Jeżeli pomnik „czterech śpiących” wróci na warszawską Pragę, będzie to skandal. W miejscu, gdzie ma stanąć, znajdowały się bowiem sowieckie katownie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
"Na mapie czerwonego terroru zaprowadzonego w Polsce po wkroczeniu Armii Czerwonej Praga odgrywa rolę szczególną. Gdy w połowie września 1944 roku bolszewicy zdobyli prawobrzeżną Warszawę, po drugiej stronie Wisły jeszcze trwało powstanie warszawskie. Sowieci się zatrzymali, aby pozwolić Hitlerowi dorżnąć Armię Krajową, i ostatecznie zdobyli całą polską stolicę dopiero 17 stycznia 1945 roku.
Oznacza to, że przez cztery miesiące w ich rękach znajdowała się tylko Praga. Czerwony terror, który był nieodłącznym elementem sowieckiego „wyzwolenia", musiał więc siłą rzeczy być prowadzony tylko w tej części Warszawy. Do jego organizowania NKWD przystąpiło już we wrześniu. Sowiecka bezpieka zarekwirowała dla siebie kluczowe budynki położone w pobliżu dworca kolejowego Warszawa Wileńska.
Jak napisał historyk Instytutu Pamięci Narodowej dr Tomasz Łabuszewski, budynki te „symbolicznym wianuszkiem" otaczały miejsce, w którym w 1945 roku stanął pomnik „czterech śpiących". W tym kontekście wyjątkowo złowieszczo brzmi umieszczony na nim napis: „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej, towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego".
Więcej: http://www.rp.pl/artykul/9157,932852-Hold-dla-najezdzcy.html