Polskie prawo jest jak pole minowe. Sporo w nim zasadzek, a na możliwościach obrony trzeba się znać. Trzeba wiedzieć, jak dany rodzaj miny rozbroić, czyli być po prostu saperem.
Pierwsza mina – dziedziczenie długów
O tym już pisałem dziesiątki razy. Bardzo łatwo jest wpaść w spiralę zadłużenia nie ze swojej winy. Wystarczy nieopatrznie odziedziczyć zadłużony spadek, a o to nietrudno.
Polskie prawo przewiduje trzy możliwości podjęcia decyzji w sprawie spadku:
1. Przyjęcie proste – to niestety najbardziej niebezpieczna opcja przyjęcia spadku. Spadkobierca dziedziczy wszystko jak leci – i majątek i długi niestety bez ograniczeń. Może się zdarzyć, że w spadku będą same długi, wtedy niestety spadkobierca odpowiada za nie własnym majątkiem.
2. Spadek z dobrodziejstwem inwentarza – to najbezpieczniejsza opcja przyjęcia spadku. Spadkobierca odpowiada za długi, ale tylko do wartości majątku spadkowego, którą w spisie inwentarza wylicza komornik.
3. Odrzucenie spadku – spadkobierca nie dziedziczy nic – ani majątku, ani długów,ale – uwaga – odrzucony spadek przechodzi na jego zstępnych,czyli na następnych spadkobierców, których w takiej sytuacji trzeba zawiadomić, jeżeli spadek jest zadłużony, aby nie wkopać krewnych w poważne kłopoty.
Na podjęcie decyzji w sprawie spadku spadkobierca ma 6 miesięcy licząc od momentu dowiedzenia się o dziedziczeniu. Może przyjąć spadek wprost, z dobrodziejstwem inwentarza albo odrzucić. W tej sprawie musi on złożyć stosowne oświadczenie przed sędzią albo notariuszem, ta druga opcja może się okazać lepsza, zwłaszcza gdy istnieje ryzyko, że sąd wyznaczy termin rozprawy po upływie tych 6 miesięcy.
Niezłożenie oświadczenia w terminie 6 miesięcy od momentu dowiedzenia się o dziedziczeniu skutkuje prostym przyjęciem spadku, a więc w tej najbardziej niebezpiecznej formie – z długami bez ograniczeń. I tu jest jedna z min, jaka jest zastawiona na niewinnych i niczego nieświadomych ludzi. Wierzyciele, np. banki specjalnie czają się przez te 6 miesięcy, a często nawet kilka lat, żeby spadkobierca nie wyciął im numeru. Oczywiście w tym czasie hodują na zmarłym już dłużniku odsetki karne i taki dług może „spuchnąć” nawet kilka razy. W chwili śmierci było dajmy na to 5000 zł, a po kilku latach – dajmy na to 25 000 zł. A potem – huzia na Józia i ratunku praktycznie już nie ma, spadkobierca zostaje usmażony żywcem. W ten sposób zastawia się pułapkę.
Jest sposób na likwidację tej miny – likwidacja spadku wprost oraz wprowadzenie spadku z dobrodziejstwem inwentarza jako „domyślnej” opcji przyjęcia spadku, tak jest np. w krajach anglosaskich, gdzie spadkobierca odpowiada za długi wyłącznie majątkiem spadkowym. Ale probankowa i prowierzycielska (czytaj: prozłodziejska) polityka rządu tego zapewne nie zmieni.
Druga mina – przedawnienie długów
Długi z czasem ulegają przedawnieniu. Terminy przedawnienia są różne i zależą one od rodzaju długu. Zasadniczo każdy dług przedawnia się po 10 latach, ale niektóre długi mają krótszy termin przedawnienia, np. długi z tytułu działalności gospodarczej przedawniają się po 3 latach – art. 118 Kodeksu Cywilnego (k.c.) Do tych długów należą m.in. długi z tytułu kredytów bankowych. Należy pamiętać, że każdy termin przedawnienia zaczyna biec w dniu, kiedy dany dług stał się wymagalny, a nie od dnia, kiedy został on zaciągnięty. Przedawnienie długów regulują art. 117 – 125 k.c. Niestety łatwo przerwać bieg przedawnienia – wystarczy, że wierzyciel wystąpi o nakaz zapłaty do sądu, wtedy termin zaczyna biec od nowa licząc od dnia, kiedy ten dług zatwierdzony wyrokiem sądowym stał się wymagalny.Mało tego – długi zatwierdzone wyrokiem sądowym przedawniają się po 10 latach, nawet gdy termin przedawnienia dla tego rodzaju długu bez wyroku sądowego jest krótszy.
Bieg przedawnienia może zostać też przerwany, często nieumyślnie, przez nie znającego przepisów dłużnika. Zdarza się, ze dłużnik nieopatrznie uzna taki dług, np. nie wiedząc o przedawnieniu negocjuje z wierzycielem warunki jego spłaty, prosi o umorzenie części długu albo wpłaci nawet 1 grosza na konto takiego wierzyciela. Wierzyciele często usiłują wrobić dłużnika w uznanie takiego długu, a prym w tym wiodą firmy windykacyjne. W takich sytuacjach bieg przedawnienia zostaje przerwany i termin biegnie od nowa, a dłużnik musi niestety spłacać „przedawniony” dług.
Należy pamiętać o jednej rzeczy – na szczęście sprzedaż długu np. firmie windykacyjnej nie przerywa biegu terminu przedawnienia długu.
Dłużnik może się obronić przed spłatą przedawnionego długu, ale to musi on sam przed sądem podnieść zarzut przedawnienia powołując się na stosowny art. z k.c., np. w przypadku długów kredytowych będzie to art. 118 k.c. Dłużnik może może taki zarzut podnieść np. wnosząc do sądu sprzeciw od sądowego nakazu zapłaty.
Należy pamiętać, że przedawnieniu ulegają również długi spadkowe a ich termin przedawnienia jest taki sam, jak dla innych „niespadkowych” długów tego samego rodzaju, np. dla kredytów bankowych – 3 lata, o ile nie było wyroku sądowego nakazującego zapłatę takiego długu – wtedy będzie 10 lat.
Niestety wielu z nas nie wie, że można podnieść zarzut przedawnienia i obronić się przed spłatą takich długów. Wierzyciele, zwłaszcza spadkowi, ten fakt oczywiście skrzętnie wykorzystują. Np. banki celowo ujawniają się po kilku latach od śmierci dłużnika, bo nie dość, ze hodują odsetki karne i łapią spadkobierców na przekroczony termin do odrzucenia spadku, o czym pisałem powyżej w pkt. 1, to jeszcze liczą, że nieświadomy dłużnik uzna taki dług, co niestety często się zdarza.
Jeżeli dłużnik podniesie zarzut przedawnienia długu przed sądem, to sąd zazwyczaj oddala powództwo wierzyciela i wówczas wierzyciel nie może dochodzić roszczeń na drodze prawnej, np. wystąpić o nakaz zapłaty, wystawić tytuł egzekucyjny i nasłać komornika. Dłużnik po prostu nie ma obowiązku spłacania takiego długu. Niemniej jednak roszczenie, choć praktycznie nieściągalne, istnieje i staje się tzw. zobowiązaniem naturalnym. Paradoksem jest to, ze mimo iż wierzyciel nie może już dochodzić roszczeń, a dłużnik nie ma obowiązku ich spłacać, to jednak wierzyciel może za taki dług umieścić dłużnika na którejś z „czarnych list”, np. w BIK, BIG, KRD itp. Efekt tego jest taki, że ten dłużnik może mieć problemy nie tylko z zaciąganiem kredytów, ale także z zawieraniem umów np. z operatorami telefonii stacjonarnej czy komórkowej, operatorami TV satelitarnej czy kablowej, zakupami na raty itp. O ile takie „sankcje” można uznać za uzasadnione w przypadku dłużników, którzy świadomie unikali spłat, a wierzyciel zaniedbał dochodzenia roszczeń i dług się przedawnił, o tyle np. w przypadku dłużników będących osobami trzecimi, np. dłużników spadkowych takie działania powinny być zabronione, dłużnik spadkowy nie zawierał umów, nie jest winien zaistnienia takiego długu, nie powinien więc ponosić konsekwencji nie swoich działań.
W „Tytule VI” „Przedawnienie roszczeń” potrzebne są radykalne zmiany:
1. Wprowadzenie instytucji przedawnienia długu z urzędu. Oznacza to, że w przypadku gdy wierzyciel wystąpi o nakaz zapłaty przedawnionych roszczeń sąd miałby obowiązek automatycznie oddalić powództwo wierzyciela. Niemniej jednak dłużnikowi należałoby pozostawić prawo podniesienia zarzutu przedawnienia, gdyby sąd tego nie zrobił.
2. Skrócenie 10-letnich terminów przedawnienia roszczeń do lat 5,pozostałe terminy roszczeń bez zmian.
3. Skrócenie terminu przedawnienia długów spadkowych do 4 miesięcy licząc od dnia zgonu dłużnikai niezależnie od rodzaju długu, aby zmusić wierzycieli do ujawnienia się przed terminem odrzucenia spadku. Spadkobiercy wówczas dowiadywaliby się na czas, że spadek jest zadłużony, mieliby jeszcze czas np. na odrzucenie spadku, a wierzyciele nie mieliby możliwości zastawiania pułapek na nich i hodowania horrendalnych odsetek karnych.
4. Terminy przedawnienia roszczeń powinny zależeć jedynie od rodzaju długu,niezależnie od tego, czy dany dług został zatwierdzony wyrokiem sądowym, czy nie.
5. Zlikwidować możliwość przerwania biegu terminu przedawnienia długu, aby żaden ruch zarówno ze strony wierzyciela, jak i dłużnika nie przerywał biegu przedawnienia, nawet wówczas, gdy wierzyciel wystąpił do sadu o nakaz zapłaty, a dłużnik poczynił kroki, dotychczas uznawane prawnie za uznanie długu. Wierzyciel musiałby wówczas „wyrobić się w terminie” z windykacją i egzekucją długu, w przeciwnym razie nie otrzymałby pieniędzy.
Takie przepisy z jednej strony zmusiłyby wierzycieli do uczciwego i terminowego dochodzenia roszczeń, ograniczyłyby możliwość zastawiania pułapek na dłużników i hodowania horrendalnych odsetek. Ograniczone byłyby możliwości dojenia dłużników z czego tylko się da.
Trzecia mina – BTE, czyli bankowy tytuł egzekucyjny
W polskim Prawie Bankowym istnieje jeszcze relikt minionej epoki, kiedy banki były państwowe. Jest nim BTE. Procedura wygląda mniej więcej tak: jeżeli dłużnik nie spłaca długu, bank próbuje się z nim skontaktować, wysyła monity, wezwania do zapłaty, dzwoni do dłużnika, często oddaje sprawę firmie windykacyjnej, niemniej jeżeli dłużnik nie zareaguje, to bank po kilku miesiącach najczęściej wypowiada umowę, stawia cały dług w stan natychmiastowej wymagalności, po czym wystawia BTE, oddaje sprawę do sądu, a sąd w ciągu 3 dni nadaje klauzulę wykonalności BTE i wysyła komornika – zaczyna się komornicza egzekucja długu. Niestety ta procedura w sądzie odbywa się za plecami dłużnika, dłużnik pozbawiony jest możliwości obrony przed tego rodzaju działaniami banków. Dodam, że w Polsce tacy dłużnicy to często ludzie, którzy w czasie trwania zadłużenia nie ze swojej winy popadli w tarapaty, co uniemożliwiło im spłatę zobowiązań. Zdarzają się przypadki zwolnienia dłużnika z pracy, poważne choroby, wypadki itp. Zazwyczaj uniemożliwia to dłużnikowi wywiązywania się z zobowiązań. A wtedy nieszczęście pewne jak w banku i to dosłownie. BTE w Polsce to kuriozum niemal na skalę światową. W cywilizowanych krajach wierzyciel, np. bank pozywa takiego niepłacącego dłużnika do sądu, tam odbywa się proces, a dłużnik może się bronić. Może np. udokumentować chorobę, utratę pracy czy inną przyczynę swoich problemów finansowych, może on przed sądem zawrzeć z wierzycielem ugodę. Zdarza się, ze banki np. umarzają w takiej sytuacji odsetki. W Polsce takiej możliwości nie ma. U nas kopie się i tak już leżącego i zwijającego się z bólu człowieka. Na Zachodzie istnieją z prawdziwego zdarzenia ustawy o upadłości konsumenckiej, dłużnikowi daje się szansę rozpoczęcia wszystkiego od nowa, a nasza „ustawa” jest fikcją. U nas dłużnika traktuje się jak potencjalnego złodzieja, przy czym niestety częściej to wierzyciele są złodziejami, niż dłużnicy. BTE należy zlikwidować !!!
Czwarta mina – podważanie egzekucji komorniczych oraz pozorne podobieństwo diametralnie różnych instytucji prawnych
Niestety polskie prawo jest tak dziwnie skonstruowane, że zawiera ono szereg z pozoru podobnych instytucji prawnych, które dla laika są nierozróżnialne, a ich skutki prawne są diametralnie różne i zastosowanie „niewłaściwej” instytucji może osobie poszkodowanej przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Przykładem takich pozornie podobnych instytucji są powództwo przeciwegzekucyjne oraz skarga na czynności komornika.
Na czym polega różnica tych pozornie podobnych instytucji?
Skargę na czynności komornika składamy wówczas, gdy komornik łamie prawo.
Powództwo przeciwegzekucyjne nie jest natomiast skierowane przeciwko komornikowi.
Powództwa przeciwegzekucyjne dzielimy na dwa rodzaje:
· pozbawienie wykonalności tytułu wykonawczego – ten rodzaj powództwa może składać jedynie dłużnik, jeżeli uzna, że tytuł wykonawczy został wystawiony niesłusznie albo niezgodnie z prawem, np. wierzyciel zażądał spłaty nieistniejącego zadłużenia,
· wyłączenie przedmiotu spod egzekucji – ten rodzaj powództwa może składać osoba trzecia, a także firma, będąca właścicielem zajętego przedmiotu, a nie będąca dłużnikiem. Taka sytuacja może zaistnieć, gdy ów przedmiot znajduje się we władaniu dłużnika, dajmy na to w jego mieszkaniu i w czasie egzekucji komornik niestety zgodnie z prawem może go zająć.
Niestety polskie prawo zezwala komornikowi zająć wszelkie przedmioty znajdujące się we władaniu dłużnika, nawet gdy nie są jego własnością. Komornik może zająć te przedmioty nawet wówczas, gdy zarówno dłużnik, jak i właściciel tych przedmiotów pokażą komornikowi dokumenty, stwierdzające własność tego przedmiotu lub w inny sposób udowodnią, czyja to własność. Osoba poszkodowana w ten sposób może się bronić składając powództwo egzekucyjne – musi wystąpić do sądu o wyjęcie przedmiotu spod egzekucji.Jeżeli ta osoba złoży skargę na czynności komornika, to sąd uzna, że komornik działał zgodnie z prawem, bo jest przepis, który na to pozwala, i przedmiot sporu niestety zostanie zlicytowany.
Jest to kolejny bandycki i prozłodziejski przepis, który powinien zostać zlikwidowany, bo narusza on prawo własności zagwarantowane choćby przez Konstytucję RP.
Komornik nie powinien mieć prawa do zajmowania przedmiotów nienależących do dłużnika, nawet wówczas, gdy są one we władaniu dłużnika, np. znajdują się w jego mieszkaniu. Takie zajęcie cudzego mienia to ZWYKŁA KRADZIEŻ !!!
Gdyby zlikwidowano ten przepis, wtedy w takiej sytuacji komornik łamałby prawo i skarga na czynności komornika byłaby skuteczna.
Przykładem może być Pan Tomasz Strączyński z Będzina w województwie śląskim, który oddał swojego quada do miejscowego serwisu. Quada z serwisu odebrał, ale już z zajęciem komorniczym. Dlaczego tak się stało? Wszystko przez długi właściciela warsztatu oraz w/w chory przepis zezwalający komornikowi zająć wszystkie przedmioty znajdujące się we władaniu dłużnika, również te, które własnością dłużnika nie są. Pan Tomasz złożył w sądzie skarge na czynności komornika zamiast powództwa przeciwegzekucyjnego o wyłączenie przedmiotu spod egzekucji i tu popełnił błąd. Komornik może teraz zlicytować (czytaj: UKRAŚĆ) jego quada wartego 20 tys. zł.
BANDYTYZM W BIAŁY DZIEŃ.
Sprawa trafiła do TV Polsat do programu „Interwencja”. Więcej o tej sprawie można przeczytać tutaj:
Jestem ciekaw, czy w innych krajach takie chore przepisy istnieją?
Piąta mina – brak dostępu do darmowych porad prawnych
Te często niekorzystne dla nas – obywateli – ustawy, które umożliwiają zastawianie owych min są niestety uchwalane przez posłów czy ministrów opłacanych z naszych podatków. Niestety darmowy dostęp do porad jest mocno ograniczony. Uważam, że w każdej gminie powinien się znajdować co najmniej jeden punkt bezpłatnych porad prawnych. Punkt ten mógłby się znajdować w sądzie, a w miejscowościach, w których nie ma sądu – w urzędzie miasta czy gminy. Porad powinien udzielać zatrudniony na etacie radca prawny albo adwokat. Skoro my – obywatele – płacimy podatki na uchwalanie tych bublowatych i krzywdzących nas wszystkich ustaw, to w zamian za to powinniśmy mieć prawo wymagać od państwa pomocy w tym zakresie.
Szósta mina – brak edukacji prawnej obywateli
Taka edukacja powinna być prowadzona w szkołach. Np. na lekcjach WOS-u, czyli wiedzy o społeczeństwie. Zamiast wałkowania farmazonów typu „co może prezydent” czy „co może premier” albo inny minister czy poseł (wystarczyłaby jedynie wzmianka na ten temat), co przeciętnemu Kowalskiemu nie jest przydatne, na lekcjach WOS-u powinny być przerabiane podstawy prawa spadkowego, i w ogóle cywilnego, a także prawa pracy, żeby obywatel przynajmniej wiedział z grubsza, że np. długi się dziedziczy i jak się przed tym bronić, żeby wiedział, że można podnieść zarzut przedawnienia długu, żeby wiedział, jak podważyć egzekucję komorniczą i jaki rodzaj powództwa złożyć, albo do kogo złożyć skargę na prezesa czy dyrektora zakładu pracy itp. Wtedy każdy z nas miałby przynajmniej świadomość czyhających na nas zagrożeń i przynajmniej z grubsza wiedział, jak się przed nimi bronić. Bo owo „z grubsza” wystarczy, żeby przynajmniej ruszyć właściwą drogą, a o szczegóły zapytać choćby mecenasa Google, a jeszcze lepiej – prawnika.
Jeżeli ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, zna więcej min – proszę o wskazanie ich w komentarzach.