Nie chcę żeby Polska podobnie jak kraje zachodnie przyjmowały do siebie imigrantów. A to dlatego, że z każdym rokiem będzie przybywało ich coraz więcej. Chciałbym, żebyśmy uniknęli losu Francji, czy Niemiec, gdzie mniejszości narodowe zaczynają mieć większe prawa niż prawowici mieszkańcy kraju. Niestety jest mniejszość narodowa w Polsce, która ma coraz większe prawa. W pewnych przypadkach większe niż my.
Blog, Hype, Pieniądze, Polityka, Studia Ekonomiczne, Studia Humanistyczne, Studia Prawnicze/Lipiec 27, 2015/by KSochanek/
Jak pewnie wiesz żyjemy w niżu demograficznym. Z roku na rok będzie się on pogłębiał. Mało tego, nasi politycy nie ułatwili życia naszemu pokoleniu, bo popełnili drastyczne błędy podczas zarządzania systemami emerytalnymi. Teraz, aby uniknąć katastrofy muszą zdobyć jak najwięcej młodych ludzi w wieku produkcyjnym. A najlepiej jak najmłodszych. Niestety (dla nich), co piąty młody Polak myśli o emigracji. Dlatego ktoś bardzo mądry (ironia) wpadł na pomysł, żeby sprowadzić tą siłę produkcyjną ze wschodu! Dzięki temu z roku na rok będzie przyjeżdżało ich coraz więcej. Konsekwencje tego są i będą bardzo poważne. A media wciąż milczą. Choć nie powinny, bo niesprawiedliwość dotyka nas, mieszkańców kraju w bardzo ważnych aspektach.
Wyobraź sobie przeciętnego imigranta z Ukrainy – Antona oraz przeciętną maturzystkę z Polski – Anię. Oboje chcą się dostać do tego samego akademika. Jednak pierwszeństwo w takich placówkach mają osoby zza granicy oraz te z niskim dochodem. Niższym od innych studentów. A oczywiście przeliczając na złotówki to dochód rodziny Antona w porównaniu do Polskich rodzin będzie bardzo niski. Po prostu ludzie tam mniej zarabiają. Choć i tak pewnie drugie tyle zarabiają na czarno. Dlatego dochód rodziny Anii w porównaniu do dochodu Antona będzie zdecydowanie wyższy. Tylko, że na nasze warunki będzie on niczym. Nieważne, że rodzina będzie zarabiać grosze i ledwo będzie im starczać na rachunki. Ania w zestawieniu z dużą rzeszą ukraińskich studentów będzie miała praktycznie najbogatszą rodzinę. Z tego powodu może nie mieć ŻADNYCH szans na dostanie akademika. Już teraz jest źle. A za parę lat może być gorzej – w ogóle nie będą tam mieszkać Polacy.
Druga kwestia to stypendia. Na stypendia socjalne każda uczelnia może przeznaczyć określoną pulę. Zazwyczaj studentom oferuje się widełki (np. między 400, a 700 zł) zależne od dochodu na członka rodziny. I to znowu Ania będzie pokrzywdzona. Bo Anton oczywiście otrzyma maksymalną stawkę – 700 zł, a ona dostanie za pewne najniższą 400 zł. O ile ją dostanie. Bo im więcej będzie ich studiowało w Polsce tym mniej pieniędzy będzie dla Polaków. Dlatego, że w papierach zarabiamy od nich więcej.
Stypendium posiada również dodatek – wyrównanie za mieszkanie. Jest ono przeliczane na podstawie dystansu między miejscem zamieszkania, a uczelnią. Jak wiadomo, nasi przyjaciele sąsiedzi otrzymują tutaj również maksymalną stawkę (300 zł). To logiczne z racji ich miejsca zamieszkania. Zaś Ania dostanie znowu grosze (100 zł) lub nic.
Zestawmy to w całość.
Anton – pewne miejsce w akademiku (powiedzmy, że płaci 400 zł), stypendium socjalne (700 zł), dodatek do stypendium (300 zł). Zatem co miesiąc w kieszeni zostaje mu 600 zł.
Ania – wynajmuje pokój dwuosobowy, bo już nie było miejsc w akademiku (550 zł, bo z rachunkami), stypendium socjalne (300 zł), dodatek do stypendium (100 zł). Zatem co miesiąc musi DOPŁACIĆ z własnej kieszeni 150 zł.
Oczywiście to logiczne, że studia kosztują. Ale nielogiczne, niesprawiedliwe i absurdalne jest to, że w skali miesiąca to Anton będzie miał o 750 zł więcej od Anii. W skali roku akademickiego daje to aż 7500 zł!!
W takim przypadku Ania będzie pewnie będzie musiała podjąć jakąś pracę. Z jednej strony to dobrze. Aczkolwiek z drugiej to ona będzie pracowała, a Anton będzie leżał całymi dniami na łóżku i zgarniał kasę. To niedobrze. Bo wydaje mi się, że to właśnie imigranci wszędzie muszą ciężej pracować niż rodowici mieszkańcy jakiegoś kraju. Z racji tego, że są imigrantami. Własnie tak to wygląda u Polaków mieszkających w innych krajach. Nieważne, czy to USA, czy Anglia. Muszą zapieprzać z całej siły, dwa razy ciężej od pozostałych pracowników. Żeby nie wylecieć na zbity pysk. A u nas? Jak zawsze na odwrót. My ułatwiamy imigrantom życie kosztem NASZEJ młodzieży.
Kolejny problem, którego konsekwencje będą dopiero za parę lat. Studia w krajach wschodnich to jedno wielkie nieporozumienie. Jeśli myślisz, że ciężko się dostać na medycynę do Lwowa to jesteś w błędzie. To żaden wyczyn. Obecnie studia na Ukrainie traktowane są z przymrużeniem oka. Możesz spędzić cały rok w Polsce równocześnie studiując DZIENNIE na Ukrainie i wszystko zaliczyć. Musisz tylko pojechać na sesje. A obecności wcale nie są potrzebne. Prowadzi to do takiej sytuacji, w której to IMIGRANCI będą mieli lepszą sytuację na rynku pracy. Bo Ania skończy tylko jeden kierunek. A Anton skończy ten sam kierunek co ona, ale dodatkowo zrobi sobie jeszcze dwa kierunki na Ukrainie. To daje zdecydowaną przewagę biorąc tylko pod uwagę CV!
Mało? A zastanawiałeś(aś) się kiedyś nad zasadami rekrutacji obcokrajowców? Myślisz, że one są takie same jak nasze? Niby tak… Ale tylko niby. Bo w większości uczelni muszą oni napisać egzamin wstępny, który NIBY odpowiada naszej maturze (zarówno podstawowej jak i rozszerzonej). Tymczasem prawda jest taka, że są one zdecydowanie łatwiejsze od naszej matury. Zresztą wystarczy, ze wybiorą język rosyjski i już na wejściu mogą mieć minimum 90% z egzaminu na poziomie rozszerzonym. A to daje olbrzymie możliwości wyboru.
Koszty ponosimy my – podatnicy. Opierając się na danych tylko z Uniwersytetu Wrocławskiego można łatwo obliczyć ile przeznaczamy na wykształcenie imigrantów. W 2014 roku stypendium socjalne otrzymało 550 studentów, które średnio dają 10 tysięcy złotych rocznie na jednego imigranta! Łatwo można policzyć, że daje to kwotę 5,5 miliona złotych. Tylko na jednej uczelni! Zatem można szacować, iż cały proces faworyzowania imigrantów może sięgać setek milionów złotych rocznie. Mało tego, w Polsce został uruchomiony program ,,Erasmus dla Ukrainy” zapewniający stypendia dla 600 studentów w wysokości 900 złotych. Koszt łączny tego programu? 11 milionów złotych!
Te wszystkie zarządzenia nie są jakimiś widzi mi się uczelni. Wszystko idzie z góry. Taka polityka państwa musi powodować duży niepokój społeczny. A w niedalekiej przyszłości może to doprowadzić do wielu konfliktów oraz spięć kulturowych. Max Kolonko często ostrzega, iż największe problemy w państwie są powodowane właśnie przez mniejszości narodowe. Później dziwimy się, że młodzież myśli o emigracji. Nic dziwnego, skoro miejsca pracy zostają obsadzone przez tanią siłę roboczą z Ukrainy. To samo zaczyna dziać się na uczelniach, gdzie coraz więcej studentów posługuje się tylko i wyłącznie językiem rosyjskim. Niech mi nikt nie wmawia, że oni naprawdę nie mają pieniędzy. Jakoś ich stać na ciągłe rozmowy w tramwajach i autobusach w języku rosyjski, na kupowanie nowych ubrań oraz ciągłe imprezowanie. A wielu z nich traktuję Polskę jako trampolinę – możliwość darmowego wyrwania się z pogrążonej w kryzysie Ukrainy oraz zdobycia za nic pieniędzy.
Na co idą podatki,w Polsce,w której polskie dzieci mają zabronione leki bez opłat?
2 komentarz