Bez kategorii
Like

Polskość to nie normalność – do prokuratury!

05/04/2011
531 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

KL-D w latach 90-tych protoplasta obecnej PO miał ideę podzielenia Polski na niezależne regiony czyli swego rodzaju powrót do rozbicia dzielnicowego Polski mającego miejsce w średniowieczu.

0


Nie ma narodowości śląskiej. Jest grupa etniczna śląska i mówię to jako Ślązak od zawsze. Najpierw jest się Polakiem a potem Ślązakiem, Mazowszaninem, Kurpiem lub Kaszubem.

Poza tym w chwili obecnej rodowitych, od wielu pokoleń, wielu Ślązaków, nie ma. Większość to Ślązacy od zaledwie kilku pokoleń jako skutek napływu w pierwszych latach PRLu z innych obszarów Polski w poszukiwaniu pracy.

PO zarzuca PIS, że dzieli Polaków. W rzeczywistości to PO mając przyjazne media za sobą insynuuje, wypacza wszelkie wypowiedzi ludzi z PIS w tym samego Prezesa i interpretuje je w sposób stronniczy, negatywnie.

Mając w ręku, od kilku lat, wszystkie media Platforma przekazuje społeczeństwu ("Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą."  – Josef Goebbels) spaczone wypowiedzi PISu i Prezesa w takiej formie jak jej jest wygodnie i takie słowa, które pozwoli przekazać. Riposty są ukrywane w porze najmniejszej oglądalnosci lub artykułowane przez dziennikarzy. Stąd wyglądają jako nieudolna forma obrony.

PO nie tylko dzieli, ale napuszcza jedne grupy Polaków na drugie w myśl rzymskiej zasady Divide et impera (dla Młodych Zdolnych z Dużych Miast:  Dziel i rządź) skutecznie pacyfikując (copyright by Niesiołowski) niezadowolenie ze swoich rządów.

PO w tej chwili realizuje swoje plany z lat 90-tych kiedy to Tusk oświadczył  na piśmie, że "Polskość to nie normalność" oraz, ze się wstydzi polskości (jakoś nie widzę oburzenia członków PO i składania zgłoszenia do prokuratury).

Ponadto KL-D (bardziej znany pod ksywką Liberały-Aferały), protoplasta obecnej PO miał ideę podzielenia Polski na niezależne regiony opisane szczegółowo tutaj: www.polishclub.org/2011/03/06/regionalizacja-jako-instrument-likwidacji-panstw-narodowych/  czyli swego rodzaju  powrót do rozbicia dzielnicowego Polski mającego miejsce w średniowieczu. Wszyscy dobrze wiemy z lekcji historii to się skończyło dla Polski. Ironią jest, że taką ideę popiera historyk z wykształcenia!

Zacytujmy część ciekawszych fragmentów:

 

Uchwalona w 1998 roku ustawa o samorządzie terytorialnym w opinii jej inspiratorów miała na celu zwiększenie roli samorządności i odciążenie państwa w jego roli organizatora życia zbiorowego. Decentralizacja miała na celu odejście od modelu państwa, jaki obowiązywał przed 1989 rokiem. Cele te, z punktu widzenia czysto merytorycznego, nie są kontrowersyjne i żadna z sił politycznych ich nie kwestionowała. Problem polegał na tym, że za tymi hasłami ukryta była od samego początku idea regionalizacji, zgodnie z którą decentralizacja jest tylko instrumentem na drodze do celu zasadniczego – budowy Europy Regionów na gruzach państw narodowych.

Innym, często ukrywanym oficjalnie,celem animatorów tej ustawy było dostosowanie podziału administracyjnego Polski do podziału administracyjnego Niemiec. Prof. Witold Kulesza, autor ustawy i jej główny propagator, przekonywał, że chodzi o utworzenie województw-regionów, które „będą silne ekonomicznie i zdolne do prowadzenia samodzielnej polityki regionalnej”. Chodziło zwłaszcza o to, by stworzyć jednostki administracyjne mogące stać się partnerem dla niemieckich landów.Dla osiągnięcia tego stanu konieczne stało się zlikwidowanie struktury wojewódzkiej utworzonej w wyniku reformy administracyjnej w 1975 roku.Przywrócenie powiatów miało z kolei złagodzić następstwa tejże likwidacji, ale od samego początku było jasne, że powiaty to jedynie rozsadnik dotychczasowej struktury administracyjnej. Ponieważ celów tych nie ukrywano, cała koncepcja spotkała się z silną opozycją. Np. Adam Struzik, wówczas senator PSL, pisał: „Wprowadzenie powiatu miałoby doprowadzić w konsekwencji do państwa regionalnego. Oznaczałoby to, niezależnie od deklarowanych obecnie tendencji, ustawodawczą i ekonomiczną autonomizację regionów oraz podział kraju na kilka dużych ośrodków. Nasze historyczne doświadczenia nakazują nam większą dbałość o wzmocnienie integralności państwa polskiego ze względu na jego otoczenie polityczne”.Opinię te podzielała prof. Józefina Hrynkiewicz: „Regionalizm w Polsce nie należy do szczególnie cenionych wartości politycznych. Polska jest krajem unitarnym. W polskiej tradycji politycznej dążenie do autonomii i niezależności regionów traktowane było jako wyraz tendencji separatystycznych, przedkładania interesów patrykularnych nad ogólnonarodowe i państwowe, jako wyraz sobiepaństwa i prywaty”.

[…]

 

Polscy inspiratorzy regionalizacji

 W Polsce propagowaniem idei regionalnej zajmuje się najdłużej i najbardziej zaciekle środowisko gdańskich liberałów, które tworzyło przez pewien czas Kongres Liberalno-Demokratyczny. Już na początku lat 90. w wydawanym przez to środowisko periodyku „Przegląd Polityczny” zaczęły pojawiać się artykuły kwestionujące rolę państw narodowych i gloryfikujące regionalizm. Było i jest to ściśle związane z propagowaniem swoistego kultu historii Gdańska – jako antytezy narodowego (nacjonalistycznego) patrzenia na historię. Wielokulturowość, wieloetniczność i wielowyznaniowość – to jest ideał historycznej propagandy gdańskich liberałów. Gdańsk był potężny i bogaty, kiedy był wieloetniczny, spadł do podrzędnej roli, kiedy powstały państwa narodowe.

Donald Tusk już w roku 1995 nawoływał do „buntu prowincji”.Pisał: „Polacy nadal myślą w kategoriach państwa scentralizowanego i unitarnego, a każda próba dyskusji nad zmianą ustrojową traktowana jest przez wielu jak zamach na jedność państwową. O ile w jakimś stopniu aprobowana jest prywatyzacja i samorząd gminny, o tyle nieufność, szczególnie wśród elit politycznych, budzi idea regionalizacji”. Dalej Tusk przekonuje: „Bunt prowincji nie jest irredentą. Jakże często w Polsce aspiracje do autonomii terytorialnej przedstawia się jako chęć uniezależnienia któregoś z regionów od reszty kraju, gdy tymczasem chodzi o uniezależnienie się kraju od stołecznego centrum. To Warszawa argumentuje fałszywie, że większa samodzielność Pomorza czy Wielkopolski odbija się niekorzystnie na pozycji Suwalszczyzny czy Kieleckiego, tak jakby pieniądze stamtąd wędrowały do Pomorza czy Gdańska”. I wreszcie najbardziej istotna część tego wywodu:„W interesie polskiej prowincji leży więc radykalne ograniczenie centralnej redystrybucji, obniżenie podatków i zmiana ich charakteru z państwowego na lokalny oraz ustanowienie dużych samodzielnych województw samorządowych z szerokimi kompetencjami (ze stanowieniem prawa lokalnego włącznie). Tylko silny i zdeterminowany ruch polityczny jest w stanie sprostać temu wyzwaniu, ruch będący autentycznym buntem prowincji. Historia pokazuje, że moloch Państwa jest zdolny do wszystkiego, z wyjątkiem dobrowolnego wyzbycia się władzy”.

W tym samym stylu prezentuje swoje racje były premier Jan Krzysztof Bieleckiw tekście po wymownym tytułem „Nowa Hanza”: „Dzisiaj, w wielu państwach uznawanych przez nas za silne i bogate wprowadza się liczne rozwiązania przywracające swobody i autonomię poszczególnym regionom. Dotyczy to już nie tylko Hiszpanii, Niemiec czy Włoch, ale także Finlandii, a nawet Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii (…) Czy ta tendencja będzie jeszcze mocniejsza w następnych dekadach? Czy Europę czeka diametralnie przeobrażenie i polityczna rewolucja? Czyżby polityczna mapa Europy miała coraz bardziej przypominać te sprzed tysiąca lat? Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie, ale jedno jest pewne – coraz większe znaczenie będą miały w Europie silne, sprawnie zarządzane społeczności lokalne i regionalne”.

Warto w tym miejscu zauważyć, że doktryna gdańskich liberałów jest zgodna z dominującym w tej chwili nurtem ideologii liberalnej, czy nawet liberalno-konserwatwnej. Nicią przewodnią jest oczywiście antynacjonalizm, rozumiany jednak doktrynersko jako nie tylko walka z przejawami szowinizmu, ale myśli narodowo-państwowej jako takiej. To jest wróg numer jeden. Dla realizacji tego antynarodowego i antypaństwowego dogmatu liberałowie gotowi są sprzymierzyć się nawet z brukselską biurokracją, która też jest przecież strukturą „ucisku” i „centralizacji”. Liberałowie uznali jednak, że cel uświęca środki – zniszczenia państw narodowych jest najważniejsze, nawet w przymierzu ze skrajnym biurokratyzmem brukselskim. Można więc postawić tezę, że cała lansowana przez liberałów koncepcja decentralizacji państwa w istocie nie jest motywowana względami czysto merytorycznymi, lecz przede wszystkim ideologicznymi. Najlepiej widać to na przykładzie publicystyki sprzymierzonego z liberałami Janusza Majchereka, który od lat prowadzi „krucjatę” przeciwko polskiemu państwu i polskiej historii. Jego artykuły na ten temat bez przeszkód ukazują się na łamach najbardziej prestiżowych dzienników i tygodników.

Oto jeden z przykładów jego wywodów z roku 1999: „Powiaty i województwa rozpoczynają właśnie, nie bez trudności i komplikacji, funkcjonować. W sensie polityczno-administracyjnym przestrzeń między lokalnością a centrum została więc, po wielu latach i przezwyciężeniu mnóstwa przeszkód, zabudowana. Stopniowo będzie zagospodarowywana. Ciekawe, czy uda się ją wypełnić także w sensie społecznym i kulturowym. Będzie to proces znacznie mniej spektakularny, bo nie da się go zinstytucjonalizować ani nim sterować. Kto wie jednak, czy nie okaże się od instytucjonalnego nie tylko ciekawszy, ale i ważniejszy. Ankietowe badania socjologiczne od lat pokazywały, że Polacy znają właściwie tylko dwie sfery odniesienia społecznego i kulturowego, budujące tożsamość: rodzinę i naród. W czasach PRL wynikała stąd pewna ambiwalencja i rodziły się poważne niebezpieczeństwa. W nowej Polsce doszły kolejne. Utożsamienie z narodem w okresie pozbawienia wolności i braku przestrzeni do obywatelskiej aktywności mogło być konstruktywne, inspirować do pozytywnych działań i wartościowych postaw. Dzięki takim więziom, działaniom i postawom możliwy był Sierpień i „Solidarność”, a także „okrągły stół”. Ambiwalencja polegała na tym, że na tę samą inspirację powoływali się przeciwnicy Sierpnia, „Solidarności” i „okrągłego stołu”, nie tylko zresztą z ekipy stanu wojennego. Powołując się na naród i jego interes (a jeszcze bardziej domowy spokój polskich rodzin) można było czynić wszystko, cokolwiek lub nic. Niebezpieczne było zwłaszcza to ostatnie. Przestrzeń między rodziną a narodem zapełniało bowiem państwo, zawłaszczając ją i podporządkowując sobie. Było to państwo totalitarne, a przynajmniej opresyjne. Po jego upadku niebezpieczeństwo nie znikło, zmieniła się tylko jego natura. Groźbę totalitaryzmu zastąpiło niebezpieczeństwo centralizmu, a wszechwładzę opresyjną omnipotencja decyzyjna. Niektórzy nie uważali jednak tego wcale za groźne, a inni groźby nie dostrzegali.

Aut. Waldemar Glodek

I to ma być światła, nowoczesna, przyszłościowa partia, dla której wzorem rozwoju są idea sprzed prawie tysiąca lat?

 

0

Zolmar

"My, Bydlo dozynane i patroszone, plugawe karly, dinozaury na wymarciu, mohery - opluwane przez PO i "przyjazne im media", bez prawa glosu do krytyki obecnie rzadzacych, bo "to jest agresja". My Naród!"

46 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758