za doznane krzywdy, wydając „Akt żalu”? I wówczas można byłoby uznać, że cała Polska przeprosiła poszkodowanego również w sferze niematerialnej.

PS Areszt wydobywczy – popularne określenie tymczasowego aresztowania wielokrotnie przedłużanego w celu uzyskania od aresztowanego zeznań obciążających inne osoby. Nie jest przewidziany w polskim systemie prawnym, zatem formalnie nie wolno go stosować. Pomimo to jednak bywa stosowany w przypadkach, kiedy prokuraturze udaje się przekonać sąd, aby wielokrotnie (nawet kilkunastokrotnie) przedłużać tymczasowe aresztowanie.

Tymczasowe aresztowanie, zgodnie z kodeksem postępowania karnego nie powinno być stosowane, gdy wystarczy inny środek zapobiegawczy, mimo to środek ten jest w Polsce nadużywany, o czym świadczą liczne przegrane przez Polskę sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Z danych wynika, że czas trwania co czterdziestego tymczasowego aresztowania przekracza dwa lata. W 2011 Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy w rezolucji skrytykowało Polskę za ignorowanie obowiązku wykonywania orzeczeń Trybunału Praw Człowieka m.in. w zakresie przewlekłości postępowań sądowych oraz nadużywania aresztów tymczasowych, zaliczając Polskę do grupy dziewięciu krajów, które ignorują obowiązek wdrażania wyroków ETPC do swojego porządku prawnego.

I co na to premier z rządem oraz prezydent? Co na to media, nie licząc incydentalnych akcji opartych na fatalnych „okazjach”, jak opisana historia p. Kowalczyka? Co uczynić, aby wyeliminować infantylne pomyłki sądowe, które są dramatem dla niesłusznie skazywanych obywateli? Jak eliminować niekumatych adwokatów, prokuratorów i sędziów z roboty, której zawiłości przekraczają możliwości ich percepcji?

 

0

Mirnal

143 publikacje
22 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758